sobota, 31 grudnia 2011

Rock Nergala


Kiedy dział się hałas wokół Nergala, niektórzy uważali, że on na tym dobrze wychodzi. Ja się z tym nie zgadzam.

Występując w telewizorni pokazał się jako facet, który mógłby być nie identyfikowany z postacią na jaką się kreuje w swojej poezji. To tak, jakby Witkacy wstąpił do Armii Czerwonej. Wychylił się w którymś z programów, że nie zgadza się z innym twórcą heavy metalu, który nie chciał brać udziału w takim programie wyraźnie określając dlaczego. Różnicę zdań szanuję, ale przychylam się do zdania i postawy Bruce'a Dickinson'a. Wątpię aby ten wystąpił na okładce gazety w żadnej mierze nie przystającej do własnej twórczości, a kreującej jedynie słuszną opcję polityczną. Ta opcja polityczna ma głębokie korzenie i zawsze cechowała się jedyną słusznością. Nawet jeśli dziś próbuje się to określenie przypisać komu innemu, często będącego kimś kto do tej słuszności ani nie pasował, ani nie miał takiego zamiaru. Krótko pisząc, sprzedał się za cenę popularności i, być może, usłyszymy jego kawałki w wykonaniu zespołów kręgu disco polo.

Powinienem chyba zatytułować ten wpis Rok konsumenta. Bo wiele wskazuje na to, że najwyżej w cenie stoi plenie, by pleść i jedzenie by jeść. Bo po co myśleć? Kiedyś nie dowierzałem, że przejdzie to, że należy ukraść pierwszy milion. Potem nie wierzyłem, że należy brać kredyty by być bogatym. Nie jestem bogaty, nie ukradłem, a niczego mi nie brakuje. Może dlatego, że nie brakuje mi zdrowego rozsądku i woli korzystania z tego daru. Dzięki temu myślę i mam wszystko poukładane na swoim miejscu. Będę płacił za konsumentów, bo taka jest wola wybieranych przez nich polityków. A wola polityczna to potężna siła. W nieodpowiedzialnych i nieodpowiednich rękach bardzo niebezpieczna. A jak czołowy polityk jest jedynie karierowiczem, to jeszcze gorzej.

Nie jestem zgorzkniały, bo niewiele mam  to i niewiele mi odbiorą. I tak najbardziej uderzy to w konsumentów. Kiedyś bałem wychylać się ponad przeciętność i małostkowość. A nigdy nie byłem ani małostkowy, ani przeciętny. Dziś już się siebie nie boję, bo radzę sobie, dzięki Bogu, ze swoimi słabościami i przestałem sam siebie zaskakiwać. Chyba, że pozytywnie, ale to cecha ludzi optymistycznych.

Rzecz jasna konsumenci też są optymistyczni i pozytywnie nastawieni, przecież muszą takimi być, inaczej spadliby do drugiej ligi, gdzieś w moherowy szeol. Konsument wierzy w taki świat. Inaczej nie mógłby funkcjonować jako konsument. Wie, że jeśli tylko mu się stopa obsunie, spada w przepaść. Ani przez myśl mu nie przejdzie, że nie musi żyć na skraju przepaści. No ale od tego właśnie jest Nergal, by mu ubarwić takie życie, jakie sobie sam wybrał. I  ziomale Nergala ;-)

Kończąc ten wpis o roku niepomyślnym - ponieważ należał on do tych, którzy nie myślą, ale, i tu zagadka, był on nie po mojej myśli, a jednak świetny - nie będę życzył nikomu niczego, a tym wszystkim, którzy są kimś, wszystkiego, bo i po co. Życie się dzieje, bo jest dane. A jak się dzieje, to już inna kwestia. Każdemu wedle życzenia, bo porządek w naszym życiu układamy sobie sami. Nawet jak znajdziemy takich, których chętnie obwinimy za swoje dole i niedole. Oni to zrobią z naszej woli, z naszego przyzwolenia. I o takim przyzwoleniu tutaj piszę. W moim przekonaniu Nergal jest tego świetnym ilustratorem.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Droga od Boga




Egzorcyści szacują, że 70% ludzi jest zniewolonych przez szatana, a 3% opętanych. To znaczy, że w takim mieście jak Elbląg, w którym mieszkam, opętanych może być niemal 4000 (4tys.) ludzi. A 90tys. ma kłopoty duchowe, wynikające, przede wszystkim z tego, że słabo przychylamy się ku naukom Biblijnym o chronieniu ducha, chronieniu swojego serca. Choć chcemy kierować się głosem serca, chcemy być szczęśliwi, kochać i być kochanym, nie wierzymy, że to jest możliwe lub nie chcemy by to się zrealizowało naprawdę.

Dlaczego, niby, mimo chęci, niektórym z nas nie w smak kierować się głosem serca? Na pewno dlatego, że nie jest łatwo. Stawia to pewne warunki, którym trzeba sprostać. A w świecie, gdzie nie warto się wychylać, lepiej pozostać w tyle, gdzieś w tle. To również forma odpowiedzialności. A jak tu być odpowiedzialnym w świecie powszechnego braku zdrowego rozsądku? To już lepiej pooglądać The Voice of Poland.

Dlaczego brakuje nam wiary w dobro tego świata. Bo na ulicy jest błoto? No chyba, że mieszka się na ulicy, gdzie mieszka jakaś szycha, radny, czy nawet poseł. Wiadomo. Na tym świecie dobrze być nie może.

I kto mi uwierzy, że te dwie postawy to pycha, czyli oderwanie od realiów życia?

Niektórzy uznają, że mówić o szatanie i egzorcyzmach to jest oderwanie od realiów życia. Pewnie zło pochodzi od Boga? Albo nie ma Boga i nie ma szatana, jest tylko człowiek i do tego powinniśmy się ograniczać, myśląc o życiu? Bo myślenie, że nie ma szatana ogranicza zrozumienie istoty zła i celowości zła. A myślenie, że nie ma Boga, ogranicza zrozumienie dobra i celowości dobra. A jeżeli nie ma dobra i nie ma zła to co jest? A może dobro i zło ma tylko jedno źródło? I w zasadzie nie ma czego rozważać, trzeba żyć, by być realnym. Otóż to, skoro nie ma Boga i nie ma szatana, to można żyć normalnie?

Ludzie, którzy nie są oderwani od rzeczywistości widzą jak wygląda życie bez duchowości. Znamy wiele przykładów duchowego wzorca. Św. Szczepan, bł. Jan Paweł II, męczennicy za Wiarę w Nigerii. Oczywiście zawsze można opowieść o tych postaciach ograniczyć do mówienia o ludziach, ich pragnieniach i przeszkodach w realizacji tych pragnień. Tylko po co się ograniczać? W imię bronienia stanowiska, że nie ma szatana i że to zabobony średniowieczne? Naprawdę warto?

.

Betlejem w Twoim sercu



Boże Narodzenie służy nam dzisiaj jako tło handlu i zabawy. W takiej atmosferze łatwo przegapić powód i sens Bożego Narodzenia. Wielu z nas uznaje te dni jako pretekst do wzruszeń i tanich pocieszeń, ograniczając się do podarków, dzielenia opłatkiem, karpia w galarecie i do zapachu zielonego drzewka. Łatwo w tej atmosferze rozminąć się z głównym bohaterem świąt, Jezusem, który przyjmuje postać dziecka. Dajmy Mu szansę.

Ze świętami Bożego Narodzenia związany jest przyjemny zwyczaj składania sobie życzeń i wręczania prezentów. Aby kierowane wzajemnie do siebie słowa miały moc, powinny wychodzić z serca i być zanurzone w modlitwie. Wtedy możemy mieć nadzieję na ich spełnienie. Trzeba więc umieć się wyciszyć w krzątaninie przygotowań do świąt. Przysposobić własne serce, które ma stać się osobistym Betlejem. W odnowionym duchu każdego z nas rodzi się Jezus, wyzwalający w nas to co najlepsze.

Elementy świątecznej tradycji przybliżają nas do tajemnicy Boga, który urodzi się jako małe dziecko. Koncentrując się na Nim, obudzimy w sobie najlepsze uczucia i myśli. Chrystus przyniesie każdemu możliwość kochania i dar bycia kochanym. Bierzmy tego daru garściami, ponieważ On ofiaruje nam miłości w nadmiarze. I wystarczy dla każdego.

Wigilia wprowadza nas w święta. Bóg urodzi się w ciszy nocy dla zbawienia wszystkich ludzi, rozświetlając ciemności, wyzwalając radość i uwalniając od lęków. Za naszych czasów Bóg rodzi się w ciszy naszych serc, dzięki czemu przestajemy być zaledwie dziełem Boga, stworzeniem, lecz cząstką Jego samego.

Czy będziesz Jego Betlejem?

Poczytaj: Adwent, tydzień pierwszy, Adwent, tydzień drugi, Adwent, tydzień trzeci, Adwent, tydzień czwarty.

piątek, 16 grudnia 2011

Ocena naukowa terapii Berta Hellingera


Stanowisko Niemieckiego Towarzystwa Terapii Systemowej i Terapii Rodzinnej wobec terapii Berta Hellingera (fragmenty www.dgsf.org/themen/berufspolitik/hellinger):

1. Praktyka ustawień rodzinnych według Berta Hellingera daje Zarządowi powód do wyraźnej krytyki i rodzi niepokój o ewentualne narażanie na szwank klientów.

2. Hellinger w swoich wielkich przedstawieniach oddziaływujących mocno na publiczność stosuje ustawienia rodzinne. Już tu rodzą się pytania o definicję roli terapeuty i definicję relacji wewnątrz tria: publiczność-klient-terapeuta. W swoich ustawieniach rodzinnych Hellinger postuluje istnienie porządku podstawowego i hierarchii oraz zawsze przedstawia swoje koncepcje, interpretacje i interwencje z absolutną pewnością, która w ogromnym stopniu ogranicza autonomię klientów. Jednocześnie unika poważnej i krytycznej dyskusji n.t. swojej metody i woli otaczać się gromadą "wierzących" zwolenników. Prowadzi to do powstania aury "niekrytykowalnego", co jest nie do pogodzenia z przejrzystością terapii systemowej. Dlatego Zarząd NTTS i TR wymaga od terapeutów i doradców terapii systemowej krytycznego i pełnego dystansu stosunku do metod i sposobu postępowania B. Hellingera i wyraża nadzieję, że renomowani praktycy ustawień rodzinnych wykażą  umiejętność oddzielenia się od Berta Hellingera.

3. Za niebezpieczną dla klienta i nie do przyjęcia pod względem etycznym ocenić również należy rzeczywistą praktykę ustawień rodzinnych. (Tu następuje opis szczegółów).


Stanowisko Towarzystwa Systemowego (Terapii Systemowej) z maja 2002 www.systemische-gesellschaft.de/download/stellunghellinger.pdf

Jako jeden z wiodących Związków Psychoterapii Systemowej dystansujemy się od stosowania tego rodzaju [Berta Hellingera] ustawień rodzinnych, w trakcie których przy wyłączeniu osobistej odpowiedzialności za ewentualne skutki oraz przy braku jakiegokolwiek zabezpieczenia jakości i kontroli (np. przez superwizję) ludzie narażeni są na pewnego rodzaju niepoważne "uzdrowicielstwo", w trakcie którego wzbudza się w nich nierealne nadzieje i przekazuje ekstremalnie uproszczone konstrukcje myślowe.
tłum. B. Siuda

Fragmenty wybrałem kierując się Aneksem nr.6 Terapia Hellingera
z ksiązki "Psychologia i New Age" autorstwa o. Posackiego


Psychoterapia czy okultystyczna inicjacja?

Bert Hellinger, jest jednym z najbardziej znanych  współczesnych  terapeutów, który staje się coraz bardziej popularny na świecie, w tym także w Polsce. Urodzony w 1925 roku w Niemczech, studiował filozofię, teologię i pedagogikę, a w 1946 wstąpił do katolickiego zakonu misyjnego. W zakonie spędził 25 lat, z czego 16 na misji w RPA, u Zulusów. Po powrocie do Niemiec coraz bardziej skłaniał się ku psychologii, a w 1971 roku wystąpił z zakonu i poświęcił się psychoterapii. Najpierw studiował psychoanalizę w Wiedniu, później zafascynowała go tzw. "terapia krzyku" A. Janova. Hellinger zgłębił także inne kierunki m.in. Programowanie Neurolingwistyczne (NLP).

Metoda NLP - odrzucana przez wielu naukowców jako kolejna wersja pseudonaukowej ideologii "pozytywnego myślenia" - opiera się na założeniu, że postępowaniem człowieka kierują określone kody, które można odkryć podczas terapii i świadomie się nimi posługiwać. Hellinger włączył elementy NLP do swojej praktyki terapeutycznej, w której zajął się tzw. terapią rodzin. W tym aspekcie uległ tez wpływom dynamiki grupowej V. Satir (wielokrotnie rozwiedzionej terapeutki rodzin) oraz psychologii Gestalt, autorstwa guru F. Perlsa, ściśle związanych z Instytutem Esalen, kuźnią ideologii New Age. Widać też u niego wpływ psychodramy J. Moreno i hipnoterapii M. Ericksona.

Hellinger wkrótce odkrył, że kody nie zawsze pochodzą z naszego życia, ale mogą być dziedzictwem przodków. Dokonał tu własnej syntezy, wykraczającej wyraźnie poza świat nauki. Duże wrażenie w tym względzie wywarły na nim stosunki społeczne Zulusów, zwłaszcza ich pełne szacunku relacje z rodzicami i przodkami. Pozwala pouczyć się przez uprawiających magię i spirytyzm Zulusom, w zasadach mądrości życia, którą potem przekazuje innym mówiąc o tzw. "ustawianiu rodzin".

Jak twierdzi znany psycholog i krytyk sekt Colin Goldner, Hellinger poznawał rozmaite terapeutyczne metody, ale w żadnej z nich nie jest porządnie wykształcony ani wykwalifikowany. Do dziś nie jest urpawniony do prowadzenia psychoterapii. Hellinger wyrwał z kontekstu znaną od dawna technikę terapii rodzinnej i zaopatrzył ją w swój szczególny, ezoteryczny światopogląd. Właśnie ta ezoteryczna konotacja charakteryzuje jego terapię i odróżnia ją istotnie od poważnej terapii rodzinnej.

Wszędzie zarzuca mu się nienaukowość, dogmatyzm, niekiedy konserwatyzm, także okultyzm czy ezoteryzm. Wielkie zastrzeżenia w tym kontekście budzi krótki czas trwania jego terapii, zwanej też "ultrakrótką terapią rodzin". Natomiast w Polsce jego pseudonaukowe, antychrześcijańskie i bardzo niebezpieczne - w każdym sensie tego słowa - teorie są stawiane na piedestale psychologii. Krąży wiele jego książek opublikowanych w wydawnictwach psychologicznych. Nawet Ministerstwo Zdrowia promuje tą metodę.

Już w czasopiśmie "Report Psychologie" (5-6/99) profesorowie Lukesch, Perrez i Schneewind podkreślają, że "pseudonaukowe i pseudopsychologiczne oferty", do których zaliczają sie ustawienia rodzinne według Berta Hellingera, "mimo swego niepoważnego charakteru zdobywają liczną publiczność". Ubolewają także: "Nie można nie zauważyć tego, że na tym półlegalnym rynku działają psychologowie o wykształceniu akademickim, którzy swoimi tytułami akademickimi przydają tym metodom powagi, co do której nie ma żadnych rzeczowych podstaw".

Dowolnie wybrane spośród widzów osoby, uczestniczące w ustawieniu, które reprezentują poszczególnych członków rodziny klienta, w trakcie terapii odczuwają ich emocje, szczególnie zmarłych (!). Obcy i przypadkowi ludzie stają się nośnikami prawdy o rodzinie. Zdarza się, że odczuwają oni emocje członków rodziny klienta w sposób fizjologiczny, na przykład jako ból brzucha czy ciężar na karku. Jest to coś więcej niż zwykła empatia, gdyż sięga "poza czas". Dlatego przypomina raczej doświadczenie mediumiczne i wyraźnie odwzorowuje strukturę seansu spirytystycznego.

Napisałem ten tekst korzystając z wiedzy o. Posackiego
współczesnego demonologa i konsultanta egzorcystów katolickich,
opierając się na książce: "Psychologia i New Age".

.

czwartek, 15 grudnia 2011

Szamańska terapia Hellingera


Czym jest terapia Berta Hellingera pisze Daan van Kampenhout w swojej książce "Rytuały szamańskie a ustawienia rodzinne".

"Po raz pierwszy spotkałem się z metodą ustawień rodzinnych w 1998 roku jako uczestnik warsztatów prowadzonych przez Gabrielle Borkan. Byłem pod wielkim wrażeniem możliwości uzdrawiających tej metody. Zaintrygowany i poruszony efektami pracy systemowej, wkrótce zacząłem regularnie brać udział w seminariach prowadzonych przez Gabrielle, a także innych trenerów. Prawie natychmiast zwróciłem uwagę na coś dziwnego: większość terapeutów na wstępie wypowiadała pewne szczególne zdanie. Wcześniej czy później padały słowa w rodzaju: 'Nie rozumiemy procesu, uczestnicy reprezentujący członków rodziny klienta doświadcza uczuć rzeczywistych ludzi, których reprezentują'.
Dziwiło mnie, że wszyscy mówili coś podobnego. Dlaczego prowadzący ustawienia rodzinne nie potrafili zrozumieć podstawowych aspektów procesu zachodzącego w obrębie ustawienia? Ja, mając za sobą wiele lat doświadczeń w praktykach szamańskich, nie widziałem w tym, co się działo podczas ustawienia, aż tyle tajemniczości. (...) Pomyślałem sobie, że być może uda mi się po jakimś czasie znaleźć odpowiedzi przydatne dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć zjawiska pojawiające się w procesie pracy systemowej." (str.11)

"W tej książce  zastanawiam się nad paroma pytaniami, które zostały sformułowane w czasie prac Berta Hellingera nad rozwiązaniami systemowymi, a nie doczekały się odpowiedzi. Na przykład: jak jest możliwe, że reprezentanci stojący w ustawieniu, nie wiedząc prawie nic o danej rodzinie, są w stanie odczuwać i wyrażać istotę związków istniejących pomiędzy jej członkami? CO naprawdę dzieje się w tym momencie? (...) ...czy ustawienia mogą także uzdrawiać zmarłych?" (str.16)

"W tradycyjnym szamanizmie duchy reprezentowane są na różne sposoby. (...) Obecność duchów uwidacznia się, gdy szamani stają na ich miejscu, tańcząc taniec duchów i nucąc ich melodie. (...) ...wymowa rytuału opiera się (...) na tych samych zasadach, które umożliwiają działanie konstelacji. Zarówno tańczący szaman, jak i reprezentant w ustawieniu stoją w miejscu kogoś innego, czują w swej duszy jego esencję, patrząc na świat oczyma tej drugiej osoby." (str.195)
Fragmenty wybrałem kierując się Aneksem nr.6 Terapia Hellingera
z ksiązki "Psychologia i New Age" autorstwa o. Posackiego 

Wraz z działalnością Hellingera i jego uczniów wkrada się niebezpieczna postawa duchowa: magiczne rytuały nazywają się teraz "terapią", zamiast diagnozy mamy wyrocznię, a badanie przyczyn polega tylko na powtarzaniu okultystycznych nauk mistrza na temat powstawania chorób i cierpienia.

Weryfikuje to dobre samopoczucie, czasem uzdrowienie, ale jaki obraz świata wynosi z tego przeżycia ozdrowieniec? O jakich cudach będzie mówił i jakiego boga będzie rozgłaszał skoro wygląda to na rytuał wróżbiarski, sterowany przez duchy, gdzie ceną jest utrata wiary i duchowa blokada?

Przeżywa on stany mediumiczne, nad którymi nie ma i nie może mieć kontroli. Mamy tu do czynienia z faktami paranormalnymi, którymi zresztą chlubi się Hellinger, przytaczając je jako potwierdzenie swojej teorii. Ludzie tak jak w sekcie poddają się mu i powtarzają za nim teksty podyktowanych rytuałów. Coś się dzieje. Jakie jednak siły ukrywają się za tymi doświadczeniami?

Według Caludii Barth, znawczyni tematyki ezoterycznej, koncepcja Hellingera jest mieszaniną socjo-terapeutycznych metod ustawień rodzinnych oraz ezoteryczno-szamanistycznej wiedzy tajemnej. Złe duchy "przodków" atakują żywych z rodziny, jak opowiada w swojej książce "Bóg wśród Zulusów" dr. K. Koch,, światowej sławy ekspert od okultyzmu i egzorcysta, a także lekarz medycyny - misjonarz wśród Zulusów, w tym samym czasie co Hellinger! Stwierdził on, że "o religijnym życiu Zulusów nie można powiedzieć nic pocieszającego. Każdy z nich od urodzenia uprawiał magię (...), składali ofiary duchom przodków".  Chodzi więc raczej o złe duchy, które kontrolują ludzi poprzez handel wymienny zdrowiem. "Uzdrawiając" ludzi uśmiercają ich duszę i zamykają na chrześcijaństwo. Doświadczenie uczy, że chorzy Zulusi-poganie niekiedy szybko przychodzą do zdrowia, gdy przechodzą na służbę do duchów. Hellinger, który spędził w katolickim zakonie misyjnym 25 lat, z czego 16 na misji w RPA, miał ewangelizować Zulusów sam dał się "zewangelizować". Miał wypędzać duchy, a teraz je napędza, czyniąc przypadkowych ludzi mediami, przymuszając do spirytystycznego doświadczenia inicjacji. Z "przemocą złych duchów", o których wspomina Koch, wielokrotnie spotykają się egzorcyści, także w Polsce!

Metody Hellingera uczy się rzesza alternatywnych psychouzdrawiaczy. Na serio biorą je nawet niektórzy wykształceni psycholodzy i psychiatrzy. Dlaczego rytuał działa z taka mocą? Okazuje się, że z samego umiejscowienia osób w przestrzeni można odczytać komunikat dotyczący istniejących między nimi relacji. Potem terapeuta-guru dokonuje stopniowych zmian w tym układzie, a reprezentanci-media mówią o swoich, choć niekoniecznie własnych, "emocjach" z tym związanych. Klient-inicjowany przygląda się temu z boku, dostrzegając powoli, gdzie leży źródło jego problemu. To jest zbyt proste, by było prawdziwe. Jest nieprawdziwe jako terapia, zaś prawdziwe jako inicjacja.

Nie jest przypadkiem, że większość terapeutów hellingerowskich pochodzi z rozległego obszaru psychosceny ezoterycznej. Po prostu wszystko, co pochodzi ze sceny okultystycznej czy ezoterycznej, zasadniczo jest kompatybilne z Hellingerem. Dlatego wątpliwej jakości stowarzyszenia ezoteryczne ciągną z tego łatwe zyski.

Tymczasem za grzechy pokoleniowe ducha, musi być duchowa pokuta, którą Hellinger eliminuje. Żadne parahipnotyczne psychodramy, ani spirytystyczne rytuały tu nie pomogą. Gdy przechodzimy do pogańskich metod uważajmy - stan będzie dużo gorszy niż poprzednio. Będzie więcej chorób i nieszczęść, więcej grzechów i więcej demonów. Takie "terapeutyczne" lekarstwo jest bowiem gorsze od samej choroby.

Napisałem ten tekst korzystając z wiedzy o. Posackiego
współczesnego demonologa i konsultanta egzorcystów katolickich,
opierając się na książce: "Psychologia i New Age".

wtorek, 13 grudnia 2011

Znowu mamy panikę 13 grudnia


Określenie panika pochodzi z armii. Mówiło się tak gdy zbliżał się termin niezapowiedzianych wizyt przełożonych, wyższego dowództwa lub jakichś komisji czy inspekcji kontrolnych. Inaczej pisząc, panika następowała wtedy, gdy ktoś stawał się widzialny i prześwietlany. Coś niczym Oko Saurona zwracało swoją uwagę na kogoś, kto wolałby tego uniknąć.

Dzisiejsi politycy reagują w taki sposób na rocznicę zbrodni, która została dokonana wobec narodu polskiego. Panika wskazuje, że nadal większość z nich pragnie uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z pamięcią tego wydarzenia. Na ratunek przychodzi im światopogląd New Age, że swoim pozytywnym myśleniem. Czyli pokazujemy to tak jakbyśmy chcieli widzieć, a każda inna wersja wydarzeń jest szkodliwa. Ma być bezboleśnie, bo życie nie musi być cierpieniem. I tak należy o tym myśleć, gdy słyszy się dumnego ze swojej przynależności do PZPRu działacza w programie jednego z celebrytów dziennikarstwa, Tomasza Lisa. Otóż, ów działacz, Włodzimierz Czarzasty powiedział, że komuniści w naszym kraju nie byli oprawcami. I z pewnością będzie on nadal promowany przez nasze media. Podobnie należy widzieć słowa szefa naszego MSZetu, gdy prorokuje na temat tego co powiedziałby zamordowany przez bojówki PZPRu bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Dzisiaj jest też dzień, w którym radosny szef naszej rady ministrów podsumuje Prezydencję Polską w Unii Europejskiej, która dla swoich idei wspólnej europejskiej gospodarki przekracza idee demokracji, krocząc prostą drogą ku dyktatowi. Otóż, nasz premier z pewnością wspomni o tym, że Polska jest silna i pozytywna, i nie potrzebowała pielgrzymki na Jasną Górę do Matki Boskiej Częstochowskiej na zakończenie swojej prezydencji. Od tego przecież zaczął.

Pozytywne myślenie nie sprawdza się w życiu. Prowadzi do niezrozumienia własnego miejsca w tym czasem dziwnym świecie i konfliktów z prawdą. Nie da się ominąć afrykańskiej tragedii, wojen w krajach arabskich i głodu w naszym kraju. Nie da się powiedzieć, że ja mam rację, ponieważ stanowię najlepszą opcję. Z racją jest jak z dupą, każdy ma swoją. Opcji jest więcej i każda, jeżeli nie przekracza podstawowych wartości i nie odbiera godności drugiemu człowiekowi, ma prawo istnieć. W pozytywnym myśleniu może być tylko pozytywnie, a ja nie wiem jak pozytywnie myśleć o głodnych dzieciach mieszkających na tej samej ulicy. Ich błędem jest to, że nie myślą pozytywnie? Każde działanie nie mające na celu pomocy, jest szkodliwe. Nie ma kompromisu.

Interpretacji na temat Stanu Wojennego jest wiele i nie ma żadnej słuszniejszej, mojszej. Funkcjonują i takie, które usprawiedliwiają, takie które minimalizują zarówno jego szkodę, jak i takie, które minimalizują jego wpływ na dzisiejszy stan naszego kraju, ale istnieją takie, które krytykują w czambuł. Nie da się, mimo wszystko, wpoić ludziom jakąś jedną słuszniejszą wersję, to walka z wiatrakami, wyraz paniki wynikającej z bajkowego Oka Saurona. Poza tym, wiadomo, najbardziej panikują umoczeni.

.

niedziela, 11 grudnia 2011

Hellingerowi mówię zdecydowane nie


Hellingerowi mówię zdecydowane nie, ponieważ NIE! mówię na każde wywoływanie duchów. Czytający Biblię wiedzą jak wyszedł na tym pierwszy Król Izraelitów Saul.

Ja rozumiem, że metoda jest rewelacyjna, że pochodzi od ludzi, którzy nie mają najmniejszych problemów pokoleniowych i przeniesieniowych. Żyją pełnią szczęścia, radośnie i nie potrzebują uzdrowień imieniem Jezusa Chrystusa. Ja taki nie jestem. Potrzebuję modlitwy wstawienniczej, uzdrowień międzypokoleniowych i wspierającej w rozwoju duchowym. Ponieważ wybrałem Jezusa Chrystusa na swojego Pana i Ożywiciela.

Ale dość pitolenia. Co mówią fakty? Jak zwykle, to co ma na myśli ich przedstawiciel. Ale ja wolę słuchać co na ten temat twierdzą egzorcyści.Pseudoterapia Berta Hellingera. Szanujący się psycholodzy też nie mają o tym dobrego zdania, ponieważ nawet on sam nie wie jak to działa.

Przyjmowanie czegoś tylko dlatego, że działa nie musi być dobrym rozwiązaniem. Przecież kradzież przynosi szybki i łatwy dochód, czyli działa zgodnie z oczekiwaniami. Ale złodziej nie ma najlepszego życia. Można powiedzieć, że siedzi na szpilkach, w ciągłej gotowości do ucieczki i w lęku o siebie. Tak nie wygląda wolność. Czyli nie wszystko co działa zgodnie z oczekiwaniami daje wolność. Wolność daje to, co działa w zgodzie z wolnością i w jej poszanowaniu. Jeżeli miałbym bezkrytycznie przyjmować to co działa zgodnie z oczekiwaniami, poważnie ryzykowałbym godnością swojego życia. Wychodzi na to, że bezkrytyczne podejście do życia zwyczajnie ogranicza wybór. Ograniczony wybór nie pozwala być wolnym.

Teraz łatwo powiedzieć, że skoro powołuję się na naukę Kościoła katolickiego, to przecież powołuje sie właśnie na ograniczanie. Nie wiem gdzie nauka Kościoła katolickiego zabrania korzystania z metody Hellingera. Wiem, że egzorcyści odwołują się do swojego doświadczenia. Doświadczenie to wskazuje na to, że ludzie parający się spirytyzmem popadają w pewien rodzaj kłopotów, z którego akurat oni potrafią człowieka wyciągnąć. Człowiek będący w takich kłopotach zaczyna się izolować od ludzi, ponieważ oni nie potrafią zrozumieć jego udręki, on sam też nie potrafi jej zrozumieć. Myślisz, że na dworcach, jako bezdomni, kończą tylko pijanice? No to byś się zdziwił...

---
Szamańska terapia Berta Hellingera
 Ocena naukowa terapii Berta Hellingera

.

środa, 7 grudnia 2011

Dobre, bo polityczne


Pewnych rzeczy nie da się nie skomentować. Widziałem dziś na pasku pod twarzą jego ekscelencji Nowaka napis, że szybkie koleje w naszym kraju zaczną jeździć w 2030r. Pomyślałem, że skoro będzie on ministrem do 2015, to widać już wie, że sprzątać po nim będzie trzeba 15 lat.

Nie mówię, że jestem najbogatszym człowiekiem w naszym kraju, albo, że prowadzę, chociażby jakiś lukratywny biznes. Ale swoje o robieniu kasy wiem. Budowa takich kolei nie musi trwać niemal 20 lat. Ludzie od takich pociągów nie zarabiają na budowie.

Potem zobaczyłem, jak zwykle trafny, komentarz do tego p. poseł Jadwigi Wiśniewskiej z PiSu, że jakby słuchać pana ministra Nowaka, to w Polsce nic nie będzie...

Dożyliśmy ciekawych czasów...

.

piątek, 18 listopada 2011

Szeroka gama refleksji

Dzisiaj miałem ciekawą sytuację do poobserwowania.

Chodzę na zakupy na Giełdę Elbląską. Wychodząc dziś przed południem ze zwyczajowych zakupów, które należą do mnie usłyszałem głos kobiecy, w domyśle, kobiety dojrzałej: "cztery torby zakupów, torebka, normalnie jak wielbłąd". Obejrzałem się i zobaczyłem osobę, która wcale sobie nie dowcipkowała, była rozeźlona.

W jednej ręce telefon przyłożony do ucha, pod pachą torebka większa od mojego plecaka, a w drugiej ręce białe worki, zwane "reklamówkami", w których znajdowały się przedmioty wielkości bułki, może małego chleba.

Nie pochwalę się refleksjami jakie przeszły mi na ten widok przez głowę. Raczej zaproponuję zabawę. Wyobraź sobie taki widok i pomyśl, co mogłoby przyjść Ci do głowy na ten widok. 

To co pomyślisz, świadczy jedynie o Tobie. To co pomyślisz, to autorefleksja. Zawsze kiedy myślisz o kimś innym, a jeszcze lepiej, gdy mówisz na czyjś temat, będzie to autorefleksja. Najlepsze jest wtedy, gdy mówisz o kimś, a przysłuchuje się temu, ktoś, kto świetnie zdaje sobie sprawę z tego mechanizmu psychologicznego.

Życzę powodzenia ;-)


czwartek, 10 listopada 2011

Palikoktowcy

Czyli wiemy, że chcesz być okłamany. Inaczej nie bylibyśmy w Sejmie RP.

Szef ruchu własnego imienia z pewnością zna się na chwytach biznesowych, właściwie prowadzonym PR na potrzeby biznesu i w ogóle zna się na rzeczy. Jego ruchowa wyznawczyni, coraz szerzej słynąca z przegranej sprawy z p. Najfeld własnie próbuje wykorzystać jego wiedzę i własna moc, czyli plecy, by tworzyć pewien wizerunek, który nie musi, a nawet chyba nie chce, mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Jednym słowem, kłamią, bo wiedzą, kto i po co chce być okłamany. Gdyby ludzie robiący biznesy nie znali się na tym, słabo by im się wiodło. Sprawdza się też zdanie, że dzisiaj rządzą światem kupcy.

Dajmy na to ambaras z p. Nowicką, pomijając już czyją jest matką i żoną, sama: "Wanda Nowicka deklarowała, że jej federacja otrzymuje dotacje, darowizny celem wspierania jej działalności statutowej. Z treści dokumentów z postępowania karnego wynika jednak, że między federacją, a firmami farmaceutycznymi były relacje handlowo-usługowe. Przynajmniej jeden podmiot zlecał federacji wykonywanie usług o charakterze „marketingu społecznego”. Polegały one na informowaniu grupy konsumentów jaką jest młodzież o produktach tej firmy mający charakter antykoncepcyjny, a ściśle wczesnoporonny."

To nie jest wiedza tajemna, z której cała ta rodzina słynie. Można poczytać sobie co twierdzi na ten temat mec. Kwiecień. Wystarczy kliknąć MamProces.pl a jest tam znacznie więcej na temat tego, czym p. Nowicka się zajmuje, skąd i ile ma pieniędzy, nie tylko na działalność statutową, na jaką się powołuje.

Ale żeby to czytać i chcieć wiedzieć jak jest naprawdę, trzeba mieć taką wolę. Większość zawsze spełnia wolę kupców, no i żyją tak, jak im ci każą żyć, bo po co inaczej.

Wolę być katolem niż ateistą

Podstawowa różnica, z ludzkiego punktu widzenia, polega na tym, że jako katolik uznaję życie od poczęcia i traktuję je jako nową i indywidualną osobę ludzką, która, tak samo jak ja, ma prawo do zbawienia. Ateista od poczęcia uznaje prawo tego czegoś do eutanazji. Różnica wynika z postawy wobec siebie i życia.

Ateista to też ktoś, kto kiedy choruje robi tak, jak nikt inny. Broni się w ten sposób przed eutanazją, jednak leczy się szablonowo, jak powszechnie przyjęto. Ja jako katolik choruję jak wszyscy, natomiast leczę się tak jak potrzebuję akurat ja. Dla mnie śmierć nie jest niczym strasznym, a już na pewno nie jest niedozwolonym. Interesuje mnie co dzieje się po śmierci. Zgodnie z nauką ateistów, jedno jest pewne, wierzący na frajerów nie wyjdą, bo jeśli tam nic nie ma, to nie ma.

Różni nas również podejście do samej osoby Boga i Jego ucieleśnienia w postaci Jezusa Chrystusa. Dla mnie sprawa jest prosta. Ateista uważa Jezusa za człowieka. Komplikacja polega na tym, że dla ateisty Jezus nie jest człowiekiem zły albo dobrym, ale jest człowiekiem nieistniejącym. Poza komplikacją, którą trzeba jakoś sobie umieć umiejscowić w umyśle, trzeba wykazać się naprawdę godnym pozazdroszczenia aktem wiary. Tak więc zarówno ateiści jak i katolicy w centrum życia mają Jezusa Chrystusa.

Mi, katolikowi, obecność Jezusa we własnym życiu obrazuje bł. Jan Paweł II i całe zastępy świętych. Ateiście obecność Jezusa w jego własnym życiu obrazuje wiecznie żywy Lenin i cały zastęp ideologów spełniających głównie wyzwanie kreacji nowomowy, przystosowywanej do współczesności.

Mógłbym tak pisać i pisać. Być wierzącym, to kierować się określoną świadomością, która wyjaśnia świat, życie i własną osobę. Ateizm jest tutaj ograniczony. Niestety, nie potrafię uznać tego za świadomość, a jedynie ideologię. Ideologie są niedoskonałe, ponieważ nie spełniają warunków świadomości. Zawsze tak było i pozostanie. Moim celem w życiu jest doskonalenie siebie. Dlatego nie mogę być ateistą, ponieważ ateizm dopuszcza eugeniczny kierunek na wyszukiwanie niedoskonałości, czyli zwyczajnie mi nie po drodze.

.

wtorek, 8 listopada 2011

Promocja zabobonu

Jak czytam na regularnie odwiedzanym blogu "krzysztofjaw" promocja zabobonu i ciemnoty w telewizji publicznej trwa w najlepsze.

Ja tam jestem przekonany, że horoskopy tworzone kiedy Ziemia była jeszcze płaska, wszelkie amulety i talizmany, jasnowidztwa, magia innej treści i okultyzm to zwykła bujda nastawiona na ogłupianie i wykorzystanie głupoty ludzkiej.

Już pominę duchowe aspekty tej działalności, choć zawsze warto mówić o zagrożeniach poważniejszych od pustego portfela i wizerunku zwanego imażem. Jak wyglądają ludzie w oczach innych, gdy uzależniają swoje szczęście od kamyków, droższych, czy tańszych, albo jak wygląda osoba, która na braki finansowe kupuje żabkę wartą kilkakrotnie mniej. A co takie osoby poczną po śmierci, gdzie kamlotów nie da się ze sobą zabrać i nie spotka się żadnego wróża, który podpowie którędy do jakiej bramy. Wcale się nie dziwię zdroworozsądkowym apelom o niepłacenie abonamentów na takie hocki klocki.

Sam, najwyraźniej, mało oglądam tiwi, skoro omija mnie wątpliwa przyjemność oglądania oświeceniowych gadżetów z okresu jaskiniowców. Albo jestem wyjątkowo wybredny, skoro na to nie trafiam. Nie powiem, że filmy oparte na jakichś nawet magicznych opisach rzeczywistości mi się nie podobają. Lubie filmy takie jak: "Beowulf", "Avatar", "Starcie Tytanów" czy "Legion", bardzo dobrze się przy tym bawię i jak ktoś mi przypomni jak wygląda świat naprawdę, nie będę się obruszał, że tam widziałem coś innego, bo widziałem rozrywkę, przeżyłem przygodę, która nie ma wpływu na moje postrzeganie rzeczywistości i odnajdywanie się w niej. A jak ktoś mi mówi, że hałas wokół Nergala, przysporzy mu reklamy, to myślę sobie, że raczej nie da się pogadać na poważnie o co tutaj naprawdę chodzi.

.

niedziela, 23 października 2011

Kult braku wyobraźni

Kiedyś mówiło się "po nas choćby potop" lub "tumiwisizm". Dzisiaj to się nazywa nowoczesność. I ok, każdy sobie rzepkę skrobie.

Większość z tych, którzy nie lubią tego co piszę nawet nie wyobrażają sobie o co chodzi. A chodzi o prostą prawdę. Jeżeli zaczynasz przechodzić jezdnię na czerwonym świetle, sprowadzasz na siebie konkretne kłopoty. Rzecz jasna przechodzisz tylko wtedy kiedy jest bezpiecznie i za dwa lata nic się w tym temacie nie zmieni. Jednak większość z tych, którzy dwa lata temu zaczynali w poczuciu pełnego bezpieczeństwa przekraczać drobną granicę zdrowego rozsądku, mają już poważne kłopoty. Jednak nie muszą o tym jeszcze wiedzieć. Ich trudności rosły stopniowo i powoli, a myśl ludzka jest największą prędkością świata. To znaczy, że zdążyli sobie już zracjonalizować swój stan rzeczy i są absolutnie przekonani, że każdy kto ich ostrzega lub zwraca uwagę, zwyczajnie się myli.

Przechodzenie na czerwonym świetle koduje w podświadomości myśl o samostanowieniu. Takim osobom nikt i nic nie jest potrzebne do życia, są samowystarczalni. I w ogóle, niech wszyscy spadają.

Pomyślałby kto? Może i pomyślał, ale moje słowa są  za daleko idące, prawda? Trzeba jednak robić coś więcej niż przechodzić na czerwonym świetle by mieć taka postawę wobec innych. Poza tym, przechodzący na czerwonym zazwyczaj są bardzo towarzyscy, zapraszają innych do takiego postępowania. Oczywiście, nigdy gdy istnieje zagrożenie, droga zawsze jest pusta, a światła zupełnie niepotrzebne. Wystarczy rozum.

Jak widać rozum potrafi zwodzić swojego własnego "nosiciela". Rozum uznaje, że ok, to jest ok, kto to niby ma podważyć? Zwłaszcza gdy oddaje się cześć bożkowi braku wyobraźni. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest wierzący, czy ateista. Rozum bez wyobraźni to poważne kłopoty, nawet jeżeli zaczyna się od małego, niezauważalnego, przekroczenia praw zdrowego rozsądku.

.

sobota, 22 października 2011

Kult końca świata

To zaskakujące jak bardzo zależy nam na końcu świata. Jednak mocno podejrzewam, że chodzi jedynie o to, że wreszcie by się to wszystko skończyło. Co wszystko? To wszystko co sami sobie zgotowaliśmy.

Moje podejrzenia uzasadniam tym, że mało kto wspomina co będzie potem. Tak jakby nikt nie zauważył, że koniec staje się początkiem czegoś nowego. Zwyczajowo to nowe ma mocniejszy wyraz wcześniejszego.

Oczywiście są ludzie nieodpowiedzialni i ci nawet nie widzą, że trudności jakie ich napotykają mają źródło we własnych decyzjach. Np. nieodpowiedzialny ojciec i mąż, który odchodzi od rodziny. Nie wiem dokładnie jakie jest przełożenie, ale spora grupa z nich ma sądownie orzeczone alimenty. Czasem to się opłaca finansowo, czasem to konieczność formalna dla dalszych ustaleń biurokratycznych, wiem o tym, znam zaskakująco dużo "alimenciarzy". Jednak zdarzają się wśród nich, którzy uznają alimenty za karę nałożoną na ich wolność osobistą. To właśnie objaw nieodpowiedzialności, który potrzebny mi jest do zobrazowania jej samej. To ludzie, bo również kobiety, którzy nie dorośli do przyznania, że ich decyzje mają wpływ na otoczenie. Pozostają na etapie "czerwony lizak, a nie żółty" i nie ma opcji na żadnego lizaka. Nie ma znaczenia co to za sobą niesie. 

Wyobrażam to sobie, bo nie przeżyłem, jedynie obserwuję, że dziecko się nie liczy. Nie liczą się jego potrzeby, a już na pewno nie liczą się zachcianki. Większe dziecko jest silniejsze, więc ma pierwszeństwo. Nie ma znaczenia rodzic, który został z dzieckiem. Osoba skazana decyzją nieodpowiedzialnego partnera, czy partnerki, na samotne wychowanie ich wspólnego dziecka. Nie wiem jak to sobie wyobraża "poprawność polityczna", ale to jest odebranie możliwości tej osobie wyboru, a nawet możliwości rozwoju, który na pewno zostaje spowolniony. Tylko dlatego, że na tamtego nie można liczyć. I pewnie, że widziały gały co brały, ale gdybyśmy tak mieli usprawiedliwiać swoje błędy, to dzieło Chrystusa nie miałoby racji bytu. Dla nieodpowiedzialnych idea reinkarnacji jest tu wprost idealna.

Taki "alimenciarz" zdecydowanie twierdzi, że sąd legalizując i obnażając jego nieodpowiedzialność robi mu krzywdę. Zresztą każdy kto chce mu przekazać, czy pokazać, prawdę, stanie się krzywdzącym lub przynajmniej kimś gorszym. Nikt z nas nie jest doskonały, jesteśmy tylko ludźmi, więc nawet nieodpowiedzialność będzie niedoskonała u takiego zwykłego człowieka, często nawet nieuduchowionego. Będzie miał w swoim dorobku rzeczy i sytuacje, którymi inni też chcieliby się pochwalić. Te rzeczy będą jego sztandarem. Tu warto zwrócić uwagę, jak rozmawiamy z ludźmi, którzy ciągle opowiadają kilka tych samych, zacnych, historii i zawsze tak samo, to mogą to być własnie tacy wyznawcy końca świata dla samego końca. Nie chodzi mi przecież o "alimenciarzy" tylko nieodpowiedzialnych ludzi. Nawet wśród płacących alimenty to margines. Nieodpowiedzialni żyją w zakłamaniu i fałszu i tylko to mają do zaoferowania "bo nie możesz podzielić się czymś czego sam nie posiadasz". Choć jak już wspomniałem są sprawy, którymi mogą innych zauroczyć przy pierwszym kontakcie.

Jeszcze dodam, że taki nieodpowiedzialny alimenciarz będzie bronił starych warunków płacenia i sum, nie zważając na zmiany ekonomiczne i socjalno-bytowe swojego, przecież, dziecka i osoby, która podjęła jego rolę wychowawczą. Dajmy na to, że gdy lizaki kosztują 40gr. alimenty oszacowane zostają na 800zł., to jeśli lizaki podrożeją lub odległość do sklepu się zwiększy i koszty podniosą, nie będzie miało dla niego znaczenia. Zwłaszcza, jeśli gdziekolwiek, nawet z przypadku, zobaczy lizaka za 40gr. A już wzrastające wymogi samego dziecka, z powodu wyrabiającego się gustu nie maja najmniejszego znaczenia. Porzucony przez nieodpowiedzialnego rodzica dzieciak ma jeść najgorsze lizaki. Pominę wyrastanie z lizaków.

Czyli co myśli nieodpowiedzialny i nieświadomy co się dzieje człowiek? Życie nie może się zmieniać, ma pozostać nieruchome i niedynamiczne, nierozwojowe, ma być stagnacja, żadnych zmian i emocji, cisza. Krótko pisząc, im bardziej nieodpowiedzialny tym bardziej kontroluje, bardziej się wtrynia i przeszkadza. Stawia siebie na piedestale i nawet Bóg musi spełniać role drugoplanowe, a jeśli nie to wystarczy ogłosić Jego nieistnienie. Współczuję ateistom z przekonania. Jednak przyznam, że wśród wierzących też jest masa przypadków oderwanych od rozsądku.

U nieodpowiedzialnych, trzeba i o tym wspomnieć, im większa świadomość co się dzieje, tym większe poczucie krzywdy. Świadomość u takich osób objawia się widzeniem jak to inni niczym innym się nie zajmują, jak knuciem przeciwko nieodpowiedzialnemu. Wiadomo przecież, że szują jest rodzic pozostający z dzieckiem i skarżącym o alimenty tego, który ich porzucił. To oni mają coś nie w porządku z emocjami, bo kierują się nieufnością i poczuciem krzywdy. Co więcej, czynią zamach na wolność osobistą człowieka, który ma prawo do swojego życia i samodecydowania. Zachowuje się niczym matka, która zabija dziecko w swoim łonie, nie liczy się z konsekwencjami dla niego, nie traktując go jako równie wolnej istoty. Taką matkę krzywdzą ci, którzy chcą uleczyć jej nawracające depresje i niskie poczucie własnej wartości. Podobnie zachowuje się alkoholik, który uznaje, że terapia jest praniem mózgu, a z nim przecież jest wszystko w porządku. To inni się czepiają i to ci inni nie dają sobie rady.

Tacy właśnie ludzie wydają się być idealnymi wyznawcami końca świata dla ulgi. Wreszcie to wszystko przeminie, bo życie to koszmar. A Ci co faktycznie oczekują końca świata z utęsknieniem  z powodu wyzwolenia jakie jest po nim obiecane, uznawani są za nieszczęśliwych ciemnogrodzian. Różnica polega właśnie na tym, że tym, którym koniec świata jawi się jak bożek przynoszący ulgę mają życie trudniejsze.

.

środa, 12 października 2011

Kult czarodziejskiej różdżki

Większość z nas, zaryzykuję nawet określenie wszyscy, wyznajemy kult czarodziejskiej różdżki. Niewielu z nas się dorabia, nawet dorabianie się jest źle widziane. Dzisiaj się posiada lub nie i nie ma stanu pośredniego.

Generalnie wszyscy posiadamy najnowocześniejszy sprzęt, a kupno nie w porę, mogące skutkować, że za chwilę pojawi się coś nowocześniejszego jest traktowane jako porażka, a nie stan pośredni. Owszem zdarza się, że ktoś używa jakiegoś starszego sprzętu, ale ten sprzęt jest tak podrasowany, by osiągał to, co osiąga najnowszy. Posiadacze takich sprzętów są traktowani jak ekscentrycy, autsajderzy jacyś. Takim się wybacza.

Tak jak u mężczyzn będzie to jakiś gadżet elektroniczny, u kobiet rodzaj silikonu lub przynajmniej kosmetyk, krem jakiś z wykorzystaniem technologii o nazwach jak najbardziej kosmicznych. W końcu jesteśmy dziećmi "Gwiezdnych wojen". Chociaż gdyby kobiety wiedziały czym w rzeczywistości są owe technologie, raczej by rezygnowały ze stosowania tych cudownych kremów. Ale ja tu nie o tym.

Otóż, nie wyobrażamy sobie, że nie potrafilibyśmy kupić sobie czegoś nowego, skoro już stwierdzamy, że nie da się bez tego dalej funkcjonować. Siódmy laptop, bo na jego obudowie nie pozostają ślady po palcach. Trzeci samochód, bo bagażnik nadaje się rewelacyjnie na zakupy. Już nie wspominając o telewizorach w każdym pomieszczeniu domu, nie zapominając, że w garażu, choć nie używanych, stoi ich kilka.

Jak to się robi? Daje się wiarę, że kredyt to osobisty zasób, a zdolność kredytowa to rodzaj bytu. Bierze się forsę z banku, ewentualnie kupuje na raty i głęboko wierzy, że właśnie stało się szczęśliwym posiadaczem nowego sprzętu lub czegoś tam. Proszę pomyśleć jakie zasoby wiary mają tutaj miejsce.

Sytuacja bajkowa, przyszła dobra wróżka, machnęła czarodziejską różdżką i wszystko jest. Bez czarodziejskich wróżek ani rusz. Bardziej może czarodziejskich różdżek, bo wróżki są stare, grube i staromodnie ubrane. To nie są Aniołki Kaczyńskiego. Nie ma tu miejsca na zdrowy rozsądek i racjonalną ekonomię. No i najważniejsze! Może i jest się głupim, ale wszystko można mieć. Nie to co ci dorobkiewicze na cudzej krzywdzie.

.

poniedziałek, 10 października 2011

Kult Koziołka Matołka

Pierwszy raz z Koziołkiem Matołkiem zetknąłem się bezpośrednio kiedy pierwszy raz ujrzałem siebie w lustrze. Potem kiedy pierwszy raz miałem refleksję na własny temat. A potem się posypało raz, za razem. Ku własnemu zadowoleniu zupełnie nie zdawałem sobie z tego sprawy. Uważałem go za postać literacką, przeplataną kreskówką, gdzie ciągle brzmiały mi słowa: "więc koziołek, mądra głowa, błąka się po całym świecie, aby szukać tego, co jest całkiem blisko". Nigdy nie pomyślałbym, że to ja. A to, że jestem koziołkiem matołkiem stanowi o tym, że wiem o czym piszę.

Większą część swojego życia spędzałem na poszukiwaniu tego, co zawsze posiadałem. Gdzie nie byłem, czego nie widziałem, nawet nie potrafiłbym opowiedzieć.

Paradoksem jest, że moje samookreślenie nastąpiło, kiedy musiałem przyznać się przed sobą, że zbankrutowałem na całej linii. Nie chodzi o jakąś firmę, bo zdążyłem ich zatracić kilka i nie tylko własne. Zbankrutowałem w człowieczeństwie. A wokół mnie ludzie, którzy mnie pocieszali - no co ty, ty? on, oni to tak, ale ty? nie wariuj! nie daj się ogłupić! itp. Musiałem wytrwać w moim zdaniu.

Kiedy się odnalazłem zacząłem dostrzegać jak powszechna to dolegliwość. Najtrudniej wytrwać wśród tej powszechności, przy wrodzonej zdolności do dołowania, wytrwać, i utrzymać się ponad. Wytrwać i utrzymać się na swoim właściwym miejscu. Może nie tyle wytrwać i utrzymać się tam, gdzie się odnalazłem, ale ruszyć przed siebie na drodze rozwoju, która tam się zaczyna.

Opisuje swój upadek jakby było się czym chwalić. Pewnie, że nie ma i nie ma czego naśladować. Lepiej się wyrwać z ponurej powszechności szybciej i to już teraz. Nigdy nie będzie za wcześnie na ten ruch. Opisuje to po to, by każdy, kto zechce, przemyślał sobie o co chodzi z tym Koziołkiem Matołkiem.

Jest wiele takich aspektów, które wydają się poza zasięgiem ręki. Wydają się takimi dlatego, że nie potrafimy spojrzeć na to, co tymi swoimi dłońmi zasłaniamy przed samymi sobą. Czego unikamy własnym wzrokiem, a jest w zasięgu, tylko po to by twierdzić, że nie mamy tego w perspektywie. Czego unikamy usilnie, tylko po to, by się tego zaprzeć przed samymi sobą.

Celem takiej postawy jest uznanie, że skoro coś jest ponad nas, to jednak wyrażając swoją chęć i wolę osiągnięcia tego, uszlachetniamy siebie. Stajemy się dzięki temu, że nie osiągamy swoich celów, bohaterami romantycznymi. Oczywiście, że istnieją elementy zewnętrzne, które nam przeszkadzają i warunki, które faktycznie odsuwają od nas nasze cele. Ale generalnie kierujemy się obłędem. Powtarzamy te same błędy, licząc, że tym razem efekt będzie inny. Pogrążając się w coraz silniejszych efektach błędnego postępowania, oddalamy się od przyświecającego nam celu.

Do napisania tych słów skłoniła mnie lektura tekstu Ireneusza Krosnego "Robią wszystko by nie uwierzyć". I zdanie: "Tak już jest, że dziś łatwiej jest ochrzczonym ludziom wierzyć w lewitujących joginów niż w działanie Ducha Świętego." Bo właśnie to zdanie obrazuje mi idealnie jak sami sobie stawiamy pułapkę, dzięki której coraz niżej oceniamy samych siebie. Być może tylko za wysoko trzymamy nosy, by zobaczyć gdzie żyjemy, czym i w jakiej rzeczywistości. Pewnie jednak kierujemy się wolą i wynikającymi z niej wyborami, co nie pozwala na refleksję w innych warunkach jak tylko osiągnięcie dna, zbankrutowanie we własnej samoocenie. 

Po prostu, jest nam kiepsko w życiu, ponieważ ciężko nad tym pracujemy, by tak właśnie było. I już nie potrafimy przyjąć, że nie musi tak być...

.

piątek, 30 września 2011

W lewo i w prawo na raz

Wyobraźmy sobie człowieka, który z regularnością kampanii wyborczych zmienia poglądy radykalnie. Z jednej strony trudno sobie to wyobrazić, ale z drugiej mamy kilku zawodowych posłów, którzy zmieniali barwy zgodnie z tym rytmem, byle tylko utrzymać całkiem niezłe utrzymanie. Większość z nich wybieranych jest bardziej dzięki zasadom wyborczym, niż poparciu u ludzi, ale to odrębny temat.

Chciałbym tu naświetlić sylwetkę człowieka, który w roku 2005, podczas kampanii wyborów na Prezydenta RP wziął ślub kościelny, był bezkompromisowym przeciwnikiem aborcji i legalizacji związków homoseksualnych. Wiele by można wymieniać. Kampania wyborcza dotycząca Parlamentu Polskiego, której jesteśmy dziś, w 2011r., świadkami, zrobiła z tego człowieka zwolennika związków homoseksualnych, zaangażowanego w liberalizację prawa aborcyjnego i zadeklarowanego antyklerykała. Co dla takiego człowieka ma rzeczywiste znaczenie?

Wyobraźmy sobie teraz osobę popierającą tego polityka. Musi, w ramach swoich sympatii, również zmieniać poglądy i deklaracje. To proste i mało znaczące jest to, czym się usprawiedliwia. Jest zmienny jak jego światopogląd i sympatie polityczne, nawet jeśli dotyczą one jednej i tej samej osoby polityka.

Wyobraźmy sobie teraz jak z takim człowiekiem można coś robić razem. Wszystko co można musi mieć znamiona tymczasowości. Nie można się więc dziwić, że wszystko, w takiej współpracy, jest niedokończone i nietrwałe, a Polska ciągle w budowie.

.

czwartek, 29 września 2011

Kobieta wystrychnie nas na dudka

Obejrzałem debatę w TV. Była to debata liderek (do obejrzenia po kliknięciu w link).

No i byłoby nudnie gdyby nie jeden fragment. Rozmowa dotyczyła tematu aborcji. Pani Nowicka, znana z przegranej sprawy z p. Najfeld (Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjno-antykoncepcyjnego) dosłownie na antenie telewizyjnej ochrzaniła p. Piechna-Więckiewicz z SLD za to, że członkowie tej partii nie odrzucili obywatelskiego projektu całkowicie zakazującego aborcji, a zabrakło zaledwie pięciu głosów. Na co p. Więckiewicz odpowiedziała, że nawalili posłowie z Platformy Obywatelskiej łamiąc dyscyplinę partyjną.

Nie wiem czy można, ale chyba pozostaje tylko pogratulować wszystkim, którzy dadzą namówić się na poparcie Ruchu Palikota. Bo naprawdę szczerze gratuluję przyznania się do najwstydliwszej, prawdopodobnie, słabości ludzkiej, jaką ów ruch reprezentuje, choć głośno daje znać, że jest wręcz odwrotnie. Ale, jak powiadają mądrzejsi ode mnie, takich nie sieją.

Spotkałem już ludzi, którzy twierdzą, że legalizacja zabijania nie ma na celu upowszechniać zabijanie, tylko dawać ludziom wybór: albo zabiję, albo nie. I święcie są przekonani, że na tym polega wolność. Bo przecież nikt nie musi zabijać tylko dlatego, że to jest legalne.

Wynika z tego, że nie tylko Ruch Poparcia Palikota istnieje mimo, że nie zasiany, ale i SLD i PO ma się podobnie. Ale trzeba przyznać, że w PO złamano tę dyscyplinę. Elektorat też nie zasiany, skoro chętnie ich popiera. Osobiście nawet lubię jak ludzie tak postępują. Uczę się od nich i sam nie muszę już popadać w podobne pułapki. Mądrzejsi ode mnie twierdzą, że korzystanie z czyjegoś doświadczenia to prawdziwie wielka mądrość życiowa. Dlaczego więc miałbym mieć komuś za złe, że popiera głupotę i wyznaje ją i pragnie "niczym łania wodę".

Niedługo w naszym kraju będą do władzy dochodzić ludzie, którzy uznają, że przejścia dla pieszych na jezdni i czerwone światła to ograniczanie naszej wolności. Pomijając zyski dla budżetu z oszczędności na tej drogiej przecież farbie jaką używa się do znaków na asfalcie oraz na instalacjach świetlnych na skrzyżowaniach, trzeba pamiętać, że wolność jest najwyższą wartością dla ludzi, bo życie na pewno nie. Bez ustalonych miejsc przechodzenia przez jezdnię ludzie będą mogli prawdziwie wybierać. Dzięki temu, z pewnością, nauczą się wybierać prawdziwie i dlatego właśnie głosiciele tego typu objawień będą wybierani. Tylko, że nikt nie będzie żył długo i szczęśliwie. Ta bajka nie ma wesołego zakończenia. Jest smutna jak rzeczywistość wystrychniętego na dudka człowieka, któremu za pociechę będzie mogło przysłużyć się tylko to, czym najbardziej pogardził, bo przecież p. Nowicka swoimi zyskami się z nim nie podzieli.

.

niedziela, 18 września 2011

Życie nie jest proste

Posiadamy wolną wolę i dzięki niej potrafimy wybrać jak będzie wyglądać nasze życie. Poprzez własne doświadczenie uczymy się jak wybierać korzystnie dla nas, pamiętając, że wokół nas żyją inni ludzie, którzy również mają pragnienie żyć po swojemu i dobrze.

Nikt z nas nie osiągnie takiego życia by było ono jedynie przyjemne. Jeżeli Twoje życie jest zlepkiem przyjemności, znaczy to, że jeszcze się nie obudziłeś. Jeżeli twoje życie jest zlepkiem samych nieprzyjemności lub nieprzyjemności, które cię spotykają mają źródło w działaniach innych osób, to również jeszcze się nie obudziłeś. Takie osoby nie korzystają z wolnej woli, tylko pozwalają sobą kierować, ktoś inny decyduje co robią, dlaczego i po co. Większość ludzi woli, by ktoś za nich decydował. Wolna wola to odpowiedzialność i świadomość ponoszenia konsekwencji własnych wyborów.

Niewielu z nas chce być ludźmi odpowiedzialnymi i sprzątać po sobie. Dbanie o siebie jest dla takich ludzi poważnym dyskomfortem, a co dopiero dbanie o innych... Przykładowo, lepiej im zjeść byle co, byle jak i byle gdzie, bo zrobienie sobie jedzenia we własnej kuchni niesie za sobą zbyt wiele czynności. Tacy ludzie jedzą od przypadku w domu, a nie poza domem. Ich dom też dla nich jest byle czym. W zasadzie wszystko traktują byle jak i najmniejszego odruchu poprawy w nich nie ma, ponieważ świadczyłoby to o zmianie ich postawy wobec siebie i życia. Skoro na początku czuć, że porządkowanie jest nieprzyjemne, to po co sobie unieprzyjemniać i tak nieprzyjemne życie.

No tak, ale ludzie, których życie jest nieprzyjemne i którzy uznali, że winę za to będą ponosić inni, muszą bronić swojej postawy. Każdy musi bronić swoich granic - to termin psychologiczny, ale pewnie niepoprawny politycznie ;-) W związku z tym, jeżeli  ktoś  daje  sobą  sterować i narzucać poglądy na jakieś życiowe kwestie, musi ich również bronić. To konieczność życiowa, wręcz egzystencjalna. Co z tego, że czyjaś konieczność życiowa i egzystencjalna, skoro w akcie woli przyjęło się ją za swoją.

Taka osoba będzie bronić owych poglądów przed każdym, kto je podważa. Przez wzgląd na to, że osoba podważająca nie tylko atakuje czyjeś poglądy, ale i obnaża bezwolę i związaną z tym ogólną depresję egzystencjalną, będzie bronić z podwójnym zaangażowaniem. Wychodzi na to, że ktoś kto podważa ma przed sobą trzech przeciwników. Jednego, kto ma pogląd podważany i podwójnego, kto przyjął go za własny. Nie wiem czy dość jasno się wyrażam, ale mam nadzieję, że wystarczająco. Bardzo prawdopodobne jest, że sam posiadacz podważanego poglądu nie weźmie udziału w dyskusji, ma od tego własnie tych, którzy postanowili, bronić jego poglądu jak własnego. Co najwyżej rzuci, że on już wyraził swoje zdanie, a obrońca idealnie wyczuwa co ma na myśli. Im gorzej na tym wychodzi tym pilniej wyczuwa i ostrzej broni.

Weźmy na to problem z in vitro. To nie jest żadna tajemnica, że chodzi tu o biznes ogromnych sum. Jeżeli na czymś można zarobić ogromne fortuny, to zrobi się wszystko, by takie fortuny zarobić. To jedna z powszechniejszych słabości ludzkich. W tym przypadku dość dosłownie brzmiąca "po trupach do celu". Reklama, to też powszechnie wiadomo, ma przekonać, nie powiadomić. Co robią ludzie, którzy dali się przekonać, że inni mają prawo dojść do fortuny po trupach? Bronią ich zajadle, z podwójnym zaangażowaniem. Co wobec takiej postawy znaczą najprostsze argumenty? Nic, ale mogą być wykorzystane przeciwko tym, którzy zaczynają rozmowę od najprostszych argumentów. In vitro jest mniej skuteczne niż jakakolwiek inna do tej pory stosowana metoda u ludzi, którzy chcieli mieć dziecko, choć nie mogli. A już są skuteczniejsze. In vitro nie leczy bezpłodności, a metody nowocześniejsze leczą. In vitro nie jest rodzajem nauki o rozwoju ludzi tylko praktyką reproduktywną stosowaną wobec zwierząt. In vitro powoduje, że rodzą się ludzie chorzy i mało odporni na choroby, co powoduje zwiększoną umieralność. Mógłbym jeszcze przytaczać, a gdybym sięgną do dostępnych powszechnie informacji, przypomniał bym sobie jeszcze więcej i poznał kolejne.

Jakie są przeciw argumenty - podaj źródło, poznaj statystyki. Tak jakbym in vitro znał, bo znał. Jestem zainteresowany ludzkim rozwojem, bo mienię się być człowiekiem i nie przyjmuję tak ot, poglądów innych ludzi, a już na pewno ich nie bronię. Zawsze, jeżeli temat mnie zainteresuje, poznaję za i przeciw. Zawsze konstruuję własne zdanie, które wynika z mojego własnego podejścia do siebie i innych. Zawsze jestem sobą.  A to wiem również od tych, którzy bronią takiego przykładowego in vitro. W rozmowie atakują mnie, a nie używane przeze mnie argumenty. Wiem też  jak  wygląda  życie  ludzi,  którzy przyjmują poglądy innych za własne tylko dlatego, że nie potrafią lub nie chcą wykreować swoich własnych. Sam nie zawsze potrafiłem kreować samego siebie, choć najczęściej nie miałem, tak po prostu, na to odwagi. Myślałem, że ci co mnie za to atakują mogą mieć rację i że powinienem się przystosować. Niezgoda na taki stan rzeczy spowodowała, że odleciałem od rzeczywistości na swojej miotle, którą był alkoholizm. Wprawdzie zlazłem z niej dopiero jak już tak gnietła, że siedzieć się nie dało, ale wiem, że nie mogę sobie pozwolić na powrót do siedzenia na niej. A to również wiąże się z tym, że muszę mieć własne poglądy i odpowiedzialnie korzystać z własnej woli, by ta mietła mi kiedyś niespodziewanie nie wyrosła między nogami. Tam jest miejsce na znacznie zacniejsze rzeczy  ;-)

piątek, 16 września 2011

Czy Nergal jest szkodliwy

Czy Nergal jest w jakikolwiek sposób szkodliwy? Nie, rzecz jasna, że Nergal nie jest szkodliwy. Czy szkodliwy jest hałas jaki wokół niego powstaje? Prawdopodobnie jest pożyteczny. O co właściwie jest ten cały hałas wokół Nergala?

Chciałoby mi się napisać: zapytajcie Nergala. Ale nie napiszę, bo z tego co do tej pory wyczytałem, to niewiele ma na ten temat do powiedzenia. Może nawet nie ma pojęcia. Wygląda na to, że coś tam robił, co lubił robić, potem ktoś mu coś zaproponował do robienia, zgodził się i nagle jakiś ksiundz wyskakuje, że to niewłaściwie. A co może być niewłaściwego by muzyk robił wokół muzyki? No powiedzmy, że wyrazem jego poetyckiej duszy jest satanizm. Ot takie niekonwencjonalne podejście do życia i oryginalne. Kto wie, może nawet jakiś bunt wobec zastanego systemu, kreującego rzeczywistość. Każde pokolenie buntuje się wobec tego co zastaje, każdy nastolatek burzy się przeciwko starym, którzy niewiele wiedza o życiu i w ogóle niewiele rozumieją. Niektóre pokolenia były sterowane przez ten system tworzących ludzi, by ten bunt wyrażał się w konkretnych i zaplanowanych obszarach działań. Niektóre pokolenia nie. Były czasy, że ten bunt młodego pokolenia nikomu do niczego był niepotrzebny, wręcz szkodził. Ale czasy się zmieniają i znaleźli się tacy, którym taki bunt może przynieść sporo - cokolwiek by to miało być, się opłaca i warto się angażować.

Padło na Nergala? No jasne. On o tym nie wie? Nie musi, to nie musi być jego interes. Teoria spisku? Nie ma sprawy, nie przejmuj się. Większość ludzi żyje jako ofiary i mają się nieźle. Tylko nielicznym dane jest sterować masami. Tylko nie zwątp, że funkcjonujesz poza systemem. Funkcjonujący poza systemem wypełniają szpitale psychiatryczne i są argumentem, by zabijać takich jeszcze przed narodzeniem.

.

czwartek, 15 września 2011

Modlitwa za Adama Darskiego i jego fanów

Ryszard Cebula modli się za Adama Darskiego




Przemysław Babiarz modli się za Adama Darskiego





Tomasz Terlikowski modli się za Adama Darskiego






Zachęcamy do modlitwy różańcowej w intencji Nergala i osób zwiedzionych jego twórczością.  Szczegóły na portalu Fronda.pl

Jak odróżnić człowieka wolnego od głupiego

Najprościej byłoby napisać, że wystarczy wyjść na ulicę, popatrzeć i posłuchać. Można bez wychodzenia z domu wrzucić jakiś poważny temat na Facebook.

Czym jest wolny wybór i podjęta decyzja, a czym niezrozumienie wolności i brak decyzji.

Pięknie obrazują to słowa, które wyczytałem niedawno: "stój bo strzelam". No i mamy wolny wybór - stoimy. Decyzja podjęta i nie ma to tamto. Być może i decyzja podjęta niekoniecznie przez nas samych lub bez jakiegoś przymusu. Ale nic nie dzieje się bez naszej zgody. Taka sytuacja nie dotyczy każdego człowieka i wcale nie ma tu istotnego znaczenia dostęp do broni. Tam, gdzie dostęp do broni jest powszechny są ludzie, którzy umierają na zwykłą śmierć, większość nie zostaje zabita przez jakiegoś narwańca i są tacy, którzy mimo, że tam żyją z bronią nie maja do czynienia. Chodzi o to, że trzeba spełnić określone warunki by usłyszeć słowa: "stój bo strzelam". Skoro decyzja została podjęta, nie ma odwrotu. A każda próba wmawiania ludziom w takiej sytuacji, że mają inny wybór jak pozostać w miejscu i mogą z niego korzystać bo są wolnymi ludźmi, jest zwykła głupotą.

Podobnie człowiek uzależniony. Powiedzmy alkoholik, który odstawia alkohol. To musi być dla niego decyzja jednorazowa i bez odwrotu. Inaczej nie ma się co oszukiwać, jeżeli nie ma decyzji o abstynencji, to znaczy, że powrót do picia jest wkalkulowany w przyszłość i jak najbardziej ma prawo się wydarzyć. Czy to jest właściwe rozumienie wolności? No raczej jeżeli alkoholik, który chce być abstynentem, zastanawia się nad możliwością kupowania sobie piwa, do tej abstynencji nie dąży. Przyjmując za pewnik, że alkoholizm jest chorobą śmiertelną, człowiek taki postępuje jak ten, który by się poruszył mimo wycelowanej w siebie broni.

Postępować głupio jest łatwo. Łatwo też rozfilozofować się na ten temat. Ale jak widać po dwóch powyższych przypadkach, konsekwencje stają się nieuchronne i nieodwracalne. Nie wszystkie złe wybory mają takie konsekwencje. Wiele spraw jest odwracalnych i nawet uszlachetniających, ponieważ uwrażliwiają nas na owe konsekwencje, rozumiemy więcej, umiemy więcej przewidzieć. To może prowadzić do lepszych decyzji w przyszłości.  Mądrość życiowa płynie z doświadczenia, ale prawdziwie wielka mądrość życiowa, płynie z doświadczenia drugiego człowieka. Nie trzeba powielać czyichś, znanych sobie błędów, by się przekonać, jak to działa, wystarczy obserwować.

Znaleźć się w trudnej sytuacji nie musi być haniebne, popełniać błędy jest łatwo. Łatwo jest też znaleźć usprawiedliwienie i winnych. Rzecz jasna wszystko na zewnątrz, poza sobą. Tylko człowiek szlachetny wykorzysta wrodzoną umiejętność do autorefleksji. Tylko taki człowiek naprawdę poprawi swoje życie, który poprawi siebie. Tylko taki człowiek, który ceni wolność, będzie umiał ją w swoim życiu kształtować. Rzecz jasna znajdą się tacy, którzy tylko udają, że cenią wolność, ale ich życie nie będzie udane. Znajdą się i tacy, którzy nie zechcą podjąć trudu autorefleksji i dopóki będą mieli taką możliwość, będą szukać winnych, szkalować bliskich i znajomych, by samemu czuć się ze sobą w miarę dobrze, ale dobrze z nimi przebywać nikomu nie będzie.

To dlatego lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.

wtorek, 13 września 2011

We własnym interesie

Każdy z nas funkcjonuje i działa we własnym interesie. Świetnie to rozumieją ludzie, którzy sugerują nauczyć się lepszych sposobów sprzedaży. Podkreślają wyraźnie, że każdy z nas kieruje się stale własnym interesem i próbuje wyciągnąć jak największy zysk. Wszystko jest odbierane ok gdy chodzi o relację sprzedawca klient. Ale co się robi gdy zaczyna chodzić o interesy polityczne? Manipulacja w tym obszarze sięgnęła takiego pułapu, że w obronie interesów danego polityka zaczynają oddziaływać tzw. pożyteczni idioci, czyli osoby nie mające wspólnego interesu z politykiem, ale broniący jego interesu za wszelką cenę. Czasem nawet uświadomiony idiota zrobi z siebie jeszcze większego idiotę, tak jakby to miało go wybawić z idiotyzmu.

Dzięki p. Najfeld, która kilka lat temu powiedziała działaczce pro aborcyjnej, że jest na liście płac instytucji aborcyjnych dowiedzieliśmy się tej prostej prawdy (oj naiwni, naiwni). Część ludzi uwierzyła w określenie "non profit" i jęła bronić czci osób, którzy głoszą zbawienne dla ludzkości efekty zabijania jeszcze nie narodzonych dzieci. Niektórzy nawet w nie uwierzyli i w absolutnie dobrej woli, choć zupełnie nie świadomi, zaczęli napędzać kasę owej działaczce i wielu innym z tego grona. To jest właśnie idealny przykład pożytecznego idioty.

Innym dobrym przykładem pożytecznego idioty jest palący, twierdzący, że jemu palenie i palący nie przeszkadzają. Nauka w latach 50tych XX w. udowodnili, że palenie zabija. Nie ma od tego odwołania. Każda sprawa w sądzie kończy się odszkodowaniem ze strony koncernów tytoniowych. A tacy, którzy mówią, że palą i nic im nie jest, przyczyniają się jedynie do śmiertelnych przypadków wśród palących. Kiedyś oglądałem film dokumentalny na ten temat. Jeden z dyrektorów koncernu tytoniowego stwierdził na koniec, że on zdaje sobie sprawę, że papierosy zabijają, ale on chce wykorzystać zarobione pieniądze na wykształcenie syna.

Jak wygląda pożyteczny idiota w polityce? Ano podobnie. Nie ma żadnego interesu w tym, by dana partia wygrała, ale głosuje na nią i namawia do tego innych. Zdarza się nawet, że działa wbrew własnemu interesowi pracując na rzecz wybranej partii. Nie tylko nic z tego nie ma, ale wręcz sobie zaszkodzi i będzie z tego dumny.

Jak to jednak jest działać we własnym interesie? Czy chodzi o to by gonić palących, polityków i interesantów fhłelerę?

Wystarczy się kapować i przestrzegać, jak sądzę. Jak widać po przypadku p. Najfeld tacy ludzie sami na siebie strugają kije. To ta interesowna działaczka była oskarżycielem. Szydło jednak wyszło z worka i wszystko się wydało. Dziwić się można tylko tym, którzy zdając sobie sprawę, że stali się jedynie narzędziem do robienia kasy przez cwaniarę, pozostaną jej wierni lub może i ją odrzucą w deklaracji słownej, ale pozostaną przy nakręcaniu jej interesów.

Wycofanie się z błędu nie jest hańbą. Hańbą jest trwanie w błędzie za wszelką cenę. Bronić się można świadomością. Wiedza i orientacja nie boli, a chroni przed bólem.

.

niedziela, 11 września 2011

Po konsekwencjach poznacie ich

Od czasu do czasu zaglądam na bloga "ANTY-TAROT". Prowadzi go osoba, próbująca przestrzec potencjalnych klientów wróżących z kart, ale przede wszystkim wchodzących w świat tarota, jakim to jest niebezpieczeństwem. Autorka koncentruje na zniewoleniu do jakiego można się doprowadzić, obrazując to dodatkowo różnymi treściami tarocistów, byłych tarocistów i słowami osób, którzy mają podobne zdanie. Kilka razy nawet zastanawiałem się nad podobieństwem mechanizmów zniewolenia od nieznanych bytów duchowych, ale określanych jednoznacznie mrocznymi, do mechanizmów uzależnienia od środków zmieniających świadomość. Zmiana świadomości to nie jedyny wspólny czynnik. Kolejnym znaczącym wspólnym czynnikiem jest oderwanie od zdrowego rozsądku. Bo jak inaczej można nazwać wchodzenie w obszary życia, które przynoszą ludziom szkodę. Co poza wewnętrznym przekonaniem chroni takie osoby? Czy ludzie, którzy wylądowali na dworcach od początku planowali sobie taki los? Czy raczej wchodząc w niebezpieczne dla siebie obszary życia, np. spożywanie alkoholu, byli przekonani, że nie doprowadzą się do takiego stanu. Między bezdomnymi są osoby z tytułami profesorskimi! To nie są ludzie, którzy są bezdomni od urodzenia.

Kiedyś dziękowałem Bogu, że moim doświadczeniem był alkoholizm. Ponieważ na alkoholizm jest sposób, dzięki któremu można wrócić do normalnego życia. Jako alternatywę stawiałem sobie wypadek na przejściu dla pieszych. Do dziś nie wiem, czy bym potrafił  się podnieść. Ostatnio zastanawiam się, co by było gdyby moim doświadczeniem miał być okultyzm. Czy potrafiłbym się z tego wydostać?

"Coś się przykleiło", to post, który mnie poruszył. Jest tam odnośnik do forum wiara.pl, który obrazuje postawę osoby trzymającej się z daleka od kart, ale jednocześnie nie odgradza się od ezoteryzmu. Ja wiem, że ezoteryka różni się od okultyzmu, jednak w wielu aspektach te dwie dziedziny się przenikają. I najczęściej jest tak, że jak ktoś para się jednym, to sięga i do drugiego. W każdym razie podobieństwa do uzależnień są podręcznikowe. Wielu alkoholików pije piwo, żeby nie sięgać po mocne trunki. Nie stają się od tego w żadnej mierze mniej uzależnieni, ale wierzą, że zachowują  się  bezpiecznie. Wielu alkoholików szykuje sobie swego rodzaju wolne od obowiązków i swojej zwykłej codzienności, by w takiej chwili ruszyć w tango. Nie zdają sobie sprawy, że ich życie toczy się jedynie wokół alkoholu. Nawet jeżeli ich statut społeczny jest wysoki, mają swoje obowiązki i spełniają je wzorowo. Cały czas chodzi jedynie o to tango.

Wpis na blogu sugeruje, że tarot rządzi zarówno tarocistą, jak i osobami zwracającymi się do tarocistów. Wierzę w to. Ponieważ wiem, że tarot jest narzędziem nie w rękach człowieka, a owego bytu ze świata duchów, którego nawet sami tarociści określają mrocznym. Może ci, którzy zaczynają lub jeszcze potrafią to wypierać, nie przyznają się do tego, ale to o niczym  nie świadczy. Pośród ogółu społeczeństwa, jedna piąta, będzie miała problem z alkoholem, ale nikt nie zna mechanizmu na to jak wskazać kto. To jednak nie chroni tych, którzy potrafią się dzięki temu ukryć, za swoim alkoholizmem, bardziej lub mniej, ale już, będąc tego świadomym.

Na temat magii polecam swój wcześniejszy wpis o magii i wszechpotteryzmie. Pisałem też o tym, pod wpływem czego poddajemy się owym mrocznym praktykom. Swoistymi bramami są: strach, ciekawość, władza i tzw. najsłabszy punkt.

Osoba pisząca na forum broni się przed przyznaniem do zniewolenia określeniem "nie każdego katolickie normy dotyczą". Jak widać katolickie normy są dla niej swego rodzaju wewnętrznym kodeksem. Niby dlaczego miałaby je rozumieć inaczej, skoro żyje właśnie według określonego kodeksu, choć jak już wcześniej wskazywałem jest w tym pomieszanie z poplątaniem. Część tego kodeksu pochodzi z okultyzmu, część z wiedzy ezoterycznej, trochę magii, psychologii, wrażeń estetycznych, zjawisk paranormalnych, takie zamieszanie wskazuje na większa swobodę. Ale swoboda w takim wydaniu ma niewiele wspólnego z wolnością, ponieważ wolność to nie jest robienie wszystkiego i/lub byle czego. Wolność to możliwość stanięcia po stronie dobra i prawdy, ale o tym mówi katolicyzm, który ma tu być widziany jako system nakazowy, totalitarny. Dobro i prawda jest określona. Miszmasz, który stoi w opozycji do katolicyzmu nie tylko stwarza pozory nieokreślonego, co ma być symptomem wolności, ale też wbrew deklaracji tolerancji, jest atakiem nie tylko na katolicyzm i katolików, ale na dobro i prawdę przede wszystkim. Z czegoś ta mroczność musi przecież wynikać.

Ludzie, którzy wplątali się w tą swoistą walkę duchową są przekonani, że są po właściwej stronie. Stąd moje wcześniejsze odniesienie do zdrowego rozsądku. Jak widać po przykładzie alkoholików, których też wcześniej opisałem, mimo odcięcia od zdrowego rozsądku  potrafią oni spełniać swoje obowiązki, prowadzić wielkie firmy,  otrzymywać rodziny na wysokim poziomie  materialnym,  być  politykami  (Churchill).  Utrata kontaktu ze zdrowym rozsądkiem nie musi oznaczać jakiegoś rodzaju degeneracji życiowej. Chodzi o ten konkretny aspekt jakim jest alkohol dla alkoholika,jak też zależność ludzi od inteligentnych i mrocznych sił duchowych, stojących po przeciwnej stronie katolicyzmu. Przy czym warto zaznaczyć, że tam gdzie dominuje Islam, opozycja jest wobec Islamu, tam gdzie Judaizm, opozycja wobec Judaizmu, gdzie Prawosławie, wobec Prawosławia itd. Przy czym w miszmaszu na terenie katolickim dodaje się coś z Islamu i Prawosławia, a tam, coś katolickiego. Wszystko dla zachowania pozorów. Bo na tym właśnie polega duchowa walka, albo stajemy po stronie miłości, albo miłości udawanej i pozornej. Inaczej ujmując bezwarunkowej lub warunkowej. Każdy wybiera wedle własnej woli, niekoniecznie sumienia i pragnień, bo pragniemy i potrzebujemy miłości bezwarunkowej. Jednak jak widać w całej historii ludzkości, wielu nie potrafi poddać się miłości bezwarunkowej i wybiera zależności, interesowność inne pozwiązania, a potem jest "płacz i zgrzytanie zębów", ponieważ to ma to nie tylko swoje konsekwencje, ale również swoje wymagania doczesne.

.

czwartek, 8 września 2011

Sekty, z czego wynika zagrożenie

W sektach techniki wywierania wpływu służą jedynie dezintegracji dotychczasowej osobowości i nadaniu nowej – kultycznej. Można to osiągnąć, poddając ścisłej kontroli każdy aspekt życia członków sekty: psychiczny, intelektualny, emocjonalny, duchowy.

Obecnie funkcjonuje wiele definicji słowa „sekta” (socjologiczne, teologiczne, psychologiczne i prawnicze). Skutkuje to tym, że liczne nowe grupy religijne w celu zakamuflowania swojej tożsamości przypisują sobie nazwy Kościołów, zborów, stowarzyszeń, związków, organizacji, szkół, centrów czy ośrodków. W Polsce i na całym świecie funkcjonują ośrodki informacji o sektach i nowych ruchach religijnych.

Według Raportu MSWiA za sektę można uznać każdą grupę, która posiada silnie rozwiniętą strukturę władzy, jednocześnie charakteryzuje się znaczną rozbieżnością celów deklarowanych i realizowanych oraz ukrywaniem norm w sposób istotny regulujących życie członków. Sekta narusza podstawowe prawa człowieka i zasady współżycia społecznego, a jej wpływ na członków, sympatyków, rodziny i społeczeństwo ma charakter destrukcyjny.

Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji w Lublinie za sektę uznaje grupę, w której występuje jednocześnie wysoki poziom totalności i psychomanipulacji.

Instytucję totalną charakteryzuje: indoktrynacja obejmuje wszystkie dziedziny życia człowieka, wszystkie dziedziny życia podporządkowane są jednemu nadrzędnemu celowi, następuje nie tylko przecięcie więzi z przeszłością, ale również zniszczenie jej w umyśle uczestników, „nowy człowiek” myśli w kategoriach narzuconego systemu, „nowy człowiek” mówi określonym, przygotowanym do tego celu językiem.

Psychomanipulacja to celowe, świadome i zaplanowane działanie, mające na celu wywieranie wpływu na drugą osobę i skłonienie jej, by zachowywała się, myślała i czuła w określony sposób, przy czym osoba manipulowana nie jest tego świadoma. Celem działania manipulatora jest zawsze wykorzystanie osoby manipulowanej materialnie, psychicznie czy duchowo.

Sektą zatem będzie grupa, w której totalność i psychomanipulacja występują jednocześnie i w znacznym stopniu. Takie instytucje, jak klasztory, jednostki wojskowe, policja charakteryzuje stosunkowo wysoki poziom totalności, jednak w żadnym wypadku nie można określić ich mianem sekty. Nie występuje tam bowiem proces psychomanipulacji.

Sukcesy nowych ruchów religijnych można wytłumaczyć tym, że trafiają one w potrzeby współczesnego człowieka. Josh McDowell i Don Stewart wyodrębnili cztery podstawowe kategorie przyczyn, dzięki którym ludzie wstępują do sekt:

1. Intelektualne – wiele sekt dba o zachowanie pozorów naukowości, zyskując wiarygodność, gdy starają się udzielać odpowiedzi na najbardziej egzystencjalne pytania człowieka, zdają się oferować proste, gotowe odpowiedzi na skomplikowane pytania i sytuacje. Odpowiedzi te są uproszczonymi wersjami tradycyjnych prawd i wartości lub całkiem nowymi spojrzeniami, będącymi efektem synkretycznego rozumowania.

2. Emocjonalne (psychologiczne) – kulty oferują zaspokojenie podstawowych potrzeb emocjonalnych człowieka. Naturalną, ludzką potrzebą jest wyodrębnienie się z anonimowego tłumu i zyskanie poczucia, że jest się wyjątkowym. Istotną rolę odgrywają również czynniki estetyczne: kolorowe stroje, muzyka, tajemnicze obrzędy, taniec. Wszystko to sprawia, że osoby mające z tym kontakt „dobrze się bawią”.

3. Społeczne – przywódcy sekt doskonale zdają sobie sprawę z tego, że człowiek jest istotą społeczną. Niemal każda sekta krytykuje istniejące stosunki społeczne: zepsucie relacji międzyludzkich, manipulacje polityczne, upadek wspólnot kościelnych, wszechobecną anonimowość, wyzysk pracowników w zakładach pracy. Nowe ruchy religijne oferują też spełnienie potrzeby aktywności: praca charytatywna, walka o pokój na świecie, zbieranie datków na budowę świątyni, działalność wydawnicza.

4. Duchowe – sekty proponują „nową duchowość”. Jest ona odpowiedzią na tkwiącą w człowieku wrodzoną potrzebę transcendencji. Osoba wychodzi poza to, co tylko ziemskie i kieruje się ku temu, co nadzwyczajne i duchowe. Silna potrzeba wiary w Absolut, który jest wytłumaczeniem samego faktu stworzenia, jest nierozłącznie związana z człowieczeństwem. Niemal wszystkie sekty w oficjalnych doktrynach zalecają rygorystyczną moralność oraz podkreślają aspekt wyrzeczenia. Oferują techniki medytacji, za pomocą których można osiągnąć niezwykłe doświadczenia religijne. Przywódca często proponuje również kierownictwo duchowe. Guru jest wówczas dla swoich wyznawców przewodnikiem.

Powyższe zestawienie przyczyn wstępowania do sekt nie wyczerpuje tematu. Jednakże ludzie otrzymują coraz więcej narzędzi do skutecznego przeciwdziałania sektom. Jeśli profilaktyka nie okazuje się skuteczna i ktoś z najbliższych doświadcza groźnego wpływu grupy destrukcyjnej, zawsze można zgłosić się po poradę do jednego z licznych ośrodków pomocy działających na terenie Polski.

Oparłem się tutaj o tekst:
Dariusza Hryciuka

środa, 7 września 2011

Maleo Reggae Rockers "Rzeka Dziecinstwa"_Promomix








Oto promomix płyty "Rzeka Dziecinstwa". Zapraszamy do odsłuchu.

Najnowszy album Maleo Reggae Rockers „Rzeka Dzieciństwa" jest wydarzeniem niespotykanym i zupełnie wyjątkowym na rodzimym rynku muzycznym -- oto zespól nagrał materiał, na który składają się jego autorskie wersje piosenek największych polskich muzycznych mistrzów wszechczasów -- Niemena, Grechuty, Nalepy, Krajewskiego i innych. Utwory te po raz pierwszy zostały zagrane w wersji reggae, jednocześnie pieczołowicie zachowując charakter oryginałów! 

Zespół dostał zgodę nawet od tych którzy nigdy nie godzą się na żadne adaptacje swoich utworów. Seweryn Krajewski i p. Małgorzata Niemen wyrazili zgodę po wysłuchaniu pierwszych wersji ze studia piosenek „Płoną Góry, Płoną Lasy", „Pod Papugami" i „Jednego Serca"!

Piosenki nawiązują stylistyką do dokonań wczesnych The Wailers -- roots reggae z elementami rock steady, blusa i funky, wszystko mocno osadzone w klimacie lat 60 i 70 tych. Osiągniecie takiego efektu było możliwe dzięki nagraniom na tzw. „setkę", tak jak robiono to w tamtych czasach. Całość materiału została zarejestrowana w studiu Sound &More z użyciem całej palety starego analogowego sprzętu i instrumentów z tamtych lat, jednocześnie wykorzystując możliwości współczesnej technologii audio. Następnie nagrania trafiły do studio As One gdzie zostały zmiksowane przez dwójkę mistrzów reggae i dubu Mario Dziurexa Activatora i Jarka „Smaka" Smoka. Materiał muzyczny dzięki tym wszystkim staraniom zachowuje spójność i świeżość. Dodatkowo zaproszeni goście; wokaliści i raperzy młodego pokolenia (Wilku, Gutek ,Lilu ,Ras Luta, Pięć Dwa), komentują teksty starszych mistrzów z pozycji XXI wieku, co okazuje się b. ciekawym zabiegiem .

Płytę pointuje zaskakująca wersja Etiudy Rewolucyjnej w wersji Dub!

Track Lista:
1. Pomaluj Moje Sny
2. Płoną Góry, Płoną Lasy feat. Mateo Pospieszalski
3. Pod Papugami feat. Lilu
4. Rzeka Dzieciństwa feat. Ras Luta
5. Jednego Serca
6. Korowód II feat. Gutek
7. Kiedy Byłem Małym Chłopcem feat. Wilku
8. Zegarmistrz Światła
9. Gdybym Był Wichrem
10. Strzeż Się Tych Miejsc feat. Pięć Dwa
11. Etiuda Rewolucyjna Dub