Na ile można sobie pozwolić?
piątek, 30 lipca 2010
czwartek, 29 lipca 2010
Szkody pozytywnego myślenia
Na podstawie książki ks. A. Posackiego "Psychologia i New Age"
Szkody pozytywnego myślenia
"Pozytywne myślenie" to termin, który wszedł do języka codziennego od często słyszanego: "myśl pozytywnie"! Wydawałoby się, że także z tej racji, nie ma w nim nic złego. Tak jednak nie jest.
Istotę problemu dobrze ujął William Kilpatrick, krytyk rozmaitych pseudo psychologii, przeciwstawiających się tradycji chrześcijańskiej, który napisał: "Proszę mnie zrozumieć, wcale nie proponuję, byśmy pomniejszali własną wartość. Nie twierdzę też, że w pozytywnym myśleniu nie ma ziarenka prawdy: kiedy wierzymy w siebie, często wydajemy się innym bardziej atrakcyjni. Gdyby moi koledzy psychologowie zechcieli się ograniczyć do krzepiących pogadanek na tym poziomie, to wątpię, bym im się tak bardzo sprzeciwiał. Lecz na tym się, rzecz jasna, nie kończy. Kolejna sugestia jest taka, że skoro sami decydujemy o wszystkich swoich sprawach, to możemy się obejść bez religii, wspólnoty społecznej, tradycji oraz rodziny. Nie jest to jedynie sugestia - to uporczywe twierdzenie, formułowane przez kolejnych psychologów w kolejnych książkach".
Ideologia "pozytywnego myślenia", nauczająca głównie o wpływie wewnętrznej postawy na fakt szybkiego bogacenia się, zdrowia czy generalnie tzw. sukcesu, została spopularyzowana przez ruch New Age w Europie i, stopniowo, na całym świecie. Zrodziła ją i propagowała, jako swego rodzaju filozofię życia, a nawet światopogląd, grupa wpływowych autorów amerykańskich, szczególnie aktywna w latach 1930 - 50. Należeli do niej m. in. Napoleon Hill, Clemens Stone, Norman Vincent Peale, Dale Carnegie. Do innych znanych autorów głoszących tę ideologię należą Joseph Murphy, Erhart F. Freitag, Og Mandino, Louise Hay, E. Maurey, Jose Silva (twórca tzw. Metody Silvy), a współcześnie nawet niektórzy księża katoliccy, jak Justin Belitz czy Anzelm Grun.
"Pozytywne myślenie" pod wpływem New Age i pewnych odłamów protestantyzmu amerykańskiego, będących pod wpływem ruchu Nowej Ery, przenika także niestety do niektórych katolickich grup charyzmatycznych.
"Myślenie pozytywne" to nie tylko neutralne, sugestywne zachęty, ale często konkretne światopoglądowe twierdzenia. Myślenie pozytywne jest przedstawiane zazwyczaj przez jego propagatorów jako bezgraniczna i magiczna wiara w moc słowa i nieskończone czy wręcz boskie możliwości człowieka. W "myśleniu pozytywnym" to, co "pozytywne" jest dobre, a "negatywne" jest złe, a tym czasem w świetle prawdziwej etyki, zwłaszcza chrześcijańskiej, może być, a nawet zwykle jest, zupełnie odwrotnie. "Myślenie pozytywne" proponuje bowiem wartości płytkie i egoistyczne, stawiane przez wielkie religie i filozofie na drugorzędnym miejscu a nawet traktowane jako antywartości lub grzechy.
Ideologom myślenia pozytywnego nie chodzi o prawdę obiektywną, ale o takie przeinaczanie definicji prawdy, że prawdą staje się coś, "dzięki czemu czujemy się lepiej". Potrzeby są tu realne, ale obietnice nierealne. Upragnione cele często fascynują, właśnie dlatego, że są nierealistyczne. Wyraża się to w kluczowych dla pozytywnego myślenia tezach, takich jak: "jeśli myślimy pozytywnie, spotykają nas same dobre rzeczy", "nieważne kim jesteś, ważne za kogo się uważasz", "to, w co wierzysz staje się prawdą". Ideolodzy "pozytywnego myślenia" świadomie rezygnują z ważnej w psychologii kompleksowości, różnicowania oraz indywidualizowania, co dzieje się zresztą w przypadku każdej oszukańczej pseudo terapii. W popularyzacji "pozytywnego myślenia" wykorzystuje się zwykle pojedyncze, "pozytywne" przykłady, zwykle wyrwane z kontekstu, co pociąga przeciętnego i często naiwnego czytelnika, bez badania okoliczności zmian w sposób metodologicznie poprawny.
Teoria "pozytywnego myślenia" ignoruje powszechnie uznawane rezultaty badań i praktyki terapeutycznej, proponując fałszywą drogę na skróty. Brak granic i różnic, brak realizmu i uznawania ograniczeń w życiu jest błędem poznawczym. Teoria ta opiera się bowiem na fałszywych lub bardzo uproszczonych założeniach dotyczących ludzkiej duszy, banalizujących ponadto powagę ludzkiej egzystencji. Dlatego "pozytywne myślenie" jako metoda, u podłoża której leży ignorancja i niewiedza musi być nieskuteczna i nieefektywna. Postawy ukryte za "pozytywnym myśleniem" są najczęściej niedojrzałe i egoistyczne. Przypominają marzenia dziecka, które zatrzymało się w swoim rozwoju. Służą wyparciu prawdziwych uczuć, oddalają od realności. Korespondują z postawą magiczną, otwierając ludzi na grzech bałwochwalstwa i jego duchowe konsekwencje, czyli zniewolenia duchowe i demoniczne.
Chodzi tu więc o zamach na wymiar duchowo-moralny człowieka, gdzie poprzez swoistą manipulację światopoglądową w połączeniu z psychomanipulacją, mamy do czynienia z eliminacją sumienia, rozróżniającego dobro i zło. Wyrzuty sumienia są naturalną reakcją zdrowego człowieka, przejawem jego duchowości i odpowiedzialności. Nie muszą się one przemieniać w dręczące, egocentryczne "poczucie winy", ale mogą się stać głęboką "skruchą" o charakterze oczyszczającym ku miłości i pogłębiającym ku odpowiedzialności. Ideologia "pozytywnego myślenia" obrazuje wiele słusznych potrzeb czy pragnień duchowych, choć czasem chodzi też o pokusy. Proponuje jednak przeważnie złe i niebezpieczne lub przynajmniej iluzoryczne, pośpieszne i powierzchowne metody czy techniki ich zaspokajania.
Na podstawie książki ks. A. Posackiego
wtorek, 27 lipca 2010
Niemedialna krew na rękach
Namnożyło się nam ostatnio Inkwizytorów. Oczywiście takich z powszechnego rozumienia, a nie prawdziwych.
Co potępiają ci inkwizytorzy? Zacznę od początku.
Mówienie, że winnymi katastrofy smoleńskiej są piloci, jest w porządku. Mówienie, że pijany Lech Kaczyński (noszący wiele tytułów, ale nie własne) ma krew na rękach jest ok. Mówienie, że gen. Błasik naciskał na pilotów jest ok. Że niektórzy z pasażerów wciąż żyją i robią sobie jaja z Polaków, jest ok. Wszystko co ośmiesza wymiar tej katastrofy i ją bagatelizuje, jest ok. Ośmieszanie ludzi w żałobie po tej katastrofie - nie ma się co usprawiedliwiać, że tylko wybranych - i bagatelizowanie ich uczuć, jest ok.
Mówienie, że to jednak nie jest ok tępią owi inkwizytorzy. Zresztą, dziwnym zbiegiem okoliczności to ci sami ludzie. Najpierw zachowują się ok - to pewnie ta polityczna poprawność - a potem gromią inne zdanie.
Mówienie, że to poważna sprawa nie jest ok. Co będzie jak przypomną sobie słowa premiera Tuska o skali wydarzenia... usprawiedliwieniem pewnie będzie stan szoku, cycuś.
Mówienie, że to Polska narodowa sprawa, nie jest ok. Tępią to inkwizytorzy, bo to niezgodne z linią nowoczesnej Polski. Cholera, ciągle nie wiem co to znaczy nowoczesna Polska :-/
Tak więc róbmy szum w mediach, wystawiajmy emocje uczciwych ludzi na próbę, wszystkim nam potrzebne są igrzyska. Szacunek i prawda, nie mają tu racji bytu.
Najciekawsze jest to, że żyję pośród ludzi i obserwuję. Widzę elektorat PO. Widzę elektorat PiS. Rozumiem z czego wynikają pewne rzeczy, które mają miejsce w internecie, np. na facebooku. Dlatego wolę być w grupie elektoratu PiSu. Lubię dbać o siebie.
Co potępiają ci inkwizytorzy? Zacznę od początku.
Mówienie, że winnymi katastrofy smoleńskiej są piloci, jest w porządku. Mówienie, że pijany Lech Kaczyński (noszący wiele tytułów, ale nie własne) ma krew na rękach jest ok. Mówienie, że gen. Błasik naciskał na pilotów jest ok. Że niektórzy z pasażerów wciąż żyją i robią sobie jaja z Polaków, jest ok. Wszystko co ośmiesza wymiar tej katastrofy i ją bagatelizuje, jest ok. Ośmieszanie ludzi w żałobie po tej katastrofie - nie ma się co usprawiedliwiać, że tylko wybranych - i bagatelizowanie ich uczuć, jest ok.
Mówienie, że to jednak nie jest ok tępią owi inkwizytorzy. Zresztą, dziwnym zbiegiem okoliczności to ci sami ludzie. Najpierw zachowują się ok - to pewnie ta polityczna poprawność - a potem gromią inne zdanie.
Mówienie, że to poważna sprawa nie jest ok. Co będzie jak przypomną sobie słowa premiera Tuska o skali wydarzenia... usprawiedliwieniem pewnie będzie stan szoku, cycuś.
Mówienie, że to Polska narodowa sprawa, nie jest ok. Tępią to inkwizytorzy, bo to niezgodne z linią nowoczesnej Polski. Cholera, ciągle nie wiem co to znaczy nowoczesna Polska :-/
Tak więc róbmy szum w mediach, wystawiajmy emocje uczciwych ludzi na próbę, wszystkim nam potrzebne są igrzyska. Szacunek i prawda, nie mają tu racji bytu.
Najciekawsze jest to, że żyję pośród ludzi i obserwuję. Widzę elektorat PO. Widzę elektorat PiS. Rozumiem z czego wynikają pewne rzeczy, które mają miejsce w internecie, np. na facebooku. Dlatego wolę być w grupie elektoratu PiSu. Lubię dbać o siebie.
Elastyczna wersja przyczyn katastrofy
Dlaczego to mógłby by być zamach?
Zajrzyjmy do fragmentu wpisu na blogu: demokracja w gminie, merytokracja w państwie: by żyło się lepiej Sebastiana Piotra Derwisinskiego.
Zobacz całość do wyczytania: W cieniu Smoleńska: elastyczna linia kredytowa.
I pomyśl dlaczego człowieka, który odrzuca wersję zamachu w tej katastrofie, przyrównuje do facetów, którzy nie potrafią podrywać dziewczyn.
Zajrzyjmy do fragmentu wpisu na blogu: demokracja w gminie, merytokracja w państwie: by żyło się lepiej Sebastiana Piotra Derwisinskiego.
(1) Prezes NBP Sławomir Skrzypek w marcu 2010 roku ogłosił kilka ważnych informacji. Jedną z najistotniejszych była wiadomość o rezygnacji z elastycznej linii kredytowej.
(2) Czym jest linia kredytowa? Linia kredytowa są to wirtualne pieniądze, które znajdują się w posiadaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Fundusz pożycza Polsce 20 miliardów dolarów, za co płacimy 60 milionów dolarów rocznie. Jeśli ktoś odmawia takiej wirtualnej pomocy to wówczas kraj może stać się celem ataku spekulantów, którzy doprowadzają do rozstroju gospodarkę. Przedsiębiorcy prowadzący knajpy mogliby to nazwać haraczem za ochronę, ale w życiu polityczno-ekonomicznym takie działanie, to po prostu atrakcyjna propozycja nie do odrzucenia.(3) Polska uruchomiła taką linię kredytową w 2009 roku, jednak Prezes NBP postanowił nie odnawiać tej linii i zrezygnować z niej w maju 2010 roku. Podsumowując, prezes NBP S. Skrzypek odmówił płacenia 60 mln dolarów (około 200 mln złotych rocznie) za pieniądze, których Polska nigdy nie miała w ręku.
Dlatego pewna grupa była bardzo niezadowolona z decyzji Sławomira Skrzypka. Grupa ta obawiała się, że za przykładem Polski pójdą inne kraje i skończy się najlepszy biznes na planecie, tak jak obawiała się, że przez Saddama Husseina inne kraje mogą zrezygnować z rezerw walutowych w dolarach i przejść na euro. Taka zresztą była jedna z prawdziwych motywacji do wojny w Iraku, bo broń masowego rażenia okazała sie spiskową teorią lansowaną przez media. Podobne spiskowe teorie krążą obecnie w polskich mediach na temat Smoleńska, a to co najciekawsze pozostaje poza nawiasem głównego dyskursu.Zobacz całość do wyczytania: W cieniu Smoleńska: elastyczna linia kredytowa.
I pomyśl dlaczego człowieka, który odrzuca wersję zamachu w tej katastrofie, przyrównuje do facetów, którzy nie potrafią podrywać dziewczyn.
Lepsze życie
Lepsze życie
Zapewne zdajesz sobie sprawę, że niektórzy ludzie są bardziej szczęśliwi od innych. Ale tak sobie myślę, że uważasz, że ze szczęściem to jest tak, że czasem ono jest, a czasami go nie ma. Nic stałego. Nic pewnego. Tak, że w ogóle nie warto nad tym ślęczeć. Trzeba żyć i nie teoretyzować.
Ja jestem z tych, co uważają, że niektórzy ludzie mają szczęście, a niektórzy szczęścia nie mają. Jestem też taki, że postanowiłem do tych szczęśliwych dołączyć, by choć trochę tym szczęściem nasiąknąć. A już dość długo z nimi przebywam i nieźle przesiąkłem.
Zauważyłem, że pewność siebie to nic złego. Popełnianie błędów należy do standardu życiowego. Istotą szczęścia jest szacunek do samego siebie dobre myślenie o sobie. Oczywiście, nie bezkrytyczne. Dzięki krytyce można się dowiedzieć co zmieniać. Krytyki nie trzeba traktować jako formy zakazu życiowego "tego nie ruszaj", "to nie dla ciebie". Krytyka potraktowana konstruktywnie wskazuje nasze słabe strony, które trzeba wzmocnić. Tak jak woda przebija wały w słabych miejscach. Odpowiednio wcześniejsze przeciwdziałanie może uratować dobytek i nic nie zostanie utracone. Jeżeli uznasz, że wały w dwóch miejscach mają słaby punkt i postanowisz, że nie ma sensu jakikolwiek rozwój dobytku, rozbudowa domu, a nawet jego remont, bo przyjdzie woda i zaleje, to znaczy, że odmawiasz sobie szczęścia i dobrostanu.
Tak więc wewnętrzne przekonanie o prawie do własnego szczęścia, o tym, że jest się osoba zasługującą na szczęście, to taka postawa, która wynika z kontrolowania własnego życia. Nie pozwalasz sobie na słabe miejsca w wale chroniącym Twój dobytek i nie czekasz, aż ktoś wyręczy Cię w jego ochronie. Robisz co do Ciebie należy i robisz to, najlepiej jak tylko potrafisz. Jeżeli już cos robisz, rób to dobrze, przecież masz w tym swój interes.
No to zobacz jak i co zrobić, by mieć lepsze i pełne szczęścia życie.
Zapewne zdajesz sobie sprawę, że niektórzy ludzie są bardziej szczęśliwi od innych. Ale tak sobie myślę, że uważasz, że ze szczęściem to jest tak, że czasem ono jest, a czasami go nie ma. Nic stałego. Nic pewnego. Tak, że w ogóle nie warto nad tym ślęczeć. Trzeba żyć i nie teoretyzować.
Ja jestem z tych, co uważają, że niektórzy ludzie mają szczęście, a niektórzy szczęścia nie mają. Jestem też taki, że postanowiłem do tych szczęśliwych dołączyć, by choć trochę tym szczęściem nasiąknąć. A już dość długo z nimi przebywam i nieźle przesiąkłem.
Zauważyłem, że pewność siebie to nic złego. Popełnianie błędów należy do standardu życiowego. Istotą szczęścia jest szacunek do samego siebie dobre myślenie o sobie. Oczywiście, nie bezkrytyczne. Dzięki krytyce można się dowiedzieć co zmieniać. Krytyki nie trzeba traktować jako formy zakazu życiowego "tego nie ruszaj", "to nie dla ciebie". Krytyka potraktowana konstruktywnie wskazuje nasze słabe strony, które trzeba wzmocnić. Tak jak woda przebija wały w słabych miejscach. Odpowiednio wcześniejsze przeciwdziałanie może uratować dobytek i nic nie zostanie utracone. Jeżeli uznasz, że wały w dwóch miejscach mają słaby punkt i postanowisz, że nie ma sensu jakikolwiek rozwój dobytku, rozbudowa domu, a nawet jego remont, bo przyjdzie woda i zaleje, to znaczy, że odmawiasz sobie szczęścia i dobrostanu.
Tak więc wewnętrzne przekonanie o prawie do własnego szczęścia, o tym, że jest się osoba zasługującą na szczęście, to taka postawa, która wynika z kontrolowania własnego życia. Nie pozwalasz sobie na słabe miejsca w wale chroniącym Twój dobytek i nie czekasz, aż ktoś wyręczy Cię w jego ochronie. Robisz co do Ciebie należy i robisz to, najlepiej jak tylko potrafisz. Jeżeli już cos robisz, rób to dobrze, przecież masz w tym swój interes.
No to zobacz jak i co zrobić, by mieć lepsze i pełne szczęścia życie.
poniedziałek, 26 lipca 2010
Niemedialny scenariusz
10 kwietnia 2010r.
8.50 Premier Tusk zwołuje sztab kryzysowy, którego najważniejszym zadaniem jest ustalenie dalszych kroków. Minister Spraw Zagranicznych i Minister Sprawiedliwości wraz ze współpracownikami analizują prawne możliwości prowadzenia śledztwa.
9.05 Premier rozmawia telefonicznie z Putinem, który informuje go, że Rosja przyjęła Konwencję Chicagowską za podstawę śledztwa. Putin wspomina także, że chciałby prezydentowi Kaczyńskiemu zorganizować uroczyste pożegnanie w Moskwie, co wymagałoby przewiezienia tam ciała. Premier prosi Putina o wstrzymanie się z działaniami i decyzjami, do czasu gdy się skonsultuje ze współpracownikami i rodziną prezydenta.
9.15 Po konsultacjach z prawnikami i analizie zapisów Konwencji, minister Sikorski w telefonicznej rozmowie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem powołując się na zapisy Załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej prosi Rosjan o wstrzymanie się z jakimikolwiek działaniami na miejscu katastrofy do czasu przybycia polskich śledczych. Zgodnie z Konwencją, Rosjanie ograniczają się do zabezpieczenia miejsca tragedii i z dalszymi czynnościami dowodowymi czekają na polskich śledczych. Polski ambasador i obecni na miejscu BOR-owcy pilnują aby do czasu przylotu polskiej ekipy nikt niczego nie dotykał.
9.20 Minister Sprawiedliwości rozmawia ze swoim rosyjskim odpowiednikiem na temat procedur wymaganych przez rosyjskie prawo. Po otrzymaniu informacji, że na miejscu konieczna będzie sekcja zwłok ofiar, rozpoczyna kompletowanie ekipy patomorfologów, którzy udadzą się do Smoleńska.
9.25 Premier rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim, informując go o dotychczasowych działaniach i ustaleniach. Przekazuje mu także informację o tym, że Putin chciałaby urządzić prezydentowi pożegnanie w Moskwie. Po usłyszeniu, że rodzina prezydenta sobie tego nie życzy i chciałaby przewieźć ciało prezydenta jak najszybciej do kraju, premier zapewnia, że jego służby dyplomatyczne niezwłocznie rozpoczną starania aby było to możliwe w najbardziej dogodny dla rodziny sposób. Rozmowa kończy się zapewnieniem, że samolot rządowy jest do dyspozycji rodziny prezydenta, jeśli życzy sobie natychmiast udać się na miejsce katastrofy. Nawet jeśli Jarosław Kaczyński odmawia, nikomu nie przychodzi do głowy żalić się mediom, że ich uraził.
11.00 Z Okęcia startuje pierwszy samolot do Smoleńska. Na pokładzie znajdują się polscy śledczy, ekipa patomorfologów i żołnierze kompanii reprezentacyjnej WP mający pełnić wartę honorową przy ciele prezydenta. Samolot wiezie także trumny dla pary prezydenckiej i flagę.
12.00 Polscy śledczy rozpoczynają pracę na miejscu katastrofy. Niezależnie od rosyjskiej ekipy przeprowadzają dokumentację fotograficzną wraku i ciał (przypomnijmy, na prośbę Tuska pozostawionych w takim stanie, w jakim się rozbił), pobierają próbki niezbędne do innych badań kryminalistycznych, każda czynność polskich i rosyjskich śledczych jest rejestrowana przez kamery. Czarne skrzynki, wcześniej nie otwierane i nie spuszczone z oka przez obecnych na lotnisku BOR-owcóe, zostają skopiowane. Ciała pary prezydenckiej zostają przeniesione do udekorowanych polską flagą trumien, przy których wystawiona zostaje warta honorowa.
18.30 Po przylocie Jarosława Kaczyńskiego i jego wizycie przy trumnie brata, rosyjscy śledczy mogą rozpocząć sekcję zwłok ciała prezydenta. W sekcji bierze udział polski prokurator i patomorfolodzy, którzy sporządzają z niej swój raport. Pobierają także do własnych badań próbki tego wszystkiego co z ciała prezydenta pobrali Rosjanie. Zostanie to następnie zbadane w polskim laboratorium, dzięki czemu będzie gwarancja, że nikt - umyślnie bądź nie - niczego istotnego nie pominął ani nie dodał.
22.00 Jarosław Kaczyński wraca do Polski, zostawiając ciało prezydenta w godnych warunkach, z wartą honorową. Mógłby je zabrać ze sobą, bo wszystko zostało z Putinem ustalone zawczasu i nie ma potrzeby na miejscu niczego negocjować ale nie robi tego wyłącznie dlatego, że życzeniem rządu jest uroczyste powitanie prezydenta w kraju za dnia, z wszelkimi honorami.
Trzy dni później. Laboratorium ma już wyniki próbek toksykologicznych ciała prezydenta, pobranych przez polskich patomorfologów i zbadane w Polsce. Na specjalnej konferencji prasowej obecni w Smoleńsku patomorfolodzy przekazują opinii publicznej najważniejsze ustalenia sekcji zwłok.
Pięć dni później. Janusz Palikot rzuca mimochodem, że prezydent był pijany. Premier niezwłocznie publicznie przeprasza rodzinę prezydenta za skandaliczną wypowiedź swojego pupila i informuje, że badania toksykologiczne to jednoznacznie wykluczyły. Kora nigdy nie napisze swojego listu do Palikota, w którym dziękuje mu za podjęcie kluczowego tematu zawartości alkoholu we krwi prezydenta.
Miesiąc później. W polskim laboratorium ekspertyz sądowych trwają końcowe prace nad odczytem "czarnych skrzynek". Dzięki temu, że zaraz po katastrofie rząd, powołując się na Konwencję Chicagowską, zagwarantował sobie sporządzenie dokładnych kopii wszystkich rejestratorów zanim te zostały otwarte przez rosyjskich śledczych, mamy stuprocentową gwarancję, że wszystko co z nich odczytamy na pewno było na nich od początku, nic nie zostało sztucznie "zaszumione", nic nie zostało dodane. Nie stworzyliśmy ku temu możliwości stronie, która mogłaby w tym mieć oczywisty przecież interes, zważywszy na to, że jedną z od początku rozważanych hipotez był błąd wieży.
W tak zwanym międzyczasie. Seria dymisji w rządzie, służbach i armii. Kariery polityczne kończą Klich, Sikorski, Cichocki, lecą głowy w Agencji Wywiadu, Biurze Ochrony Rządu i 36. pułku specjalnym.
Niezależnie do tego, czy ma się tego tematu dość, czy nie, trzeba przyznać, że ten scenariusz wydarzeń brzmi nierealnie. Nie mógł się wydarzyć. I to jest najgorsze. Niestety, musimy się do tego przyznać. Jesteśmy krajem nieudolnym i nasi politycy mają bardzo wielki wpływ na tą opinię. Wpływ, w moim przekonaniu, dyktowany wolą polityczną.
Tekst pochodzi z blogu Kataryny pt. "Luka po państwie". Naprawdę warto przeczytać całość.
8.50 Premier Tusk zwołuje sztab kryzysowy, którego najważniejszym zadaniem jest ustalenie dalszych kroków. Minister Spraw Zagranicznych i Minister Sprawiedliwości wraz ze współpracownikami analizują prawne możliwości prowadzenia śledztwa.
9.05 Premier rozmawia telefonicznie z Putinem, który informuje go, że Rosja przyjęła Konwencję Chicagowską za podstawę śledztwa. Putin wspomina także, że chciałby prezydentowi Kaczyńskiemu zorganizować uroczyste pożegnanie w Moskwie, co wymagałoby przewiezienia tam ciała. Premier prosi Putina o wstrzymanie się z działaniami i decyzjami, do czasu gdy się skonsultuje ze współpracownikami i rodziną prezydenta.
9.15 Po konsultacjach z prawnikami i analizie zapisów Konwencji, minister Sikorski w telefonicznej rozmowie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem powołując się na zapisy Załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej prosi Rosjan o wstrzymanie się z jakimikolwiek działaniami na miejscu katastrofy do czasu przybycia polskich śledczych. Zgodnie z Konwencją, Rosjanie ograniczają się do zabezpieczenia miejsca tragedii i z dalszymi czynnościami dowodowymi czekają na polskich śledczych. Polski ambasador i obecni na miejscu BOR-owcy pilnują aby do czasu przylotu polskiej ekipy nikt niczego nie dotykał.
9.20 Minister Sprawiedliwości rozmawia ze swoim rosyjskim odpowiednikiem na temat procedur wymaganych przez rosyjskie prawo. Po otrzymaniu informacji, że na miejscu konieczna będzie sekcja zwłok ofiar, rozpoczyna kompletowanie ekipy patomorfologów, którzy udadzą się do Smoleńska.
9.25 Premier rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim, informując go o dotychczasowych działaniach i ustaleniach. Przekazuje mu także informację o tym, że Putin chciałaby urządzić prezydentowi pożegnanie w Moskwie. Po usłyszeniu, że rodzina prezydenta sobie tego nie życzy i chciałaby przewieźć ciało prezydenta jak najszybciej do kraju, premier zapewnia, że jego służby dyplomatyczne niezwłocznie rozpoczną starania aby było to możliwe w najbardziej dogodny dla rodziny sposób. Rozmowa kończy się zapewnieniem, że samolot rządowy jest do dyspozycji rodziny prezydenta, jeśli życzy sobie natychmiast udać się na miejsce katastrofy. Nawet jeśli Jarosław Kaczyński odmawia, nikomu nie przychodzi do głowy żalić się mediom, że ich uraził.
11.00 Z Okęcia startuje pierwszy samolot do Smoleńska. Na pokładzie znajdują się polscy śledczy, ekipa patomorfologów i żołnierze kompanii reprezentacyjnej WP mający pełnić wartę honorową przy ciele prezydenta. Samolot wiezie także trumny dla pary prezydenckiej i flagę.
12.00 Polscy śledczy rozpoczynają pracę na miejscu katastrofy. Niezależnie od rosyjskiej ekipy przeprowadzają dokumentację fotograficzną wraku i ciał (przypomnijmy, na prośbę Tuska pozostawionych w takim stanie, w jakim się rozbił), pobierają próbki niezbędne do innych badań kryminalistycznych, każda czynność polskich i rosyjskich śledczych jest rejestrowana przez kamery. Czarne skrzynki, wcześniej nie otwierane i nie spuszczone z oka przez obecnych na lotnisku BOR-owcóe, zostają skopiowane. Ciała pary prezydenckiej zostają przeniesione do udekorowanych polską flagą trumien, przy których wystawiona zostaje warta honorowa.
18.30 Po przylocie Jarosława Kaczyńskiego i jego wizycie przy trumnie brata, rosyjscy śledczy mogą rozpocząć sekcję zwłok ciała prezydenta. W sekcji bierze udział polski prokurator i patomorfolodzy, którzy sporządzają z niej swój raport. Pobierają także do własnych badań próbki tego wszystkiego co z ciała prezydenta pobrali Rosjanie. Zostanie to następnie zbadane w polskim laboratorium, dzięki czemu będzie gwarancja, że nikt - umyślnie bądź nie - niczego istotnego nie pominął ani nie dodał.
22.00 Jarosław Kaczyński wraca do Polski, zostawiając ciało prezydenta w godnych warunkach, z wartą honorową. Mógłby je zabrać ze sobą, bo wszystko zostało z Putinem ustalone zawczasu i nie ma potrzeby na miejscu niczego negocjować ale nie robi tego wyłącznie dlatego, że życzeniem rządu jest uroczyste powitanie prezydenta w kraju za dnia, z wszelkimi honorami.
Trzy dni później. Laboratorium ma już wyniki próbek toksykologicznych ciała prezydenta, pobranych przez polskich patomorfologów i zbadane w Polsce. Na specjalnej konferencji prasowej obecni w Smoleńsku patomorfolodzy przekazują opinii publicznej najważniejsze ustalenia sekcji zwłok.
Pięć dni później. Janusz Palikot rzuca mimochodem, że prezydent był pijany. Premier niezwłocznie publicznie przeprasza rodzinę prezydenta za skandaliczną wypowiedź swojego pupila i informuje, że badania toksykologiczne to jednoznacznie wykluczyły. Kora nigdy nie napisze swojego listu do Palikota, w którym dziękuje mu za podjęcie kluczowego tematu zawartości alkoholu we krwi prezydenta.
Miesiąc później. W polskim laboratorium ekspertyz sądowych trwają końcowe prace nad odczytem "czarnych skrzynek". Dzięki temu, że zaraz po katastrofie rząd, powołując się na Konwencję Chicagowską, zagwarantował sobie sporządzenie dokładnych kopii wszystkich rejestratorów zanim te zostały otwarte przez rosyjskich śledczych, mamy stuprocentową gwarancję, że wszystko co z nich odczytamy na pewno było na nich od początku, nic nie zostało sztucznie "zaszumione", nic nie zostało dodane. Nie stworzyliśmy ku temu możliwości stronie, która mogłaby w tym mieć oczywisty przecież interes, zważywszy na to, że jedną z od początku rozważanych hipotez był błąd wieży.
W tak zwanym międzyczasie. Seria dymisji w rządzie, służbach i armii. Kariery polityczne kończą Klich, Sikorski, Cichocki, lecą głowy w Agencji Wywiadu, Biurze Ochrony Rządu i 36. pułku specjalnym.
Niezależnie do tego, czy ma się tego tematu dość, czy nie, trzeba przyznać, że ten scenariusz wydarzeń brzmi nierealnie. Nie mógł się wydarzyć. I to jest najgorsze. Niestety, musimy się do tego przyznać. Jesteśmy krajem nieudolnym i nasi politycy mają bardzo wielki wpływ na tą opinię. Wpływ, w moim przekonaniu, dyktowany wolą polityczną.
Tekst pochodzi z blogu Kataryny pt. "Luka po państwie". Naprawdę warto przeczytać całość.
Czytałem ten wywiad
Czytałem wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, którego udzielił Gazecie Polskiej po wyborach na Prezydenta. Mówił tam między innymi o:
Powiedzieliście Rosjanom, że chce Pan zabrać ciało Prezydenta do Polski?
Tak. W pewnym momencie okazało się, że samolot, którym przylecieliśmy do Witebska, dostał pozwolenie na wylądowanie w Smoleńsku. I wylądował. Wiedziałem, że jest w stanie zabrać na pokład trumnę z ciałem Leszka. Paweł Kowal przedstawił nasze stanowisko ministrowi Szojgu. Ten się zgodził na zabranie ciała Brata. Jednak po jakimś czasie Kowal został wezwany przez Rosjan. Rozmawiał z nim Władimir Putin. Premier Rosji powiedział, że rozumie moje postępowanie, wie o chorobie mojej Mamy, jednak nie może się zgodzić, bym teraz zabrał Brata do Polski. Tłumaczył, że musi zorganizować pożegnanie. Paweł Kowal zapytał, czy w takim razie możemy wracać naszym samolotem do Warszawy. Putin powiedział, że oczywiście tak. Szybko wsiedliśmy do samolotu. Pilot uruchomił silniki. Czas mijał, a zgody na wylot jednak nie było. W końcu kapitan wyłączył silniki. Pozostawił tylko jeden, by ogrzać samolot w środku. Okazało się bowiem, że musimy czekać na straż graniczną. Czekaliśmy bardzo długo. Gdy się w końcu pojawili, rozpoczęło się drobiazgowe sprawdzanie naszych paszportów, jakby zupełnie nie wiedzieli, kim jesteśmy i po co przyjechaliśmy. Minęło pół godziny, godzina i nadal czytali nasze paszporty. Próbowaliśmy ich pośpieszać, dzwoniliśmy do polskich dyplomatów. Bez skutku. W końcu zauważyliśmy, że w laptopie jednego z nich nazwisko Małgorzaty Gosiewskiej wyświetlało się czerwoną czcionką.
Pani Małgorzata Gosiewska z ramienia Kancelarii Prezydenta organizowała pomoc dla Gruzji. Myśli Pan, że dlatego jej nazwisko było napisane na czerwono?
Myślę, że tak. Wtedy przestraszyliśmy się, iż Rosjanie nie będą chcieli jej wypuścić. Zostalibyśmy z nią. W końcu po kolejnych telefonach otrzymaliśmy zgodę na wylot. Nad ranem byliśmy w Warszawie.
Czy ktoś widział komentarze na temat tych obaw
w mediach?
Powiedzieliście Rosjanom, że chce Pan zabrać ciało Prezydenta do Polski?
Tak. W pewnym momencie okazało się, że samolot, którym przylecieliśmy do Witebska, dostał pozwolenie na wylądowanie w Smoleńsku. I wylądował. Wiedziałem, że jest w stanie zabrać na pokład trumnę z ciałem Leszka. Paweł Kowal przedstawił nasze stanowisko ministrowi Szojgu. Ten się zgodził na zabranie ciała Brata. Jednak po jakimś czasie Kowal został wezwany przez Rosjan. Rozmawiał z nim Władimir Putin. Premier Rosji powiedział, że rozumie moje postępowanie, wie o chorobie mojej Mamy, jednak nie może się zgodzić, bym teraz zabrał Brata do Polski. Tłumaczył, że musi zorganizować pożegnanie. Paweł Kowal zapytał, czy w takim razie możemy wracać naszym samolotem do Warszawy. Putin powiedział, że oczywiście tak. Szybko wsiedliśmy do samolotu. Pilot uruchomił silniki. Czas mijał, a zgody na wylot jednak nie było. W końcu kapitan wyłączył silniki. Pozostawił tylko jeden, by ogrzać samolot w środku. Okazało się bowiem, że musimy czekać na straż graniczną. Czekaliśmy bardzo długo. Gdy się w końcu pojawili, rozpoczęło się drobiazgowe sprawdzanie naszych paszportów, jakby zupełnie nie wiedzieli, kim jesteśmy i po co przyjechaliśmy. Minęło pół godziny, godzina i nadal czytali nasze paszporty. Próbowaliśmy ich pośpieszać, dzwoniliśmy do polskich dyplomatów. Bez skutku. W końcu zauważyliśmy, że w laptopie jednego z nich nazwisko Małgorzaty Gosiewskiej wyświetlało się czerwoną czcionką.
Pani Małgorzata Gosiewska z ramienia Kancelarii Prezydenta organizowała pomoc dla Gruzji. Myśli Pan, że dlatego jej nazwisko było napisane na czerwono?
Myślę, że tak. Wtedy przestraszyliśmy się, iż Rosjanie nie będą chcieli jej wypuścić. Zostalibyśmy z nią. W końcu po kolejnych telefonach otrzymaliśmy zgodę na wylot. Nad ranem byliśmy w Warszawie.
Czy ktoś widział komentarze na temat tych obaw
w mediach?
piątek, 23 lipca 2010
Moje Tolle.pl
Księgarnia Tolle.pl
Nazwa Tolle.pl pochodzi od łacińskich słów "tolle et lege". W pierwszych latach działalności używaliśmy nawet jako nazwy księgarni pełnego zwrotu "tolle et lege", w czerwcu 2010 uprościliśmy nazwę do "Tolle.pl".
„Tolle et lege” w języku łacińskim oznacza „Bierz i czytaj”.
Katolik to człowiek, który nie tylko czyta książki o Janie Pawle II, modlitwie i Kościele, ale poważnie traktując swoją wiarę, interesuje się całym światem.
Księgarnia internetowa Tolle.pl, jedna z pierwszych religijnych księgarni, to miejsce w którym chrześcijanie mogą znaleźć i zakupić w łatwy, wygodny i bezpieczny sposób książki z różnych dziedzin, gdzie nie będzie literatury sprzecznej z naszymi chrześcijańskimi wartościami. Tolle.pl to jednocześnie szeroki wybór wartościowej literatury z najróżniejszych dziedzin od psychologii, poprzez historię, politykę, kulturę, biznes aż po np. książki podróżnicze, dobrą powieść sensacyjną lub science-fiction.
Ponieważ kupiłem sobie kilka książek w Tolle.pl i zamierzam jeszcze to robić, chciałem gdzieś dzielić się swoimi refleksjami po ich lekturze.
To czemu nie na facebook...
Nazwa Tolle.pl pochodzi od łacińskich słów "tolle et lege". W pierwszych latach działalności używaliśmy nawet jako nazwy księgarni pełnego zwrotu "tolle et lege", w czerwcu 2010 uprościliśmy nazwę do "Tolle.pl".
„Tolle et lege” w języku łacińskim oznacza „Bierz i czytaj”.
Katolik to człowiek, który nie tylko czyta książki o Janie Pawle II, modlitwie i Kościele, ale poważnie traktując swoją wiarę, interesuje się całym światem.
Księgarnia internetowa Tolle.pl, jedna z pierwszych religijnych księgarni, to miejsce w którym chrześcijanie mogą znaleźć i zakupić w łatwy, wygodny i bezpieczny sposób książki z różnych dziedzin, gdzie nie będzie literatury sprzecznej z naszymi chrześcijańskimi wartościami. Tolle.pl to jednocześnie szeroki wybór wartościowej literatury z najróżniejszych dziedzin od psychologii, poprzez historię, politykę, kulturę, biznes aż po np. książki podróżnicze, dobrą powieść sensacyjną lub science-fiction.
Ponieważ kupiłem sobie kilka książek w Tolle.pl i zamierzam jeszcze to robić, chciałem gdzieś dzielić się swoimi refleksjami po ich lekturze.
To czemu nie na facebook...
Klub Tolle.pl
Kolejny ciekawy klub miłośników dobrej książki.
Jego oryginalność polega przede wszystkim na tym, że skupiając czytelników dobrej książki promowanej w księgarni internetowej Tolle.pl, skupia zwolenników mądrości chrześcijańskich i nauk katolickich.
Po przystąpieniu oferuje lekturę pięciu książek w wersji elektronicznej rozdawanych za darmo.
Członkostwo w klubie jest darmowe, ale również pozwala otrzymywać rabaty niedostępne dla osób spoza klubu.
Jego oryginalność polega przede wszystkim na tym, że skupiając czytelników dobrej książki promowanej w księgarni internetowej Tolle.pl, skupia zwolenników mądrości chrześcijańskich i nauk katolickich.
Po przystąpieniu oferuje lekturę pięciu książek w wersji elektronicznej rozdawanych za darmo.
Członkostwo w klubie jest darmowe, ale również pozwala otrzymywać rabaty niedostępne dla osób spoza klubu.
zwodnicze slogany
OTO PRZYKŁADY zwodniczych sloganów:
Nie przesadzaj w umartwianiu się, stracisz zdrowie. Nie żyjemy w średniowieczu. Bóg nie wymaga od nas aż tyle!
Nie poświęcaj zbyt dużo czasu modlitwie, staniesz się mistykiem bez kontaktu ze światem, niezdolnym wywierać najmniejszego wpływu na swych braci.
Nie masz zupełnie czasu na modlitwę, przed tobą zbyt wiele pilnych zadań apostolskich do wykonania.
To normalne, że nie umiesz wytrwać w modlitwie, nie masz kontemplacyjnego usposobienia.
Nie bądź za dobry, nie można być naiwniakiem!
Masz prawo do złości. Złość dowodzi, że masz charakter!
Zawsze popełniasz te same błędy. Czy jest sens z nimi walczyć? Czy jest sens spowiadać się?
Nie spowiadaj się zbyt często, to wzmocni twoje skrupuły.
Inni chrześcijanie, nawet księża, nie są lepsi niż ty. Mają pełno wad. Dlaczego więc masz walczyć ze swoimi?
Jeśli będziesz za bardzo zwracał uwagę na swoje błędy i za bardzo chciał z nimi walczyć, staniesz się pesymistą i zrzędą.
Jeśli za bardzo będziesz ćwiczył w sobie pokorę, to wyjałowisz swoją ambicję, która w dzisiejszych czasach jest niezbędna, by wygrać współzawodnictwo, otrzymać pracę, utrzymać się w niej i podjąć się wielkich przedsięwzięć, które będą użyteczne dla innych.
Jeśli będziesz za bardzo posłuszny, staniesz się jednym z baranów Panurga; całkowicie stracisz swą osobowość.
Nie przesadzaj w umartwianiu się, stracisz zdrowie. Nie żyjemy w średniowieczu. Bóg nie wymaga od nas aż tyle!
Nie poświęcaj zbyt dużo czasu modlitwie, staniesz się mistykiem bez kontaktu ze światem, niezdolnym wywierać najmniejszego wpływu na swych braci.
Nie masz zupełnie czasu na modlitwę, przed tobą zbyt wiele pilnych zadań apostolskich do wykonania.
To normalne, że nie umiesz wytrwać w modlitwie, nie masz kontemplacyjnego usposobienia.
Nie bądź za dobry, nie można być naiwniakiem!
Masz prawo do złości. Złość dowodzi, że masz charakter!
Zawsze popełniasz te same błędy. Czy jest sens z nimi walczyć? Czy jest sens spowiadać się?
Nie spowiadaj się zbyt często, to wzmocni twoje skrupuły.
Inni chrześcijanie, nawet księża, nie są lepsi niż ty. Mają pełno wad. Dlaczego więc masz walczyć ze swoimi?
Jeśli będziesz za bardzo zwracał uwagę na swoje błędy i za bardzo chciał z nimi walczyć, staniesz się pesymistą i zrzędą.
Jeśli za bardzo będziesz ćwiczył w sobie pokorę, to wyjałowisz swoją ambicję, która w dzisiejszych czasach jest niezbędna, by wygrać współzawodnictwo, otrzymać pracę, utrzymać się w niej i podjąć się wielkich przedsięwzięć, które będą użyteczne dla innych.
Jeśli będziesz za bardzo posłuszny, staniesz się jednym z baranów Panurga; całkowicie stracisz swą osobowość.
[Pierre Descouvemont]
Cytaty pochodzą z książki:
Jak wygrywać walki duchowe?
środa, 21 lipca 2010
Polska złota rybka
Siedzi rybak nad morzem i łowi ryby. Nagle patrzy a tu na wędce trzepoce się
mu złota rybka. Wyciągnął ją czym prędzej i się pyta:
- Czy ty rybko jesteś ze złota?
- Nie - odpowiedziała rybka - ja jestem z Platformy. - Zafrasował się stary
rybak...
- No to ty nie spełniasz życzeń? - zapytał ją.
- Nie. - odpowiedziała rybka - ja tylko obiecuję.
Znamię Polaka
Dzięki działaniom prezydenta elekta beka odcisnęło się na moim czole znamię krzyża. Coś mu się uwidziało, że krzyż postawiony przez harcerzy na placu pod Pałacem Prezydenckim z zastrzeżeniem, żeby tam stał do chwili postawienia pomnika upamiętniającego sp. parę prezydencką - jak na plac przed Pałacem Prezydenckim przystało.
Dziennikarze lubią prezydenta elekta beka. Pozwala im pracować i dostarcza tematów. Polacy tez go polubią, daje rozrywkę. Kabarety tez go polubią, mniej będą zmuszeni główkować przy robieniu nowych skeczy. Oj będzie się działo.
Ja tam akurat nie mam kompleksu krzyża. Wielu jednak którzy mają, zawdzięczają rozkręcanie złego samopoczucia prezydentowi elektowi. Jednak i tak przykro mi, że cały świat ma mnie widzieć jako naznaczonego krzyżem, podobnie jak przyczyniła się jakaś pani we Włoszech. Wszystkie Włochy krzyżem stoją. Zwłaszcza do wyroków Trybunału Europejskiego. Tam chociaż biznes na tym zyskał. Czy u nas tez to rozkręci sprzedaż dewocjonalii, tego nie wiem, a nawet wątpię.
Mogę nosić Krzyż, mi nie szkodzi. Mogę nosić krzyżyk, wisiorek. Proszę mi tylko wyjaśnić dlaczego wypalony jako znamię na czole? W oczach całego świata, który nie musi rozumieć specyfiki polskiego życia, a tego właśnie nie chcę. Niech się martwią swoimi fiksami. Nie chcę żeby świat widział mnie jako naznaczonego krzyżem. A to właśnie spowodował prezydent elekt, a nie jakieś Komitety Obrony Krzyża. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to trudno. Jeżeli ktoś myśli tak jak mu podpowiadają dziennikarze, to współczuję. Ale ja mam taki żal do Komorowskiego. Nie pierwszy zresztą.
Jeszcze raz napiszę - nie wstydzę się Krzyża, jestem dumny, że mogę Go nosić. Nie cierpię jednak jak ktoś, wykazując się własną nieodpowiedzialnością, zmusza mnie do tego.
Dziękuję księżom, którzy podjęli działania kończące tą farsę prezydencką, za to, że mnie uwolnili od znamienia i przymusu.
Dziennikarze lubią prezydenta elekta beka. Pozwala im pracować i dostarcza tematów. Polacy tez go polubią, daje rozrywkę. Kabarety tez go polubią, mniej będą zmuszeni główkować przy robieniu nowych skeczy. Oj będzie się działo.
Ja tam akurat nie mam kompleksu krzyża. Wielu jednak którzy mają, zawdzięczają rozkręcanie złego samopoczucia prezydentowi elektowi. Jednak i tak przykro mi, że cały świat ma mnie widzieć jako naznaczonego krzyżem, podobnie jak przyczyniła się jakaś pani we Włoszech. Wszystkie Włochy krzyżem stoją. Zwłaszcza do wyroków Trybunału Europejskiego. Tam chociaż biznes na tym zyskał. Czy u nas tez to rozkręci sprzedaż dewocjonalii, tego nie wiem, a nawet wątpię.
Mogę nosić Krzyż, mi nie szkodzi. Mogę nosić krzyżyk, wisiorek. Proszę mi tylko wyjaśnić dlaczego wypalony jako znamię na czole? W oczach całego świata, który nie musi rozumieć specyfiki polskiego życia, a tego właśnie nie chcę. Niech się martwią swoimi fiksami. Nie chcę żeby świat widział mnie jako naznaczonego krzyżem. A to właśnie spowodował prezydent elekt, a nie jakieś Komitety Obrony Krzyża. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to trudno. Jeżeli ktoś myśli tak jak mu podpowiadają dziennikarze, to współczuję. Ale ja mam taki żal do Komorowskiego. Nie pierwszy zresztą.
Jeszcze raz napiszę - nie wstydzę się Krzyża, jestem dumny, że mogę Go nosić. Nie cierpię jednak jak ktoś, wykazując się własną nieodpowiedzialnością, zmusza mnie do tego.
Dziękuję księżom, którzy podjęli działania kończące tą farsę prezydencką, za to, że mnie uwolnili od znamienia i przymusu.
Inkwizytor Palikot
Dzisiaj w telewizji, a może jeszcze wczoraj wieczorem, usłyszałem z ust posła PO J. Fedorowicza, że inny poseł J. Palikot, będzie dobry reprezentantem Platformy Obywatelskiej w powołanym właśnie zespole parlamentarnym PiS ds. katastrofy smoleńskiej.
Jakkolwiek by nie patrzeć na kompetencje takiego zespołu, powołanie go jest reakcją na wykorzystywanie własnych kompetencji przez zajmujące się katastrofą i powołane do tego urzędy. Dziennikarze widzą i "sprzedają" to inaczej, ale to nie moja sprawa, tylko ich. Oczywiście nie wszyscy dziennikarze. Część, co ciekawe, ta szanowana przeze mnie, co mi schlebia, pokazuje to we właściwy sposób, zgodnie z prawdą.
Jedno jest pewne. Ignorancja nie jest najlepszą partnerką do oceny otaczającej nas rzeczywistości. W polityce jest samobójstwem. I chociaż z ludzkiego punktu widzenia, współczuję platformersom, to z punktu widzenia mojego interesu, cieszę się na każdy symptom wskazujący na tzw. wystrychnięcie się dudka.
Polityka to nie najlepsze miejsce do robienia sobie jaj. A koniec zawsze jest efektem, owocem, własnego działania, nie innych. Dlatego np. nieżyjący już Lech Kaczyński, obronił zarówno swoją osobę, jak i urząd, który reprezentował. Żadna inkwizycja, zwłaszcza tworzona przez partaczy, tego nie zmieni.
Jakkolwiek by nie patrzeć na kompetencje takiego zespołu, powołanie go jest reakcją na wykorzystywanie własnych kompetencji przez zajmujące się katastrofą i powołane do tego urzędy. Dziennikarze widzą i "sprzedają" to inaczej, ale to nie moja sprawa, tylko ich. Oczywiście nie wszyscy dziennikarze. Część, co ciekawe, ta szanowana przeze mnie, co mi schlebia, pokazuje to we właściwy sposób, zgodnie z prawdą.
Jedno jest pewne. Ignorancja nie jest najlepszą partnerką do oceny otaczającej nas rzeczywistości. W polityce jest samobójstwem. I chociaż z ludzkiego punktu widzenia, współczuję platformersom, to z punktu widzenia mojego interesu, cieszę się na każdy symptom wskazujący na tzw. wystrychnięcie się dudka.
Polityka to nie najlepsze miejsce do robienia sobie jaj. A koniec zawsze jest efektem, owocem, własnego działania, nie innych. Dlatego np. nieżyjący już Lech Kaczyński, obronił zarówno swoją osobę, jak i urząd, który reprezentował. Żadna inkwizycja, zwłaszcza tworzona przez partaczy, tego nie zmieni.
Drodzy Klienci JarasEla :-)
W tym tygodniu startujemy z kolejną atrakcyjną promocją dla Klientów. Tym razem będziemy zachęcać do nabycia e-prenumeraty czasopisma “Murator” o 60% taniej w stosunku do wersji papierowej.
Akcja jest akcją czasową, a przecena wersji elektronicznej wynosi 20%. Kod rabatowy, obniżający cenę nie będzie działał na pojedynczy egzemplarz – tylko na prenumeratę lub na min. prenumeratę 6-miesięczną + dodatkowy egzemplarz np. z archiwum.
Kod do promowania taniej e-prenumeraty to: murator i działa do do 16.08.2010.
Po zastosowaniu kodu cena e-prenumeraty 6 numerów będzie wynosić 20,80 zł, a 12 numerów 39,20 zł.
Wersja standardowa, papierowa prenumeraty rocznej wynosi 118,80 zł czyli tym przypadku oszczędzamy aż 79,60 zł.
Akcja jest akcją czasową, a przecena wersji elektronicznej wynosi 20%. Kod rabatowy, obniżający cenę nie będzie działał na pojedynczy egzemplarz – tylko na prenumeratę lub na min. prenumeratę 6-miesięczną + dodatkowy egzemplarz np. z archiwum.
Kod do promowania taniej e-prenumeraty to: murator i działa do do 16.08.2010.
Po zastosowaniu kodu cena e-prenumeraty 6 numerów będzie wynosić 20,80 zł, a 12 numerów 39,20 zł.
Wersja standardowa, papierowa prenumeraty rocznej wynosi 118,80 zł czyli tym przypadku oszczędzamy aż 79,60 zł.
wtorek, 20 lipca 2010
Nie cała Polska jest w Europie
Polska jest podzielona na rejony bogate i biedne. Polityka w naszym kraju dąży do wspierania bogatych, by mieli czym się dzielić z biednymi. Właściwie politycy występują tu w roli Janosików, odbierając bogatym, by mieć co dać biednym. Niewiele to ma wspólnego z dobrem, ale przynajmniej jest mniejszym złem.
Polska jest podzielona, a zgoda byłaby tu wymierzeniem w policzek demokracji. To dobrze, że Polska jest podzielona. Już byliśmy zgodni i mieliśmy jedyną słuszną ideologię, wyznawaną przez wszystkich bez wyjątku oprócz tych, którzy okazywali się godni kryminału. To dobrze, że Polska wartościuje podział. Tam gdzie panuje jednomyślność, w ogóle niewiele się myśli.
Polska jest podzielona na politycznie zaangażowanych i politycznie zniechęconych. Frekwencja na wyborach, a na wybory prezydenckie chodzi najwięcej ludzi, wskazuje, że tylko połowa polaków jest zainteresowana polityką. Jako, że wynik wyborów był pół na pół, wychodzi na to, że każdego z kandydatów NIE poparło 3/4 społeczeństwa (uprawnionego do wyborów). Który z nich, jako reprezentant partii politycznej, potrafi zagospodarować taką rzeszę ewentualnego elektoratu?
Jednak Ci niezaangażowani to najbardziej wymagający elektorat. Na swoje nieszczęście równie bardzo obojętny. Sprowadza to ich do roli wykonawców woli politycznej. Takiej bezwolnej masy. No cóż, tak naprawdę, większość ludzi w każdym kraju jest obojętna wobec aktualnej polityki. To nie jest jakiś polski ewenement. Tak jest wszędzie.
W Polsce objawia to się np tak jak w szkołach. Prawo nakazuje uczyć dwóch alternatywnych przedmiotów: religii i etyki. Dla tych, którzy szanują religię lub choćby średnią ocen, chodzą na religię. Ci, którzy mają to gdzieś, nie chodzą nawet na etykę. Oczywiście generalizuję i można mnie obalić jakimiś wyjątkowymi sytuacjami, ale mi chodzi o taki właśnie ogólny pogląd. Nawet nasze państwo nie kształci nauczycieli etyki.
Niestety, jesteśmy w Unii Europejskiej, a tam takie podejście budzi iście święte oburzenie. W Unii Europejskiej nie ma alternatywy. Albo jest tak, albo jest dokładnie tak, jak głosi Unia Europejska. Obojętna część Polaków, po prostu, nie istnieje. Tam nie ma takiej opcji. Stąd wyroki Trybunału Europejskiego są na naszym gruncie... nieżyciowe. Nie istnieją. Ciężko je zrozumieć. Przecież, jeżeli jest przedmiot etyka w szkole, to jak można oskarżać, że jej nie ma. Nawet jeśli jej nie ma, bo nikt nie jest nią zainteresowany, to ona jest, bo taka jest dyrektywa Unii Europejskiej. To zdanie wcale nie jest idiotyczne, to zdanie jest obrazowe - w takiej rzeczywistości, którą nam politycy zaserwowali, żyjemy.
Polska jest podzielona, a zgoda byłaby tu wymierzeniem w policzek demokracji. To dobrze, że Polska jest podzielona. Już byliśmy zgodni i mieliśmy jedyną słuszną ideologię, wyznawaną przez wszystkich bez wyjątku oprócz tych, którzy okazywali się godni kryminału. To dobrze, że Polska wartościuje podział. Tam gdzie panuje jednomyślność, w ogóle niewiele się myśli.
Polska jest podzielona na politycznie zaangażowanych i politycznie zniechęconych. Frekwencja na wyborach, a na wybory prezydenckie chodzi najwięcej ludzi, wskazuje, że tylko połowa polaków jest zainteresowana polityką. Jako, że wynik wyborów był pół na pół, wychodzi na to, że każdego z kandydatów NIE poparło 3/4 społeczeństwa (uprawnionego do wyborów). Który z nich, jako reprezentant partii politycznej, potrafi zagospodarować taką rzeszę ewentualnego elektoratu?
Jednak Ci niezaangażowani to najbardziej wymagający elektorat. Na swoje nieszczęście równie bardzo obojętny. Sprowadza to ich do roli wykonawców woli politycznej. Takiej bezwolnej masy. No cóż, tak naprawdę, większość ludzi w każdym kraju jest obojętna wobec aktualnej polityki. To nie jest jakiś polski ewenement. Tak jest wszędzie.
W Polsce objawia to się np tak jak w szkołach. Prawo nakazuje uczyć dwóch alternatywnych przedmiotów: religii i etyki. Dla tych, którzy szanują religię lub choćby średnią ocen, chodzą na religię. Ci, którzy mają to gdzieś, nie chodzą nawet na etykę. Oczywiście generalizuję i można mnie obalić jakimiś wyjątkowymi sytuacjami, ale mi chodzi o taki właśnie ogólny pogląd. Nawet nasze państwo nie kształci nauczycieli etyki.
Niestety, jesteśmy w Unii Europejskiej, a tam takie podejście budzi iście święte oburzenie. W Unii Europejskiej nie ma alternatywy. Albo jest tak, albo jest dokładnie tak, jak głosi Unia Europejska. Obojętna część Polaków, po prostu, nie istnieje. Tam nie ma takiej opcji. Stąd wyroki Trybunału Europejskiego są na naszym gruncie... nieżyciowe. Nie istnieją. Ciężko je zrozumieć. Przecież, jeżeli jest przedmiot etyka w szkole, to jak można oskarżać, że jej nie ma. Nawet jeśli jej nie ma, bo nikt nie jest nią zainteresowany, to ona jest, bo taka jest dyrektywa Unii Europejskiej. To zdanie wcale nie jest idiotyczne, to zdanie jest obrazowe - w takiej rzeczywistości, którą nam politycy zaserwowali, żyjemy.
Motywacja do zmiany
Motywacja do zmiany
Kiedyś miałem problem w życiu, którego sam nie potrafiłem rozwiązać. Wprawdzie próbowałem różnych sposobów, ale nic mi nie wychodziło. Długo trwało zanim zrozumiałem, że muszę się udać do kogoś, kto już taki problem u siebie rozwiązał - wiesz coś o samopomocowych grupach wsparcia? - albo do kogoś kto pomaga zawodowo. Przyznam się, że stało się dopiero wtedy, kiedy już naprawdę nie miałem żadnego pomysłu, jak sobie poradzić z problemami, które zadziewały się wokół tego głównego. Dopiero w perspektywnie przytłoczenia totalnego, wziąłem się za siebie.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że tak naprawdę, nigdy nie jest za wcześnie, by pozwolić sobie pomóc. U mnie, odwołanie się do zdrowego rozsądku, było na ostatnim miejscu, ale zawsze lepiej późno niż jeszcze później.
Cechowała mnie taka postawa, że z jednej strony deklarowałem, że sobie radzę, a z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że nie radzę sobie kompletnie. Tak więc kłamałem. Najpierw musiałem okłamać samego siebie i uwierzyć w swoje kłamstwo, a dopiero mogłem zacząć okłamywać innych, by być w ich oczach wiarygodnym. Najwięcej kłamałem chyba wtedy właśnie, kiedy próbowałem sobie wmówić, że w oczach innych jestem wiarygodny. Ale to rozumiem dopiero z perspektywy czasu i zrozumienia, że działałem idiotycznie. Czasami spotykam podobnych do mnie, tamtego, ludzi i widzę jak to wyglądało.
Istotne dla mnie było odkłamanie tej dziwacznej konstrukcji rzeczywistości i zaczęcie żyć w prawdzie. Jak zacząłem żyć prawdą, nie musiałem już kłamać, a problemy się rozwiewały. Część, oczywiście, wymagała zadośćuczynienia. Nie chciałem, by zła przeszłość miała destrukcyjny wpływ na moją teraźniejszość. Od tego jaką mam teraźniejszość, zależy moja przyszłość. To naczynia bardzo połączone. Z doświadczenia płynie mądrość. Według tej mądrości, dziś buduje swoją przyszłość.
Jeszcze jedno jest ważne. Jeżeli trzymam się prawdy, niczego nie muszę pamiętać, ani kontrolować. Życie sprawia wrażenie, jakby samo się działo. Potrzebna jest tylko motywacja do zmiany.
Kiedyś miałem problem w życiu, którego sam nie potrafiłem rozwiązać. Wprawdzie próbowałem różnych sposobów, ale nic mi nie wychodziło. Długo trwało zanim zrozumiałem, że muszę się udać do kogoś, kto już taki problem u siebie rozwiązał - wiesz coś o samopomocowych grupach wsparcia? - albo do kogoś kto pomaga zawodowo. Przyznam się, że stało się dopiero wtedy, kiedy już naprawdę nie miałem żadnego pomysłu, jak sobie poradzić z problemami, które zadziewały się wokół tego głównego. Dopiero w perspektywnie przytłoczenia totalnego, wziąłem się za siebie.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że tak naprawdę, nigdy nie jest za wcześnie, by pozwolić sobie pomóc. U mnie, odwołanie się do zdrowego rozsądku, było na ostatnim miejscu, ale zawsze lepiej późno niż jeszcze później.
Cechowała mnie taka postawa, że z jednej strony deklarowałem, że sobie radzę, a z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że nie radzę sobie kompletnie. Tak więc kłamałem. Najpierw musiałem okłamać samego siebie i uwierzyć w swoje kłamstwo, a dopiero mogłem zacząć okłamywać innych, by być w ich oczach wiarygodnym. Najwięcej kłamałem chyba wtedy właśnie, kiedy próbowałem sobie wmówić, że w oczach innych jestem wiarygodny. Ale to rozumiem dopiero z perspektywy czasu i zrozumienia, że działałem idiotycznie. Czasami spotykam podobnych do mnie, tamtego, ludzi i widzę jak to wyglądało.
Istotne dla mnie było odkłamanie tej dziwacznej konstrukcji rzeczywistości i zaczęcie żyć w prawdzie. Jak zacząłem żyć prawdą, nie musiałem już kłamać, a problemy się rozwiewały. Część, oczywiście, wymagała zadośćuczynienia. Nie chciałem, by zła przeszłość miała destrukcyjny wpływ na moją teraźniejszość. Od tego jaką mam teraźniejszość, zależy moja przyszłość. To naczynia bardzo połączone. Z doświadczenia płynie mądrość. Według tej mądrości, dziś buduje swoją przyszłość.
Jeszcze jedno jest ważne. Jeżeli trzymam się prawdy, niczego nie muszę pamiętać, ani kontrolować. Życie sprawia wrażenie, jakby samo się działo. Potrzebna jest tylko motywacja do zmiany.
poniedziałek, 19 lipca 2010
Lipcowa promocja wydawnictwa Logos
My tu smażymy się od tropikalnego słońca, a w międzyczasie rynek dobrej książki opanowała rewolucja! Lubelska księgarnia Tolle.pl w lipcu proponuje rabat 25% na książki wydawnictwa Logos. Moi mili - mamy dwa tygodnie na wykupienie zapasów! ;-) Wśród pozycji znajduje się kilka światowych bestsellerów, mam tu na myśli przede wszystkim książki słynnego małżeństwa Eldredge'ów. Przeczytajcie opis jednej z nich: "Urzekająca. Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy" John Eldredge, Stasi Eldredge Dlaczego kobiety w Kościele są "zmęczone"? Dlaczego po cichu marzysz o przeżyciu czegoś wzniosłego, przygody romansu? Z dala od codziennej rutyny i pracy od rana do wieczora. Pracy, za którą nie jesteś doceniana i nikt Ci nie dziękuje. Przecież Bóg nie powołał kobiety do tego, aby była zmęczona, ale powołał je do miłości. Niezależnie od ich wyglądu, opinii o sobie czy charakteru. W książce "Urzekająca" autorka na podstawie własnych przeżyć opisuje, jak wygląda romans z Bogiem i kobiece przeżywanie Jego miłości. Opisuje co znaczy poczuć Bożą miłość i w jaki sposób Jego miłość odmienia kobiece serce. Ale to, o czym jeszcze dowiesz się z książki, jest jeszcze bardziej interesujące. * Jakie śmiertelne rany nieświadomie zadają swoim córkom ojcowie i matki? Jak sobie z nimi poradzić? * Kim jest kobieta, która zastrasza swoją nadopiekuńczością innych? * Dlaczego niektóre kobiety chowają się za brzydkim i niedbałym wyglądem? * Jaką obawą jest spowodowany perfekcjonizm kobiet? * Dlaczego większość kobiet woli ukrywać swoją własną naturę? * Dlaczego tak wiele kobiet ucieka w romans z serialami albo pracą zamiast romansować z Bogiem? * Co powoduje, że wiele kobiet musi starać się bardziej? * Z kim powinna nieustannie romansować kobieta? * Czy kobieta może liczyć na siłę innych mężczyzn niż jej mąż? * Jaka jest odpowiedź na jedno najważniejsze pytanie, które zadaje sobie każda kobieta?" Cóż, lepszej rekomendacji chyba nie potrzeba. Więcej książek Logosu znajdziecie tutaj:
niedziela, 18 lipca 2010
Wolność, równość, tolerancja
Homoseksualiści zrobili z siebie temat publiczny, więc, dlaczego i ja nie miałbym zabrać głosu na temat homoseksualizmu? Teraz to nawet i ja mogę.
"Seks to przyprawa, która dodaje życiu smaku. Jak wiele dobrych rzeczy, bywa jednak niezdrowy. Jeśli nie żyjesz w celibacie, możesz złapać którąś z chorób przenoszonych drogą płciową (…) Trudno byłoby znaleźć seksualnie aktywnego geja, który nigdy nie miał problemu zdrowotnego tego rodzaju" – podkreślają gejowscy propagandyści Charles Silverstein i Felice Picano.
Homoseksualistom nie przytrafiają się jakieś rzeczy, które nie przytrafiają się heteroseksualistom. Pewnie są takie, które heteroseksualistom przytrafiają się częściej niż homoseksualistom. Wtedy musiały by być i takie, które przytrafiają się częściej homoseksualistom, niż heteroseksualistom. Wskazuje zresztą na to książka "Radość seksu gejowskiego", którą opracowali Charles Silverstein i Felice Picano.
"Seks to przyprawa, która dodaje życiu smaku. Jak wiele dobrych rzeczy, bywa jednak niezdrowy. Jeśli nie żyjesz w celibacie, możesz złapać którąś z chorób przenoszonych drogą płciową (…) Trudno byłoby znaleźć seksualnie aktywnego geja, który nigdy nie miał problemu zdrowotnego tego rodzaju" – podkreślają gejowscy propagandyści Charles Silverstein i Felice Picano.
Homoseksualistom nie przytrafiają się jakieś rzeczy, które nie przytrafiają się heteroseksualistom. Pewnie są takie, które heteroseksualistom przytrafiają się częściej niż homoseksualistom. Wtedy musiały by być i takie, które przytrafiają się częściej homoseksualistom, niż heteroseksualistom. Wskazuje zresztą na to książka "Radość seksu gejowskiego", którą opracowali Charles Silverstein i Felice Picano.
“W świecie gejowskim dość powszechne są pasożyty układu pokarmowego, które wywołują najrozmaitsze sensacje żołądkowe. Lekarze powinni regularnie badać homoseksualistów pod kątem obecności pasożytów, zwłaszcza w przypadku zaburzeń funkcjonowania układu trawiennego”. C. Silverstein, F. Picano, dz.cyt., s. 58.
Ten fragment może sugerować coś właśnie takiego.
W ulotkach Gay and Lesbian Medical Association zagrożenia dla homoseksualistów ujęte są wprost: homoseksualista powinien porozmawiać z lekarzem o: HIV/AIDS (…) depresji, chorobach wirusowych, wenerycznych, raku odbytu, a także tendencjach samobójczych. Każda z tych chorób grozi homoseksualistom bardziej niż heteroseksualistom.
Mogę być odczytany w sposób dość jednoznaczny. Może nawet i chcę. Coś czepiam się tego środowiska. Przecież to normalni ludzie, w bezpośrednich kontaktach zupełnie fajni. Wiem to wszystko. Jednak zastanawiam się dlaczego, a właściwie po co tyle o to środowisko hałasu. Dziś rano w jakiejś telewizji widziałem jak pani psycholog tłumaczy, że prawdopodobnie dzięki temu hałasowi wzrosła tolerancja do ich odmienności. Młoda pani psycholog, ale może i ma rację. Ja sobie myślę, że to nie tolerancja, a zwyczajna obojętność. No może nie obojętność. W naszym kraju od kilkuset lat funkcjonuje pewien rodzaj obojętności. Im ktoś mi się bardziej wtrynia w moje własne życie, tym bardziej go marginalizuję. Homoseksualizm, moim zdaniem, jest u nas traktowany jak polityka. Nawet jak ktoś z tego środowiska spotka się z ostrą reakcją to tylko pod dwoma warunkami. Będzie się wtryniał w nie swoje sprawy, albo będzie mendził nie wiadomo o czym. Tak jak politycy.
Polska to taki kraj, w którym politycznymi narzędziami wpływu można sobie tylko zepsuć opinię. A naprawić będzie bardzo trudno.
Z innej beczki dodam jeszcze, że choćby nie wiadomo jak głośno krzyczał, jeden z drugim, homoseksualista o braku tolerancji dla jego orientacji seksualnych, kiedy już mu się znudzi i będzie chciał inaczej, tak jak reszta społeczeństwa, która nic nie traci na swej normalności, będzie wiedział, że po pomoc zawsze może się udać do Kościoła Katolickiego.
W żadnej mierze nie pomogą organizacje, które wspierał swoją postawą. W żadnej mierze nie pomogą mu politycy, których wspierał swoją postawą. W każdej mierze pomogą księża, o których mówił jak wiele zła uczynili jemu i jeszcze wielu innym ludziom, jedynie wyrażającym swoją orientacje seksualną.
Takie to jest życie człowieka, który chce, żeby nazywać go gejem, a nie pedziem.
piątek, 16 lipca 2010
W polityce wre
Oglądałem dziś przed dziewiętnastą program informacyjny na jednym z komercyjnych kanałów telewizyjnych. Dziennikarze wmawiają mi, że jest jakaś wojna polsko polska. Że niby to Jarosław Kaczyński i cały PiS wrócił do jakiegoś języka z przed kampanii wyborczej. No i tu bym się zgodził.
Dlaczego uznałem, że to dziennikarze coś mi wmawiają, a nie, że to ma miejsce? Pokazali mi dwóch polityków, którzy chociaż są z jednej partii nie mają takiego samego zdania, nawet na temat Jarosława Kaczyńskiego. Jestem pewien, że gdyby stali obok siebie powiedzieliby coś innego, nawet zaprzeczającego. Potem została pokazana pani polityk. Najwyraźniej telewizja szanuje panie w polityce. Pokazali jak mówi jedno zdanie. Cholera wie o czym mówi, brzmi jak zadziwienie. Może komentuje małą wydajność operacyjną jej koleżanki partyjnej, a może ktoś właśnie na jej oczach przebiegł przez jezdnię ledwo unikając przejechania przez przejeżdżające auto. Może była świadkiem zatrzymania przez policję zatrzymania pijanego i awanturującego się kierowcy. Trudno ustalić. Był też polityk, wydawałoby się szacowny, o katolickim wizerunku, pracujący przy bardzo kontrowersyjnymi z punktu widzenia katolika projektach. Wyrażał oburzenie. Te cztery osoby były pokazane po stwierdzeniu przez dziennikarza, że Jarosław Kaczyński wrócić do języka jaki już od kilku lat promuje ta stacja telewizyjna, jednocześnie określając go jako haniebny.
Dlaczego nie wierzę takim informacjom? Sam, jak podejrzewam, nie miałbym zbyt wielu kłopotów sfilmować różnych polityków wypowiadających różne zdania. Nikt, przecież by mnie nie pytał czego te wypowiadane zdania dotyczą. Pokazałbym je we właściwym kontekście, który miałby udowodnić moją tezę. Poważna telewizja (gabarytowo, nie wiarygodnie) na pewno nie ma z tym problemu.
Tylko idiota lub ktoś bardzo, ale to bardzo, pragnący być idiotą może wierzyć, że Jarosław Kaczyński nie jest żywo zainteresowany sprawą katastrofy smoleńskiej. Ma interes w tym by wyjaśnić dramat śmierci własnego brata - Prezydenta Rzeczpospolitej Polski. Ma do tego wykształcone narzędzia, nie jest królewną śnieżką i co za tym idzie nie musi się oglądać na łaskę oficjeli prowadzących śledztwo. Wykorzystując swoje narzędzia osiągnie swój cel.
To normalne, że będą wokół niego latać wszelkiego rodzaju hieny, robiące złą robotę wokół tego. Taka jest twarz prawdziwej demokracji. Nienormalne jest odbieranie Jarosławowi Kaczyńskiemu twarzy demokraty. Trzeba by jakieś czterdzieści ostatnich lat spędzić gdzieś z dala od Polski, albo w izolacji od rzeczywistości, by nie orientować się w roli jaką ten człowiek spełnił dla Polskiej demokracji. Właśnie teraz będzie z tej roli korzystał, niezależnie od tego co mówi Tusk do dziennikarzy, a co do swoich partyjnych kolegów i koleżanek.
Dlaczego zgadzam się z tym, że wizerunek dawnego Kaczyńskiego i PiSu wraca? Bo dziennikarze znów czują się bezkarni w tej kreacji. To dobrze. Nikt tak dobrze nie wychodzi na frajera, jak frajer.
Dlaczego uznałem, że to dziennikarze coś mi wmawiają, a nie, że to ma miejsce? Pokazali mi dwóch polityków, którzy chociaż są z jednej partii nie mają takiego samego zdania, nawet na temat Jarosława Kaczyńskiego. Jestem pewien, że gdyby stali obok siebie powiedzieliby coś innego, nawet zaprzeczającego. Potem została pokazana pani polityk. Najwyraźniej telewizja szanuje panie w polityce. Pokazali jak mówi jedno zdanie. Cholera wie o czym mówi, brzmi jak zadziwienie. Może komentuje małą wydajność operacyjną jej koleżanki partyjnej, a może ktoś właśnie na jej oczach przebiegł przez jezdnię ledwo unikając przejechania przez przejeżdżające auto. Może była świadkiem zatrzymania przez policję zatrzymania pijanego i awanturującego się kierowcy. Trudno ustalić. Był też polityk, wydawałoby się szacowny, o katolickim wizerunku, pracujący przy bardzo kontrowersyjnymi z punktu widzenia katolika projektach. Wyrażał oburzenie. Te cztery osoby były pokazane po stwierdzeniu przez dziennikarza, że Jarosław Kaczyński wrócić do języka jaki już od kilku lat promuje ta stacja telewizyjna, jednocześnie określając go jako haniebny.
Dlaczego nie wierzę takim informacjom? Sam, jak podejrzewam, nie miałbym zbyt wielu kłopotów sfilmować różnych polityków wypowiadających różne zdania. Nikt, przecież by mnie nie pytał czego te wypowiadane zdania dotyczą. Pokazałbym je we właściwym kontekście, który miałby udowodnić moją tezę. Poważna telewizja (gabarytowo, nie wiarygodnie) na pewno nie ma z tym problemu.
Tylko idiota lub ktoś bardzo, ale to bardzo, pragnący być idiotą może wierzyć, że Jarosław Kaczyński nie jest żywo zainteresowany sprawą katastrofy smoleńskiej. Ma interes w tym by wyjaśnić dramat śmierci własnego brata - Prezydenta Rzeczpospolitej Polski. Ma do tego wykształcone narzędzia, nie jest królewną śnieżką i co za tym idzie nie musi się oglądać na łaskę oficjeli prowadzących śledztwo. Wykorzystując swoje narzędzia osiągnie swój cel.
To normalne, że będą wokół niego latać wszelkiego rodzaju hieny, robiące złą robotę wokół tego. Taka jest twarz prawdziwej demokracji. Nienormalne jest odbieranie Jarosławowi Kaczyńskiemu twarzy demokraty. Trzeba by jakieś czterdzieści ostatnich lat spędzić gdzieś z dala od Polski, albo w izolacji od rzeczywistości, by nie orientować się w roli jaką ten człowiek spełnił dla Polskiej demokracji. Właśnie teraz będzie z tej roli korzystał, niezależnie od tego co mówi Tusk do dziennikarzy, a co do swoich partyjnych kolegów i koleżanek.
Dlaczego zgadzam się z tym, że wizerunek dawnego Kaczyńskiego i PiSu wraca? Bo dziennikarze znów czują się bezkarni w tej kreacji. To dobrze. Nikt tak dobrze nie wychodzi na frajera, jak frajer.
czwartek, 15 lipca 2010
Psychologia i New Age
Pierwsza w Polsce kompleksowa ocena
terapii Hellingera i Kinezjologii Edukacyjnej
„Ks. Aleksander Posacki wykazał się ogromną i godną autentycznego podziwu kompetencją w swojej pracy, która podejmuje nie tylko wątek psychologiczny (na którym dobrze się zna), ale także liczne wątki filozoficzne, teologiczne, religioznawcze, szczególnie te związane z ezoteryzmem, okultyzmem i gnozą (w tym z ruchem New Age). W swojej godnej polecenia książce Autor wnikliwie i erudycyjnie analizuje rozmaite wcielenia pseudopsychologii, która często okazuje się jakąś zamaskowaną formą religii, duchowości, a nawet spirytyzmu. Jest to związane z zainteresowaniami Autora, który w wielu swoich publikacjach (cytowanych przeze mnie także w moich pracach) ukazuje nieoczekiwane odkrycia, związki i analogie - w kluczu interdyscyplinarnym - pomiędzy różnymi dziedzinami wiedzy, które mogą ubogacić nie tylko obszar wiedzy psychologicznej, ale także wielu innych dziedzin kultury.”
[fragment recenzji naukowej, zamieszczonej w książce w całości]
Prof. zw. dr hab. Ryszard Stachowski
Kierownik Zakładu Psychologii Ogólnej i Historii Myśli Psychologicznej UAM w Poznaniu, Przewodniczący Komitetu Redakcyjnego Biblioteki Klasyków Psychologii w Wydawnictwie Naukowym PWN, Autor podręczników akademickich z psychologii.
Ks. Aleksander Posacki SJ – filozof, teolog, znawca historii mistyki, demonologii oraz problematyki sekt, okultyzmu i ezoteryzmu, wykładowca akademicki, publicysta, duszpasterz. Autor wielu książek (m.in. "Okultyzm, magia, demonologia"; "Niebezpieczeństwa okultyzmu"; "Sekty – zagrożeniem i wyzwaniem"; "Dlaczego nie Metoda Silvy?"; "Spiritismus – was unterscheidet ihn von Parapsychologie und Magie?"; "Egzorcyzmy, opętanie, demony"; "Harry Potter i okultyzm"), licznych artykułów naukowych i haseł encyklopedycznych (w tym ponad 100 haseł w Encyklopedii “Białych Plam”). Konsultant egzorcystów katolickich w Polsce i zagranicą. Wykładowca na Międzynarodowych Zjazdach Egzorcystów (Niemcy, Polska), organizowanych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, założone przez ks. Gabriela Amortha.
Ks. Aleksander Posacki SJ – filozof, teolog, znawca historii mistyki, demonologii oraz problematyki sekt, okultyzmu i ezoteryzmu, wykładowca akademicki, publicysta, duszpasterz. Autor wielu książek (m.in. "Okultyzm, magia, demonologia"; "Niebezpieczeństwa okultyzmu"; "Sekty – zagrożeniem i wyzwaniem"; "Dlaczego nie Metoda Silvy?"; "Spiritismus – was unterscheidet ihn von Parapsychologie und Magie?"; "Egzorcyzmy, opętanie, demony"; "Harry Potter i okultyzm"), licznych artykułów naukowych i haseł encyklopedycznych (w tym ponad 100 haseł w Encyklopedii “Białych Plam”). Konsultant egzorcystów katolickich w Polsce i zagranicą. Wykładowca na Międzynarodowych Zjazdach Egzorcystów (Niemcy, Polska), organizowanych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, założone przez ks. Gabriela Amortha.
terapii Hellingera i Kinezjologii Edukacyjnej
[fragment recenzji naukowej, zamieszczonej w książce w całości]
Prof. zw. dr hab. Ryszard Stachowski
Kierownik Zakładu Psychologii Ogólnej i Historii Myśli Psychologicznej UAM w Poznaniu, Przewodniczący Komitetu Redakcyjnego Biblioteki Klasyków Psychologii w Wydawnictwie Naukowym PWN, Autor podręczników akademickich z psychologii.
Inne książki, których autorem jest ks. Aleksander Posacki SJ:
Ks. Aleksander Posacki SJ – filozof, teolog, znawca historii mistyki, demonologii oraz problematyki sekt, okultyzmu i ezoteryzmu, wykładowca akademicki, publicysta, duszpasterz. Autor wielu książek (m.in. "Okultyzm, magia, demonologia"; "Niebezpieczeństwa okultyzmu"; "Sekty – zagrożeniem i wyzwaniem"; "Dlaczego nie Metoda Silvy?"; "Spiritismus – was unterscheidet ihn von Parapsychologie und Magie?"; "Egzorcyzmy, opętanie, demony"; "Harry Potter i okultyzm"), licznych artykułów naukowych i haseł encyklopedycznych (w tym ponad 100 haseł w Encyklopedii “Białych Plam”). Konsultant egzorcystów katolickich w Polsce i zagranicą. Wykładowca na Międzynarodowych Zjazdach Egzorcystów (Niemcy, Polska), organizowanych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, założone przez ks. Gabriela Amortha.
Ks. Aleksander Posacki SJ – filozof, teolog, znawca historii mistyki, demonologii oraz problematyki sekt, okultyzmu i ezoteryzmu, wykładowca akademicki, publicysta, duszpasterz. Autor wielu książek (m.in. "Okultyzm, magia, demonologia"; "Niebezpieczeństwa okultyzmu"; "Sekty – zagrożeniem i wyzwaniem"; "Dlaczego nie Metoda Silvy?"; "Spiritismus – was unterscheidet ihn von Parapsychologie und Magie?"; "Egzorcyzmy, opętanie, demony"; "Harry Potter i okultyzm"), licznych artykułów naukowych i haseł encyklopedycznych (w tym ponad 100 haseł w Encyklopedii “Białych Plam”). Konsultant egzorcystów katolickich w Polsce i zagranicą. Wykładowca na Międzynarodowych Zjazdach Egzorcystów (Niemcy, Polska), organizowanych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, założone przez ks. Gabriela Amortha.
wtorek, 13 lipca 2010
Szybki rozwój osobisty
Szybki rozwój osobisty
Mądrość życiowa wypływa z doświadczenia. Jednak wielka mądrość życiowa, wypływa z doświadczenia drugiego człowieka. To jest moje motto.
Widziałem blizny powstałe w wyniku poparzenia. Widziałem zdjęcia poparzonych ludzi. Dlatego nigdy nie wkładałem ręki do ognia, ani nikogo do tego ognia nie wrzuciłem.
Kilka razy w życiu oparzyłem się dotykając gorącego przedmiotu, szklanki z herbatą, rączki przy garnku itp. Nauczyłem się dzięki temu nie chwytać od razu przedmiotów, które mogą okazać się za gorące. Najpierw zawsze testuję dotykając lekko. Dopiero potem decyduję co robić.
To taki pierwszy pomysł na zobrazowanie jak prosto działa mądrość życiowa.
Jednak, aby potrafić korzystać z mądrości życiowej potrzebna jest dojrzałość. Czasem ta dojrzałość przychodzi z kolejnym oparzeniem, a czasem na widok poparzonego. Czyli potrzebny jest jeszcze dystans. Swego rodzaju trzeźwość osądu sytuacji. Taki dystans osiąga się z obserwacji i refleksji. Na wszystko wpływu nie mamy, ale wiele rzeczy można przewidzieć. Nikt z nas nie szwenda się po hucie przy wytopie żelaza. I nikt, o zdrowych zmysłach, nie bierze pod pachę czajnika z wrzącą wodą. Jednak niewiele wysiłku intelektualnego wymaga taki rodzaj ostrożności.
By pozostać w życiu bezpiecznym trzeba jeszcze wiedzieć jakie zachowania innych ludzi mogą doprowadzić do naszego poparzenia. Na zachowanie innych ludzi, jak na pogodę, wpływu nie mamy, ale na nasze zachowania podczas przymrozków lub upałów, mamy na pewno. Również mamy wpływ na to jak zachowujemy się przy ludziach, którzy zachowują się ryzykownie przy ogniu, czajnikach z wrzątkiem, czy garach z gorącą zupą. To właśnie jest oznaką dojrzałości.
No pewnie, że te mechanizmy można wyjaśniać na bardziej wzniosłych przykładach. Ale mi nie chodziło o przykłady, tylko o mechanizmy. Zrozumienie życia i rozwój osobisty to nie kapelusze, tu nie chodzi o wykwintność i blichtr. Bo to, przecież, nie kapelusze wyznaczają trwałe szczęście.
Mądrość życiowa wypływa z doświadczenia. Jednak wielka mądrość życiowa, wypływa z doświadczenia drugiego człowieka. To jest moje motto.
Widziałem blizny powstałe w wyniku poparzenia. Widziałem zdjęcia poparzonych ludzi. Dlatego nigdy nie wkładałem ręki do ognia, ani nikogo do tego ognia nie wrzuciłem.
Kilka razy w życiu oparzyłem się dotykając gorącego przedmiotu, szklanki z herbatą, rączki przy garnku itp. Nauczyłem się dzięki temu nie chwytać od razu przedmiotów, które mogą okazać się za gorące. Najpierw zawsze testuję dotykając lekko. Dopiero potem decyduję co robić.
To taki pierwszy pomysł na zobrazowanie jak prosto działa mądrość życiowa.
Jednak, aby potrafić korzystać z mądrości życiowej potrzebna jest dojrzałość. Czasem ta dojrzałość przychodzi z kolejnym oparzeniem, a czasem na widok poparzonego. Czyli potrzebny jest jeszcze dystans. Swego rodzaju trzeźwość osądu sytuacji. Taki dystans osiąga się z obserwacji i refleksji. Na wszystko wpływu nie mamy, ale wiele rzeczy można przewidzieć. Nikt z nas nie szwenda się po hucie przy wytopie żelaza. I nikt, o zdrowych zmysłach, nie bierze pod pachę czajnika z wrzącą wodą. Jednak niewiele wysiłku intelektualnego wymaga taki rodzaj ostrożności.
By pozostać w życiu bezpiecznym trzeba jeszcze wiedzieć jakie zachowania innych ludzi mogą doprowadzić do naszego poparzenia. Na zachowanie innych ludzi, jak na pogodę, wpływu nie mamy, ale na nasze zachowania podczas przymrozków lub upałów, mamy na pewno. Również mamy wpływ na to jak zachowujemy się przy ludziach, którzy zachowują się ryzykownie przy ogniu, czajnikach z wrzątkiem, czy garach z gorącą zupą. To właśnie jest oznaką dojrzałości.
No pewnie, że te mechanizmy można wyjaśniać na bardziej wzniosłych przykładach. Ale mi nie chodziło o przykłady, tylko o mechanizmy. Zrozumienie życia i rozwój osobisty to nie kapelusze, tu nie chodzi o wykwintność i blichtr. Bo to, przecież, nie kapelusze wyznaczają trwałe szczęście.
sobota, 10 lipca 2010
Jak wygrywać walki duchowe?
Jak wygrywać walki duchowe?
Jak wygrywać walki duchowe?
Autor: Marie-Anne Le Roux
Oprawa: miękka
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Księży Marianów – Promic
Wydanie: Warszawa 2010
ISBN: 978-83-7502-175-2
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Księży Marianów – Promic
Wydanie: Warszawa 2010
ISBN: 978-83-7502-175-2
Dla kogo jest ta książka?
Dla nas samychKażdy, kto podejmuje życie duchowe, zdaje sobie dobrze sprawę, że jest to niełatwa droga, a dobra wola nie zawsze wystarcza, by iść do przodu. Nie tylko własna słabość przeszkadza nam w czynieniu postępów, lecz także pewien ukryty czynnik, który się tu miesza i wciąż coś „dorzuca”.
Jeśli chcemy uwolnić się od tego, co przeszkadza nam w drodze, musimy nauczyć się rozpoznawać źródło naszych wewnętrznych poruszeń. Rozpoznawać rzeczywiste motywacje, które ukrywamy za racjonalnymi wyjaśnieniami. Nasze stany duchowe mają własne przyczyny i łatwiej zdobędziemy nad nimi władzę, jeśli je zrozumiemy.
W rezultacie nieustannie stoimy przed wyborem: pozostać na powierzchni naszego jestestwa i dalej bezładnie poddawać się wielorakim wpływom, albo zanurzyć się w głąb: w pełnię naszego powołania. Jeśli chcemy odpowiedzieć na wezwanie do świętości, musimy uświęcić naturalne poruszenia naszego serca, gruntownie badając ich znaczenie. Wszystko to wymaga nauki i czasu.
Ojcowie Pustyni wiedzieli, jak przekazać swym uczniom sztukę kierowania samym sobą. Dlatego też dziełko to podejmuje ich nauczanie (szczególnie Doroteusza z Gazy) i aktualizuje je.
Im lepiej poznamy owe drogi, tym pełniej, wolni i radośni, będziemy mogli – w ślad za Chrystusem – realizować nasze powołanie.
Choć nie wszystkie opisane sytuacje będą nas dotyczyć, dziełko to ostrzeże nas przed nimi. Łaski uprzedzające są równie cenne, gdyż pomagają nam ujść przed niebezpieczeństwem.
Dla tych, których prowadzimy w życiu duchowym
Dziełko to może nam również wskazać właściwą drogę do zrozumienia rozmaitych sytuacji i pomóc w subtelniejszym ich rozróżnianiu – przyniesie to korzyść tym, których prowadzimy w życiu duchowym. (…)
ROZDZIAŁ I
Znaleźć siłę do walki
Zaczynacie dzisiaj walkę przeciwwrogom waszym,
niech trwoga przed nimi was nie ogarnia!
Niech serce wam nie drży!
Nie bójcie się nie lękajcie się!
Gdyż z wami wyrusza Pan, Bóg wasz,
by walczyć przeciw wrogom waszym
i dać wam zwycięstwo.
[Pwt 20,3-4]
Maj, Roland Garros
Jako studentka spędzałam godziny na śledzeniu turnieju Rolanda Garrosa w telewizji – byłam wówczas w trakcie powtarzania materiału, kilka dni przed egzaminami. To właśnie podczas oglądania tych rozgrywek narodziła się we mnie na nowo chęć do walki o dobre rezultaty. Z przykładu tenisistów czerpałam w owym czasie siłę niezbędną do poradzenia sobie z ogromną liczbą wykładów, która wydawała mi się prawdziwą przeszkodą.W rozgrywkach tenisowych, zadziwia rola i waga „nastawienia psychicznego”. Jeśli w trakcie meczu zawodnik pozostaje pod wrażeniem swego przeciwnika lub ogarnia go zwątpienie z powodu własnych błędów – staje się psychicznie słabszy i szybko traci seta, a następnie zwycięstwo w całym meczu. Chyba że ma dobre nastawienie psychiczne, które pozwala mu się opanować i odzyskać przewagę. Aby wygrać mecz, trzeba mieć technikę, kondycję, dobre nastawienie psychiczne i przede wszystkim trzeba chcieć odnieść zwycięstwo. W życiu duchowym jest dokładnie tak samo.
Dobry trener
Są różne osoby, które nas w życiu stymulują. Mogą to być np. mistrzowie sportu czy znane osobistości, albo też inni ludzie. Ich determinacja w kroczeniu do przodu lub ich entuzjazm pobudzają nas do działania. Są to osoby, z którymi się obcuje i które sprawiają, że dorastamy i pokonujemy kolejne etapy. Jeśli zasada ta jest prawdziwa w stosunku do ludzi, których spotykamy w codziennym życiu, to jest o wiele prawdziwsza w odniesieniu do świętych w niebie, którzy są w stanie zrobić nam prawdziwy trening! Nie tylko nas stymulują, lecz także mogą dla nas działać, jeśli kierujemy do nich nasze wołanie. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus wiedziała o tym dobrze, przed śmiercią wyrzekła takie słowa: „Czas w niebie będę spędzać na czynieniu dobra na ziemi”.cytaty | wytrwali i gwałtowni
OJCIEC ARSENIUSZ ZAWSZE sobie powtarzał: „Arseniuszu, po co opuściłeś świat?”. A my trwamy w takiej beztrosce, że nie wiemy, ani po cośmy świat opuścili, ani czegośmy chcieli. Dlatego nie tylko nie postępujemy naprzód, ale zewsząd doznajemy udręki. Spada to na nas dlatego, że sercom naszym brak stanowczości. Naprawdę gdybyśmy zechcieli trochę się potrudzić, niedługo by trwało bojowanie i cierpienie. Chociaż na początku człowiek musi się zmuszać do walki, ale jeśli ją toczy, powoli robi postępy. Później już wypełnia wszystko w pokoju serca. Bóg bowiem widział przymus, jaki on sobie zadawał, i zesłał mu pomoc.
I my więc zadajmy sobie przymus, zacznijmy dzieło, zapragnijmy wreszcie dobra. Bo chociaż jeszcze nie jesteśmy doskonali, ale samo pragnienie jest dla nas początkiem zbawienia.
[ŚW. DOROTEUSZ Z GAZY]
CHCĘ CIĘ KOCHAĆ jak dziecko i chcę walczyć jak nieustraszony wojownik.
[ŚW. TERESA OD DZIECIĄTKA JEZUS]
Niektórzy twierdzą: „To święci nas wybierają”. Istotnie, kto chce tego doświadczyć, musi uważać na znaki zapowiadające takie spotkanie. Może się to dziać przez tekst świętego, który do nas w szczególny sposób przemówi i doda nam odwagi. Trzeba więc starać się tego świętego poznać i modlić się do niego. W ten sposób pozwolimy mu, by się wstawiał za nami i dla nas działał zgodnie z właściwą mu łaską. Pomoc świętych jest tak samo rzeczywista jak pomoc osób tu, na ziemi. Święci naprawdę mogą nam pomóc w walce duchowej. (…)
Dla tych, którzy nie mają więcej chęci lub siły, by walczyć
Jeśli ktoś nie ma już siły, by walczyć, lub stracił chęć, by dalej iść do przodu, musi podjąć na nowo, krok po kroku, drogę walki duchowej. Zwątpienie i pojawiające się w ślad za nim uczucie rozpaczy jest najczęstszą pułapką, w jaką w tym czy w innym momencie wszyscy wpadamy.Poddając się zwątpieniu, pozwalamy, by opanował nas pewien rodzaj wewnętrznej śmierci. To nasz pęd życiowy został dotknięty chorobą. Dokładnie to samo przydarzyło się Eliaszowi (1 Krl 1-8) podczas jego ucieczki przed Izebel: „A sam na o jeden dzień drogi odszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, powiedział: »Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków«”. Z dalszego ciągu historii dowiadujemy się, jak do Eliasza przybył dwukrotnie anioł i dał mu jedzenie, zachęcając go do „powrotu do życia”: „»Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga«. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie umocniony tym pożywieniem szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb”. My również mamy dostęp do tego samego chleba z nieba, który nam daje i przywraca życie. Ten chleb to Eucharystia. Jest ona mocą życia, gdyż tym, co otrzymujemy, jest życie samego Chrystusa. W ten sposób Eucharystia przywraca nam ów pęd życiowy, którego potrzebujemy, by kontynuować drogę: „Jedz i pij, w przeciwnym razie droga będzie dla Ciebie zbyt długa”.
świadectwo | zwycięstwo nad zwątpieniem
WSPÓLNOTA JEST CZASAMI trochę szalona… Mieć odwagę poprosić mnie o zaśpiewanie partii altu w czterogłosowym chórku, który miał wykonać psalm na nieszporach.
To prawda, że od dwóch lat śpiewałam w parafialnym chórze w altach i – choć zostałam tam zepchnięta przez zbyt liczne soprany – byłam szczęśliwa i coraz bardziej pewna siebie.
Nabrawszy rozmachu, z kolei ja okazałam się szalona i na wezwanie odpowiedziałam „tak” – przepełniona wielkim pragnieniem, aby zaśpiewać, zapomniałam jednak, że… nie mam zbyt dobrego słuchu i nie znam się na solfeżu. Zaczynają się więc próby – w moim pokoju, w towarzystwie cierpliwego męża, który puszcza mi na komputerze pozostałe głosy. Jest prawie doskonale. Pełna ufności idę na nabożeństwo. A tam, w chwili, w której zbliżam się do mikrofonu, wszystko ulatuje: początkowa nuta, sposób, w jaki mogłabym się doczepić do innych głosów, harmonia… Spojrzenie zagubione na wersetach bez związku… ulga z odnalezienia melodii sopranu, lecz po oczach sopranistki rozpoznaję, że śpiewam zupełnie fałszywie. Prawdziwa tortura! Nabożeństwa kończy się beze mnie, a smutek i zwątpienie dręczą mnie przez wiele dni.
Dzięki cierpliwości siostry Anny Teresy, która decyduje się zostawić ten sam psalm na kolejne miesiące, powoli akceptuję, że mój głos nie zawsze jest właściwy, lecz odgrywa służebną rolę. Moja powolna śmierć dla mnie samej pozwala mi porzucić własny punkt widzenia obciążony perfekcjonizmem i przybliża mnie do punktu widzenia Boga, całkiem uproszczonego, jakby mnie przeprowadzała z jednego brzegu na drugi. W rozbłysku nowego światła wszystko staje się nieważne: Pan daje mi się rozkoszować łaską uczestniczenia w nieszporach. Błogosławione fałszywe dźwięki! Wyzwolona, spokojna i ufna, odkrywam szczęście modlenia się i śpiewania, śpiewania i modlenia dla chwały Bożej. Amen!
[Elżbieta]
Ci, którzy zwątpili w siebie
Możemy popaść w zwątpienie z własnego powodu i mieć z tej przyczyny pretensje do siebie. Za tym rodzajem zwątpienia często się kryje jakaś cząstka pychy, gdyż w głębi serca myślimy: „Nie jestem tak dobry, jak bym tego chciał, rozczarowałem się sobą”.Nie jest łatwo zaakceptować swe ubóstwo i jednocześnie zachować chęć do zmiany. Jednak, jeśli zwątpienie odsłania naszą słabość, staje się bodźcem do o wiele intensywniejszego szukania pomocy u Boga. „Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9) – mówi nam Pan. Przede wszystkim zaś: „A jeśli serce oskarża nas, to Bóg jest większy niż nasze serca i zna wszystko” (1 J 3,20).
Zmęczeni, wyczerpani, rozczarowani
Mogło się zdarzyć, że niepowodzenia – nasze lub cudze – zdusiły nasz poryw i zatrzymały w biegu. Doświadczenia, które zsyła nam życie, wraz z rozczarowaniami i zmęczeniem być może sprawiły, że jesteśmy wyczerpani. To właśnie w tej „dolinie łez” Bóg chce na nowo otworzyć „bramę Nadziei” (por. Oz 2,17). Zachęca nas do wytrwania w naszym powołaniu niezależnie od życiowych sukcesów.W tych właśnie chwilach powinniśmy wierzyć, że nie zostaliśmy zapomniani w tłumie. Nasze powołanie pogłębia się, czerpiąc zyski z doznanych przez nas zniewag i niepowodzeń, jako że Bóg – dlatego że jest Bogiem – umie z każdego zła wydobyć dobro. Jest zwycięzcą. Jego miłosierdzie udaremnia wszelkie ludzkie rozumowanie.
Jak więc wyruszyć na nowo? Krok po kroku, pokonując od nowa kolejne etapy, jeden po drugim. Tego, kto znalazł się w „dolinie łez”, Bóg nie od razu poprowadzi do wyjścia bezpieczeństwa – cudownej ucieczki, lecz zapewnia go, że będzie mu towarzyszył krok po kroku. „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23 [22], 4). Towarzyszy mu w przeprawie, w dojściu do następnego zbocza, następnej rzeki. Nie tylko otwiera nam „bramę Nadziei”, lecz także pomaga przez nią przejść, wie bowiem, że jesteśmy poranieni i że bez Niego nic nie możemy zrobić.
świadectwo | „diabełki”
PRZYPOMINAM SOBIE SEN, który miałam mniej więcej w tym wieku i który wyrył się głęboko w mej pamięci. Śniło mi się jednej nocy, że wyszłam przejść się samotnie po ogrodzie. Doszedłszy do stopni schodów, na które trzeba było wejść, aby się tam dostać, zatrzymałam się z przerażenia. Przede mną, obok altany, znajdowała się beczka wapna; na tej beczce dwa szkaradne diabełki tańczyły z zadziwiającą zwinnością, pomimo ciężkich żelaznych kajdan, jakie miały na nogach. Nagle rzuciły na mnie ogniste spojrzenie, po czym w mgnieniu oka, zdawało się bardziej przerażone ode mnie, zeskoczyły z beczki i uciekły skryć się w bieliźniarni, która znajdowała się naprzeciw. Widząc, jak wielkie z nich tchórze, chciałam się przekonać, po co tam poszły i w tym celu zbliżyłam się do okna. Biedne diabełki biegały tam po stołach, nie wiedząc, w jaki sposób umknąć przed moim spojrzeniem; raz po raz zbliżały się do okna, podglądając niespokojnym wzrokiem, czy jeszcze przy nim jestem, a widząc mnie, z rozpaczy zaczynały biegać na nowo. Ten sen nie ma w sobie na pewno nic nadzwyczajnego, niemniej jestem przekonana, że Dobry Bóg dlatego pozwolił mi go zapamiętać, by mnie upewnić, że dusza w stanie łaski nie powinna obawiać się szatanów, tchórzliwych, niezdolnych znieść spojrzenia dziecka…
[św. Teresa od Dzieciątka Jezus]
Gdy tracimy ochotę do życia
Czasami brakuje nam nie sił do walki, lecz samego pragnienia, by żyć. Uczucie to jest głębsze niż zwykłe zwątpienie. Pragnąć śmierci, by znikło obecne cierpienie, to znak, że została połknięta „śmiertelna trucizna”. Być może wiąże się to z jakimiś praktykami okultystycznymi, które dokonały w nas swego dzieła zniszczenia (por. s. 63-67); jakikolwiek byłby tego powód, szukanie wsparcia w sakramentach, modlitwa Kościoła, a zwłaszcza modlitwa wstawiennicza są tu niezbędne. Są walki, z których nie można wyjść zwycięsko o własnych siłach. Kościół jest dobrą matką, która niesie nam pomoc w nieszczęściu. (…)Nieprzyjaciel nie ma innej siły niż ta, którą mu przypisuje nasza wyobraźnia
Tak naucza św. Ignacy w Regule 12 (por. s. 28). Według niego, Nieprzyjaciel ma tylko tę siłę, którą pod wpływem strachu nadaje mu nasza wyobraźnia. Będzie tym silniejszy, im bardziej będziemy się go bać. Istotnie, strach nie tylko nas osłabia, sprawiając, że tracimy środki obrony, lecz przede wszystkim pokazuje, że wierzymy w siłę tego, kto nas atakuje. Nie ma nic równie dobrego, by zapewnić Nieprzyjacielowi przewagę. Św. Ignacy ilustruje to za pomocą bardzo trafnego przykładu, choć, całkiem słusznie, nie spodoba się on płci żeńskiej. Inny przykład, który pomoże nam uzmysłowić sobie tę sytuację, mówi o małych pieskach: jeśli czują one, że się ich boimy i staramy się przed nimi uciec, rzucają się kąsać nasze łydki. Jeśli jednak patrzy się im w oczy i zdobywa nad nimi przewagę już przez samo spojrzenie, psy uciekają z podkulonymi ogonami, ujadając jeszcze trochę w celu zachowania pozorów.Dla nas, chrześcijan, tym, co pozwala nam nie bać się przeciwnika i mieć „ducha zwycięzcy”, jest zwycięstwo odniesione przez Chrystusa.
O dobrodziejstwie pokus
Walka duchowa zasadza się na tym, że zwycięstwo Chrystusa objawia się w nas – ludziach. Dlatego każda pokusa skłania nas do tego, byśmy się uchwycili Boga-Zwycięzcy i błagali o Jego łaskę. Jaki to piękny trening! Nabywamy w ten sposób dobrych odruchów duchowych zapewniających zwycięstwo! W miarę kolejnych zwycięstw umacnia się w nas także „duch zwycięzcy”.Drugie dobrodziejstwo polega na tym, że pokusy wskazują nam, w jakim miejscu życia duchowego jesteśmy, wyprowadzają nas z iluzji lub zaślepienia względem siebie samych. Czy jesteśmy gotowi, by walczyć „aż do krwi” (Hbr 12,4), czy też wciąż jesteśmy nieco leniwi?
Trzecie dobrodziejstwo: poddana pokusie nasza dusza zostaje przywiedziona do pokonania nowego etapu. I to właśnie pokusa jest tą rzeczą, która nas do tego zmusza.
Najbardziej wzrastamy wewnętrznie nie wtedy, gdy wszystko idzie dobrze, lecz gdy napotykamy przeciwności. A więc jeśli walka duchowa jest przeżywana rozważnie i rozumnie, staje się źródłem wielkich duchowych postępów. Jednak jeśli się zdarzy, że przegramy bitwę, Bóg przewidział powtórkę: niepowodzenia zachęcają nas do nowych aktów wiary, spełnianych dzięki Bożemu miłosierdziu. Bóg więc może ze zła wydobyć dobro. Lecz uwaga! Boże miłosierdzie nie powinno czynić nas miękkimi i leniwymi, gdyż wpadniemy wówczas w sidła Nieprzyjaciela.
To wielka sprawa, że dzięki miłosierdziu Boga zawsze możemy podnieść się z upadku! Tylko On jeden zna sekret czynienia z naszych powrotów do Niego – nowych dróg. Jednak o wiele piękniejsza jest walka o zachowanie wierności, wzrastanie w czystości bez odrzucania Bożej łaski.
tekst źródłowy | naśladowanie Jezusa Chrystusa
JAK DŁUGO NA ŚWIECIE żyjemy, nie możemy być bez strapień i pokus. (…) Przeto każdy powinien by być zafrasowany swoimi pokusami i czuwać w modlitwach, by diabeł, który nigdy nie śpi, lecz krąży szukając, kogo by pożarł (1 P 5, 8), nie znalazł miejsca zwodzenia.
Nikt nie jest tak doskonały i święty, żeby niekiedy nie miał pokus. Nie możemy zupełnie ich nie mieć.
Pokusy są jednak często dla człowieka pożyteczne, chociaż uciążliwe i ciężkie, w nich bowiem upokarza się, oczyszcza i uczy się.
Wszyscy święci przeszli przez wiele strapień i pokus i udoskonalili się. A ci, którzy nie porafili znieść pokus, stali się źli i odpadli.
Nie ma stanu tak świętego ani miejsca tak ustronnego, gdzie by nie było pokus i przeciwności.
Człowiek, dopóki żyje, nie jest całkowicie bezpieczny od pokus, źródło pokus bowiem jest w nas, odkąd się w pożądliwości narodziliśmy. Gdy odchodzi jedna pokusa lub utrapienie, inna na to miejsce przychodzi. I zawsze coś do cierpienia mieć będziemy, bowiem utraciliśmy dobro naszej szczęśliwości.
Wielu usiłuje uciekać od pokus i jeszcze ciężej w nie wpadają. Przez samo uciekanie nie możemy zwyciężyć. Przez cierpliwość i prawdziwą pokorę staniemy się jednak mocniejsi od wszystkich wrogów.
[Tomasz à Kempis]
(…)
ROZDZIAŁ VII
Kłamstwo
Czujne bowiem ucho nasłuchuje wszystkiegoi pomruk szemrań nie pozostaje ukryty.
Strzeżcie się więc próżnego szemrania,
powściągajcie język od złej mowy:
bo i skryte słowo nie jest bez następstwa,
a usta kłamliwe gubią duszę.
(Mdr 1,10-11)
Pułapka „jeśli” i pułapka oskarżenia
„Jeśli jesteś Synem Bożym…” (Łk 4,3).Początek zdania wraz z założeniem, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, jest dobry, lecz jego kolejne ogniwo to fałsz, który pociąga za sobą nieprawdziwą konkluzję. Odkrywamy tu Szatana jako mistrza sofizmatu. Sofizmat w filozofii to rozumowanie, które opiera się na prawdziwych przesłankach, lecz kończy absurdalnym wnioskiem. Generalnie, jest to rozumowanie fałszywe, choć z pozoru wydaje się ważne i przekonujące. W taki sposób postępuje Nieprzyjaciel, który jest kłamcą. Na nieszczęście, my także czasem stosujemy podobne chwyty.
Możemy użyć formy: „Jeśli…” lub „Gdyby…”, by zastosować szantaż lub wprowadzić zamaskowane oskarżenie. Czyż nie zdarza się nam powiedzieć lub usłyszeć: „Gdyby był dobrym księdzem, poświęcałby więcej czasu wiernym”? A nastolatek w wieku dojrzewania, który chciałby robić to, na co ma ochotę, czyż nie powie: „Gdybyś była naprawdę dobrą matką, zaufałabyś mi”?
Oskarżenia często dotykają bolesnych miejsc i wzbudzają w nas gwałtowne reakcje. Sprawiają, że się unosimy, ogarnia nas złość i mówimy nietaktowne, raniące słowa.
Oskarżyciel może więc działać w powyższy sposób, wślizgując się niepostrzeżenie do naszych myśli i niepokojąc nas słowami: „jeśli….”, „gdyby…”, przywodzi nas do osądzania lub oskarżania innych, a nawet samooskarżania się: „Gdybym była naprawdę dobrą matką, zaufałabym mu!”
Zobaczmy różnicę: gdy Jezus używa „jeśli”, jest to zachęta, by pójść dalej: „Jeśli chcesz być doskonały…” (Mt 19,21), zachęta, która odsyła nas do naszej wolności. Jezus nigdy nas nie wiedzie do oskarżania.
cytaty | zwodnicze slogany
OTO PRZYKŁADY zwodniczych sloganów:
Nie przesadzaj w umartwianiu się, stracisz zdrowie. Nie żyjemy w średniowieczu. Bóg nie wymaga od nas aż tyle!
Nie poświęcaj zbyt dużo czasu modlitwie, staniesz się mistykiem bez kontaktu ze światem, niezdolnym wywierać najmniejszego wpływu na swych braci.
Nie masz zupełnie czasu na modlitwę, przed tobą zbyt wiele pilnych zadań apostolskich do wykonania.
To normalne, że nie umiesz wytrwać w modlitwie, nie masz kontemplacyjnego usposobienia.
Nie bądź za dobry, nie można być naiwniakiem!
Masz prawo do złości. Złość dowodzi, że masz charakter!
Zawsze popełniasz te same błędy. Czy jest sens z nimi walczyć? Czy jest sens spowiadać się?
Nie spowiadaj się zbyt często, to wzmocni twoje skrupuły.
Inni chrześcijanie, nawet księża, nie są lepsi niż ty. Mają pełno wad. Dlaczego więc masz walczyć ze swoimi?
Jeśli będziesz za bardzo zwracał uwagę na swoje błędy i za bardzo chciał z nimi walczyć, staniesz się pesymistą i zrzędą.
Jeśli za bardzo będziesz ćwiczył w sobie pokorę, to wyjałowisz swoją ambicję, która w dzisiejszych czasach jest niezbędna, by wygrać współzawodnictwo, otrzymać pracę, utrzymać się w niej i podjąć się wielkich przedsięwzięć, które będą użyteczne dla innych.
Jeśli będziesz za bardzo posłuszny, staniesz się jednym z baranów Panurga; całkowicie stracisz swą osobowość.
[Pierre Descouvemont]
Wstręt przed kłamstwem, lecz…
Jaka to obrzydliwa rzecz – kłamstwo! Generalnie wszyscy się z tym zgadzają, chyba że ktoś jest zdeprawowany. Taka postawa wpisuje się w nasze wychowanie i każdy wie, że nieładnie jest kłamać. Nie wystarczy jednak uznać rozumowo, że kłamstwo należy odrzucić, by je usunąć z naszego życia. To byłoby zbyt piękne! Nieprzyjaciel jest ojcem kłamstwa, kłamcą w całym tego słowa znaczeniu, który… nie powiedział jeszcze swego ostatniego słowa… ostatniego kłamstwa.Uciekając się w życiu do drobnych kłamstw bez znaczenia, możemy być bardziej oswojeni z kłamstwem, niż nam się to wydaje… Na przykład, nie chcąc rozmawiać z daną osobą przez telefon, prosimy, by powiedziano, że nas nie ma.
Nauczmy się wykrywać owe zalążki oszustw, fałszywe usprawiedliwienia i preteksty. (…)
Kłamstwo jako obrona
W Asteriksie na Korsyce jest słynny fragment: pewien Korsykanin się złości: „Jak to, czyżby moja siostra ci się nie podobała?!” Drugi odpowiada: „Ależ tak!”, na to ten pierwszy ponownie wpada w złość: „Jak to, podoba Ci się moja siostra?!!” Przykład ten pokazuje, że możemy odwracać sens słów i intencji drugiej osoby, gdy mamy do niej zły stosunek. Mamy zadziwiającą zdolność twierdzenia jednej rzeczy, a potem innej, całkiem odwrotnej, zgodnie z tym, co nas urządza. Mamy całą listę usprawiedliwień, które sobie wymyślamy. Weźmy przykład rozrzutnej kobiety, która, nie mogąc się powstrzymać, wydaje na wyprzedaży więcej niż powinna. Zamiast „wyspowiadać się” zawczasu mężowi („Kochanie, nie złość się, dałam się zwieść…”), wymyśla preteksty, by niczego nie powiedzieć: „On nie widzi, że nie mam dobrych butów. To nie jego wina, po prostu mu to umyka. Ukryję to wszystko w szafie i niczego nie zauważy. Dzięki temu nie będę musiała słuchać jego wymówek!”Aby uchronić się lub obronić przed frustracją, którą nam ciężko znieść, jesteśmy w stanie sami siebie przekonać, iż, postępując lub myśląc w taki, a nie inny sposób, mamy całkowitą rację. Jest to okłamywanie samego siebie, co zostawia zawsze niesmak i rodzi fałsz.
przykład | mechanizm złej woli
SZATAN UŻYWA TU przerażającej mocy, którą ma nasza własna wola: chce do tego stopnia zamroczyć nasz rozum, aby nie mógł zobaczyć rzeczywistości. Głuchy nie jest gorszy od tego, kto nie chce słyszeć, ślepy – od tego, kto nie chce widzieć. Dewizą złej woli mogłaby być odpowiedź, którą niegdyś w charakterze dowcipu wkładano w usta każdego adiutanta. Odpowiedź ucinająca wszelki sprzeciw i niezadowolenie ze strony podwładnych: „Nie chcę o tym wiedzieć!”. Nasze sumienie nie przechodzi z dnia na dzień ze światła do ciemności – „zatwardziałości serca”, o której mówi często Biblia.
Człowiek rzadko dopuszcza się zła dla samego zła. Kiedy ulega pokusie kłamstwa lub nieczystości, najczęściej sam siebie przekonuje, że ma prawo pozwolić sobie na taką małą fantazję: „To nie jest znowu takie złe; zresztą wszyscy to robią!”. Inaczej mówiąc, wynajduje „dobre powody”, by „jeden raz” pozwolić sobie na wykroczenie. To właśnie w taki sposób jego sumienie stopniowo popada w uśpienie. Zauważmy, że niektóre czasowniki bardzo dobrze ukazują sposób, w jaki możemy oszukać nasz umysł, aby uznać postępowanie, które zadowala nasze namiętności: „Wynajdujemy dobre powody, by…, przekonujemy się, że…, pozwalamy sobie na…, mówimy sobie, że mamy rację…!”.
Taka jest właśnie tragiczna moc naszej wolności: człowiek ma przerażającą zdolność zmieniania sposobu myślenia zależnie od swych namiętności.
[PIERRE DESCOUVEMONT]
(…)
Spis pułapek i broni
Przeciwnik wasz, diabeł,jak lew ryczący krąży,
szukając, kogo pożreć.
(1 P 5,8)
Ostatnie uwagi
We wcześniejszych rozdziałach zajmowaliśmy się omawianiem taktyk Nieprzyjaciela. Rozdział obecny będzie miał charakter podsumowania. Informacje w nim zawarte należy zestawić ze „arsenałem broni” ze s. 248.Przypomnijmy, że celem Nieprzyjaciela naszych dusz jest zniszczenie całej naszej duchowej płodności i bogactwa. Jeśli zorientuje się, że ma przed sobą ucznia, który zrodzi owoce, ze szczególną determinacją będzie mu przeszkadzał w kroczeniu do przodu.
Prawidłowość ta dotyczy nie tylko człowieka, lecz również dzieła, ruchu czy wspólnoty. Do wszystkiego, co przynosi owoce, Nieprzyjaciel odczuwa wstręt. Będzie próbował zniesławić czyjąś dobrą reputację, zasiać podejrzenia, zgasić zapał i zniszczyć zaufanie.
Oby nikt nie stał się ofiarą tej walki, która jest toczona w naszym Kościele. Nauczmy się chronić siebie nawzajem. Niech Nieprzyjaciel nie znajdzie żadnej szpary ani szczeliny w naszym murze ! „Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć” (1 J 2,10). Komunia stanowi tu prawdziwy szaniec. Gdy Nieprzyjaciel napotyka go, może w ostatnim odruchu nadziei chwycić się rzeczy materialnych (np. jakaś maszyna bez racjonalnego wytłumaczenia przestaje działać lub nagle się rozregulowuje), lecz generalnie nie pociąga to za sobą istotnych konsekwencji, ma działanie jednorazowe i jest raczej znakiem jego porażki!
Ostatnie rady i pas startowy
Dar życia pozwala nam wziąć udział we wspaniałej przygodzie. Przygoda ta, jak każde safari, nie jest pozbawiona ryzyka – widzieliśmy to – ale stawka w owym wyścigu warta jest tego, by uwierzyć w jego sens i oddać mu się „duszą i ciałem”.Pokora, zapał i czujność to trzy klucze do zachowania właściwego kierunku.
Czujność pozwala nam zobaczyć, gdzie możemy postawić nogę, i uniknąć pułapki.
Zapał (lub wytrwałość) sprawia, że zmierzamy śmiało do celu, kierujemy swe spojrzenie ku Chrystusowi (a nie ku Nieprzyjacielowi), przywiązujemy się do Niego całym sercem i wreszcie „stajemy się tym, czym prawdziwie jesteśmy”.
Jednak byłoby to niewystarczające, jeśli brakowałoby nam pokory, która daje równowagę i poczucie umiaru.
Gdy się idzie, nie powinno się wbijać wzroku w ziemię, bo wtedy ryzykujemy, że wpadniemy na latarnię. Nie należy też patrzeć w niebo, gdyż przestajemy wtedy iść chodnikiem. Trzeba opuszczać i unosić wzrok raz na jakiś czas, na moment, lecz przede wszystkim – spoglądać prosto przed siebie
Tak samo jest w naszym życiu. Musimy patrzeć prosto przed siebie, uważając jednocześnie na pułapki. A jeśli przez nieuwagę zdarzy się nam upaść, odbijmy się od ziemi jak od trampoliny i wyruszmy dalej w jeszcze piękniejszy sposób. Wydobywać dobro z wszelkiego zła, oto zwycięstwo odniesione dla nas przez Chrystusa. „Wszystko jest łaską” – mówiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
Jak wygrywać walki duchowe?
Autor: Marie-Anne Le Roux
Oprawa: miękka
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Księży Marianów – Promic
Wydanie: Warszawa 2010
ISBN: 978-83-7502-175-2
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Księży Marianów – Promic
Wydanie: Warszawa 2010
ISBN: 978-83-7502-175-2
piątek, 9 lipca 2010
czwartek, 8 lipca 2010
Solidarni2010 Film Ewy Stankiewicz
Solidarni 2010 - oficjalna pełna wersja filmu from Solidarni2010 on Vimeo.
Zobacz film Solidarni 2010 na moim blogu.
sobota, 3 lipca 2010
Wydawnictwo Biblioteka Akustyczna
piątek, 2 lipca 2010
Podwórkowy krzykacz
Jeden z moich sąsiadów, to taki podwórkowy krzykacz. Zwłaszcza jak "ma wlane". Żonie potrafi się postawić, dzieci mają robić to co on im każe. Jest ojcem i umie zadbać o swoje pociechy. Wie co dla nich dobre i bezpieczne. Z innymi mieszkańcami podwórka, kiedy trzeba jest w zgodzie, kiedy trzeba, potrafi wyrazić swoje zdanie. Zwłaszcza, jak "ma wlane". Wtedy jego język potrafi być "bez pardonu", gdy przedstawia swoje stanowisko, no i gdy określa miejsce, gdzie ktoś, kto mu podpadł powinien się znajdować.
A co się działo, jak nam rura pękła i przyjechali fachowcy naprawiać. Jaki miał wobec nich gest, proponował piwko, sam chciał przynieść. Jaki był gieroj, jak to witał mieszkańców podwórka, uprzejmy i doceniał dobre strony każdego oddzielnie. Normalnie król!
Normalka nie? Każdy to zna. Ma takiego sąsiada lub kogoś w rodzinie.
Dodam jeszcze, że ten sąsiad, jak robi zakupy gdzieś z dala od naszego podwórka, potrafi przerosnąć samego siebie. Wiem, bo widziałem. Jest bardzo elokwentny, wykazuje się fachowością, zjednuje sobie ludzi, a sprzedawcy rosną w oczach. Tylko dlaczego jego żona miała taką minę? Coś między tęsknotą, a nienawiścią - bardzo specyficzna.
Niedawno było zebranie spółdzielni zarządzającej budynkami wokół naszego podwórka. Na szczęście jego nie było... Chociaż potem sprawiał wrażenie jakby tam był. Wiedział dokładnie kto i co, kiedy i po co. Nawet się wygrażał, że gdyby się tam znalazł, to "im" pokazał...
O czym ja tutaj piszę? Może to jest mój sąsiad z podwórka, a może premier na zjeździe partyjnym? Donald Groźny. Tylko szkoda, że nie wtedy gdy ma zadbać o interesy Wszystkich Polaków, a nie tylko swojaków. Szkoda, że nie wtedy kiedy ma wymagać od tych, od których ma wymagać w interesie Wszystkich Polaków. Uległy, kiedy chodzi o interesy swojaków. Nie potrafił nawet zbudować swojego wizerunku samodzielnie. Potrzebował do tego "zaprzyjaźnionych mediów" i narzędzia propagandy, jakim jest kłamstwo i unikanie konkretów oraz negacja innych.
Zbliża się dzień, kiedy zbierze plon na tym swoim polu.
A co się działo, jak nam rura pękła i przyjechali fachowcy naprawiać. Jaki miał wobec nich gest, proponował piwko, sam chciał przynieść. Jaki był gieroj, jak to witał mieszkańców podwórka, uprzejmy i doceniał dobre strony każdego oddzielnie. Normalnie król!
Normalka nie? Każdy to zna. Ma takiego sąsiada lub kogoś w rodzinie.
Dodam jeszcze, że ten sąsiad, jak robi zakupy gdzieś z dala od naszego podwórka, potrafi przerosnąć samego siebie. Wiem, bo widziałem. Jest bardzo elokwentny, wykazuje się fachowością, zjednuje sobie ludzi, a sprzedawcy rosną w oczach. Tylko dlaczego jego żona miała taką minę? Coś między tęsknotą, a nienawiścią - bardzo specyficzna.
Niedawno było zebranie spółdzielni zarządzającej budynkami wokół naszego podwórka. Na szczęście jego nie było... Chociaż potem sprawiał wrażenie jakby tam był. Wiedział dokładnie kto i co, kiedy i po co. Nawet się wygrażał, że gdyby się tam znalazł, to "im" pokazał...
O czym ja tutaj piszę? Może to jest mój sąsiad z podwórka, a może premier na zjeździe partyjnym? Donald Groźny. Tylko szkoda, że nie wtedy gdy ma zadbać o interesy Wszystkich Polaków, a nie tylko swojaków. Szkoda, że nie wtedy kiedy ma wymagać od tych, od których ma wymagać w interesie Wszystkich Polaków. Uległy, kiedy chodzi o interesy swojaków. Nie potrafił nawet zbudować swojego wizerunku samodzielnie. Potrzebował do tego "zaprzyjaźnionych mediów" i narzędzia propagandy, jakim jest kłamstwo i unikanie konkretów oraz negacja innych.
Zbliża się dzień, kiedy zbierze plon na tym swoim polu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)