wtorek, 31 stycznia 2012

Nie ma o czym mówić


Mamy koniec miesiąca i nie ma o czym mówić. Jeszcze przed łikendem i w trakcie zwłaszcza było o czym mówić. Był szczyt w Davos i był szczyt Europejski. Mieliśmy, jako kraj, wielkie plany. Łikend się skończył i należy o wszystkim milczeć, tyle nam z tego wyszło.

Mamy wewnętrzną zgodę na Europę dwóch prędkości. Kreujemy, radośnie, Polskę dwóch standardów. To co jeden facet potraktował jako pierdółkę wielu uznało za rasizm i ksenofobię i jak najbardziej zostanie to przez nich ukarane. Jednocześnie inny facet rzuca w każdą stronę, że inni, ale inni właściwie, to psychopaci kierujący się nienawiścią. Przez wzgląd na to, że są oni właściwie inni, a nie tacy sami inaczej, można o nich tak twierdzić. Wielu to pochwala i pewnie chętnie by się przyłączyło, gdyby nie fakt, że karane to jest sądownie, a facet jest recydywistą. Może ta recydywa każe go tolerować, bo skoro się nie potrafi zmienić, to należy go tolerować. Potem będziemy musieli tolerować innych, którzy nie będą chcieli się zmienić i dostosować do ogółu i jakiegoś w nim panującego porządku rzeczy. Np. ludziom łamiącym prawo drogowe nie będzie odbierane prawo jazdy, bo przecież nie oni muszą się zmienić.

Mamy też taka piękną narodową tradycję, nie taką znowu nową, by promować niekompetencję. Niekompetentni są u nas awansowani i promowani, ogólnie chwaleni i lubieni. Fachowcy, wiadomo, różnią się właściwie czyli muszą być nienawistnymi psychopatami. To oczywiste.

No i mamy jeszcze dwa tory do celu. Jeden podziemny, drugi naziemny. To co na ziemne zawsze niedokończone. To ważna cecha. Sprawy dokańczają inni właściwie. My, Polacy, jesteśmy dumni z tego, że żyjemy na wiecznej budowie i w syfie. Wszystko jest wiecznie niekończone, a jeżeli już coś zostało dokończone, to tylko dlatego, że na początku już wiadomo, że można zaczynać od nowa. To jest bardzo dobre podejście, chociaż bezrobocie rośnie i frustracja. To się robi w świetle internetu. W nieświetle internetu, czyli w podziemiu robi się coś zgoła innego. Np. ACTA w świetle, a prawdziwe przepisy brania za mordę w cichych korytarzach przygaszonego światła. Nie wierzysz, to czytaj kto zastawia sieci i na kogo.

A potem przemyśl dlaczego nasz premier jest traktowany jak ktoś, z kim normalnie, w świetle kamer i internetu, pogadać się nie da.

Jednak, mimo wszystko, nie wolno nam zapominać o ludziach, którzy działają w interesie społecznym!

niedziela, 29 stycznia 2012

Czy chcesz być antyklerykałem


Czy chcesz być antyklerykałem? Antyklerykalizm wraca do poziomu argumentów o tym, że Gagarin był w niebie i żadnego Boga tam nie spotkał. Często używa się bardziej lub mniej osadzonych w wyobraźni argumentów o prowadzeniu się księży. Bywają też takie opisujące fakty, np. o drogim samochodzie. Czasem oliwy do ognia dolewają wypowiedzi hierarchów kościelnych, zwłaszcza sprzeczne. Zadałem na początku pytanie, w którym pragnę się dowiedzieć, czy dla obrony głupich twierdzeń warto stawiać na szali osobistą reputację i godność.

Trzeba pamiętać, że jak już się wejdzie w świat kłamstwa, trzeba będzie umieć w nim wytrwać. To znaczy, że trzeba będzie kłamać coraz więcej i coraz bardziej. Z kolei to oznacza, że trzeba będzie być coraz bardziej uważnym na to co się mówi i komu. A to oznacza, że trzeba będzie coraz bardziej ograniczać swoje kontakty, by coś tam nie wyszło na jaw. Trzeba będzie być w życiu agresywnym i twardym, choć tak naprawdę motywacją do tego będzie strach. Czy naprawdę chcesz być antyklerykałem?

Ja wiem, że antyklerykalizm nie jest walką z Bogiem, a z instytucją, która go tutaj reprezentuje. Chodzi o wskazywanie jak bardzo robi to nieprawidłowo. Chodzi o negowanie, które nie ma nic wspólnego z krytyką. Krytyka to rodzaj dialogu, który ma na celu poprawę. Negacja ma jedynie na celu pokazanie, że to jest złe. A jeżeli to jest złe i ja w tym nie uczestniczę, jasno widać, że ja jestem ok i nie muszę w swoim życiu niczego poprawiać. Nie muszę lepiej zarabiać, to co mam wystarcza i nie muszę też więcej z siebie dawać. Ludziom na pewno wystarczy tyle, ile im z siebie ofiaruję i na moich warunkach. Przecież nie ma na co narzekać, jestem ok. Nie muszę mieć lepszego samochodu, bo jeszcze okaże się, że reprezentuję ten sam poziom co klecha z bajek o złym postępowaniu. Nic lepszego nie potrzebuję i wszyscy mają mieć tak samo. Czyli proste socjalistyczne myślenie - równamy w dół. Proste i oczywiste jak Gagarin w niebie.

Jak widać, niełatwo być antyklerykałem. Konsekwencją może być jeszcze gorsze postępowanie od negowanego, z tym, że faktyczne i namacalne we własnym życiu. Nie takie pochodzące z czyichś, bardziej lub mniej imaginowanych, opowieści, których nie da się zweryfikować. Wobec takich opowieści trzeba wykazać się wiarą i jej siłą. To mistyczne przeżycie, niewiele mające wspólnego z realiami własnego życia. A własne życie jest złe, więc mistyka to tylko odlot, coś nie prawdziwego. Wynika więc z tego, że nie ma żadnego dobrego życia, jest tylko złudne myślenie o takowym. Tak więc reprezentanci Boga w naszym świecie też muszą być źli - logiczne. Antyklerykalizm to zwyczajne pozwalanie sobie na bycie kimś złym, kimś, kim się wcale nie chce być, ale musi. Nie ma to nic wspólnego z jakimiś instytucjami. Chodzi o to, by usprawiedliwić swoje życie w świecie kłamstw i obłudy. Chodzi o to, by znaleźć naiwnych, którzy potwierdzą tą prostą rację socjalistyczną - wszyscy mamy takie same żołądki.

Jeżeli chcesz być antyklerykałem, musisz się zgodzić, że nie będziesz szedł naprzód, ale wstecz. Tam gdzie nie ma różnic.

A na koniec posłuchaj czegoś, co nie mieści się w pale antyklerykalnej, ale jest faktem, prawdziwym życiowym doświadczeniem:




Jak przeciwstawić się złu
Demonologia na dzisiejsze czasy, kompendium wiedzy
z zakresu współczesnej demonologii i walki duchowej

piątek, 20 stycznia 2012

Wpisani w kłamstwo smoleńskie


Nikt już nie wątpi, że wokół katastrofy smoleńskiej narosło sporo mitów, manipulacji opinią i jawnych kłamstw. Większość z nas jest świadomych, że te działania były celowe. Ktoś chciał i komuś zależało na tym zamieszaniu. Wyszły z tego niezłe klocki... dramat wokół krzyża na placu przed Pałacem Prezydenckim, dramat w Łodzi, gdzie doszło do mordu z powodów politycznych. Były członek jednej partii zabija członka innej, konkurencyjnej partii. Na sprawie sądowej wyszło, że Ryszard Cyba inspirował się artykułami prasowymi i "bardzo mocno odwoływał się do jednej z grup opinii o przyczynach katastrofy smoleńskiej, które wskazywały jako jej powód naciski na pilotów ze strony prezydenta L. Kaczyńskiego, a także poglądów, że PiS sieje nienawiść, jest przyczyną skłócenia narodu." (M. Markiewicz w wywiadzie dla Gościa Niedzielnego z 8 stycznie 2012r). Właśnie pogłębienie się podziału między nami Polakami. Kto na nim wygrywa? To widać.

Chcemy, czy nie, bierzemy udział w wielkiej psychologicznej wojnie, w której zwycięzcy biorą łupy, nie oglądając się na nic. Nic nie ma znaczenia, liczy się tylko wygrana, a stawką jest władza. Po osiągnięciach władzy widać, że jest to władza dla władzy, zwycięstwo dla zwycięstwa. Sami decydujemy po której stronie stajemy. Bierność jest również postawą wspierającą tą wojnę. Wydaje się, że tylko przegrywający mają świadomość w czym uczestniczą.

Rozmawiałem z wieloma ludźmi w tym okresie. Widziałem wiele postaw i emocji. Jednego nie rozumiem (nawet nie chcę zrozumieć), uporu we wpisaniu się w narrację zła, w poczuciu wykonania dobrej roboty. Tak, jakby w dobro była wpisana zawiść, złośliwość i nienawiść. Wiem, że niektórzy w to wierzą i faktycznie tym żyją. Ich życie wygląda dokładnie tak, jak je kreują. Nie moja sprawa. I choć ta grupa ludzi tego nie pojmuje, ja nie wchodzę w tą narrację zła, stając w opozycji do nich, stosując argumentację prawdą. Używając prawdy z rozmowach, nie uczestniczę w wojnie. Po to jest właśnie prawda.

Pewnie, że jestem w tych rozmowach emocjonalny, przecież jestem człowiekiem. Nie potrafię utrzymać swojej postawy doskonale, ale jednego jestem pewny - mam czyste ręce. Krytykuję i piętnuję postawę zła, dlatego pozostaję wolny. Prawda nie zniewala, nie nakazuje mi robić niczego wbrew sobie i na siłę. Nie muszę sobie niczego zakłamywać, ani przekłamywać, nie muszę w nic wierzyć i niczego deklarować, po prostu trzymam się tego co dobre, choć to nie zawsze korzystne.

Doskonale zdaję sobie sprawę czym jest samozakłamanie, jak się wyraża i jak wygląda życie zakłamanego człowieka. Bo nie przyleciałem tu z innej planety. Nikt mnie nie oszuka, nawet jeśli czasem dam się zmylić. Moja przeszłość i płynące z niej doświadczenie, jest moją mądrością. I przywrócony mi zdrowy rozsądek, bym wiedział jak się nią posługiwać. Stojąc po stronie dobra i prawdy, i płynącej w tego wolności, zdajeęsobie sprawę z biedy jaka płynie ze wspomnianej tu już przeze postawy charakteryzującej się zawiścią, złośliwością i nienawiścią.

Można się z taką postawą życiową wpisać w życie polityczne naszego kraju, ponieważ są tacy politycy, którzy wyszli temu na przeciw, wykorzystując głupotę takich ludzi, dla swoich celów. Dlatego mamy głupio rządzony kraj. Ale jednego z taką postawą życiową zrobić nie można - nie można się wypisać z własnego życia, ze swojej prywatnej i osobistej codzienności. Każdy zbiera owoce własnego drzewa. I nawet jeśli o drzewie można opowiadać bajki, o owocach się już nie da.

"Wielkie narodowe rekolekcje" wciąż trwają. Coraz wyraźniej widać, kto dojrzał do "pokolenia JPII", kto ma świadomość polityczną, a i przy WOŚPie uczymy się wyrażać własne zdanie. Uczymy się być sobą i zbieramy naukę. Nikt z nas nie jest na służbę swoich poglądów. Poglądów nie zmienia tylko krowa. Nikomu z nas upadek nie przynosi hańby. Zhańbiony pozostaje ten, który się z niego nie podnosi. Jeśli ktoś wpisał się w narrację kłamstwa smoleńskiego, może się wycofać. Wystarczy skonfrontować się z listą kłamstw i rzetelnie odpowiedzieć sobie, czy było warto i czy nie jest teraz najlepszy czas na to, by się wycofać. Nigdy nie jest na to za wcześnie, a jeśli nie teraz, to kiedy?

Oto lista kłamstw smoleńskich, którą znalazłem na portalu niezależni.pl:

1. Tu-154 cztery razy podchodził do lądowania, mimo że kontrolerzy nalegali, by odleciał na zapasowe lotnisko (powtarzały to wszystkie główne media 10.04.2010 r.). W rzeczywistości samolot wykonywał jedno próbne podejście do lądowania uzgodnione, a nawet wręcz zalecone przez wieżę.

2. Prezydent Lech Kaczyński miał naciskać na załogę, by lądowała niezależnie od warunków. „Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach z takimi osobami na pokładzie” – napisał 10 kwietnia Roman Kuźniar, insynuując naciski Prezydenta („Kultura Liberalna”, 10.04.2010 r.). Jak pokazały stenogramy, nie ma nawet śladu jakiejkolwiek ingerencji ze strony Prezydenta w pracę załogi. Obecny doradca B. Komorowskiego był jedną z pierwszych osób, które mówiły o rzekomych naciskach na pilotów – ulubionym wątku rosyjskiej propagandy.

3. Gen. Błasik był w kokpicie tupolewa w ostatnich minutach lotu – tej wrzutki dokonał osobiście Edmund Klich (program TVN „Teraz My”, 24.05.2010 r.). „Polski akredytowany” nadal broni tego kłamstwa (radio TOK FM, 13.01.2012 r.), nawet po obaleniu go przez krakowskich biegłych sądowych dzięki analizie nagrań. Głos, przypisywany wcześniej generałowi, należał do II pilota, majora Roberta Grzywny.

4. „Śmiertelnym lądowaniem dowodził dowódca Sił Powietrznych Polski” – twórczo rozwinął tezę Klicha już następnego dnia dziennik „Izwiestia” (25.05.2010 r.). „Komsomolskaja Prawda” poszła jeszcze dalej i twierdziła, że gen. Błasik siedział za sterami samolotu. W Polsce rosyjskie kłamstwa upowszechnił TVN24 (26.05.2010 r.).

5. „Gen. Błasik miał zwyczaj wchodzenia do kabiny pilotów i zajmowania ich miejsca za sterami” – kłamstwa, mające udowodnić i podtrzymać tezę o winie gen. Błasika, były powtarzane w mediach jeszcze przez wiele miesięcy (TVN24, „Dziennik”, „Polska-The Times” – 14.10.2010 r.).

6. „Przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku na głębokości ponad 1 m i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny” – minister Ewa Kopacz w Sejmie (28.04.2010 r.). Prawda była inna. Nie tylko nie dbano o szczątki poległych, ale wręcz niszczono wrak i miejsce katastrofy ciężkim sprzętem oraz zacierano ślady.

7. Załoga nie znała rosyjskiego i nie rozumiała komend wieży. Przeciwnie – piloci znali ten język doskonale, ponieważ do niedawna był obowiązkowy w polskim lotnictwie wojskowym. Kpt. Protasiuk miał za sobą 30 lotów do Rosji i na Ukrainę.

8. „Jak nie wyląduję, to mnie zabije” – TVN24 twierdziło, że „takie słowa kilkadziesiąt sekund przed katastrofą prezydenckiego Tu-154 pod Smoleńskiem miał wypowiedzieć kpt. Protasiuk” (14.07.2010). News pojawił się na czerwonym pasku i powtórzono go w Faktach TVN. To kłamstwo. Niczego takiego nikt z załogi nie mówił.

9„To patrzcie, jak lądują debeściaki” – miał powiedzieć I pilot Tu-154, gdy dowiedział się o fatalnej pogodzie („Polska – The Times”, 17.07.2010 r.). Kpt. Protasiuk w ogóle tych słów nie wypowiedział.

10. Rozczłonkowanie samolotu na tysiące kawałków wynika z tego, że maszyna uderzyła w ziemię grzbietem (m.in. „Gazeta Wyborcza”, 2.11.2011 r.). Parametry lotu nie wskazują, żeby Tu-154 obrócił się do góry kołami. Ale co istotniejsze, nieprawdą jest, jakoby dach samolotu znacząco różnił się wytrzymałością od jego spodu. Łatwo znaleźć w internecie zdjęcia katastrof, w których uderzające o twarde podłoże w pozycji obróconej samoloty ulegały tylko wgnieceniom lub pęknięciom na kilka części, ale nie rozpadały się na kilkucentymetrowe kawałki. Wynika to z faktu, że konstrukcja samolotu opiera się na eliptycznych, grubych, duraluminiowych wręgach, które są jednakowo wytrzymałe na całym obwodzie. Kadłub samolotu, w odróżnieniu od samochodu, zapewnia osłonę przed ciśnieniem lub uderzeniem ze wszystkich stron.

11. „Wkurzy się, jeśli...” – rzekomy fragment rozmowy załogi Tu-154 miał być dowodem na presję, jakiej poddani byli piloci („Gazeta Wyborcza”, 12.01.2011). Tych słów w ogóle nie ma w stenogramie.

12. „Jezu, Jezu!!!” – tak miały brzmieć ostatnie słowa pilotów. „Te wstrząsające informacje ujawnił »Faktowi« rosyjski prokurator” – pisał ten tabloid 15.05.2010 r. – „Nasz rozmówca to jeden z bliskich współpracowników szefa komitetu śledczego. (...) Słyszał zapis z czarnej skrzynki. (...) To, co opowiedział, potwierdza wstępne ustalenia śledczych, że załoga prezydenckiego tupolewa nie miała żadnych kłopotów technicznych i nie orientowała się, że leci za nisko, aż do chwili, gdy z kabiny zobaczyła las i ziemię”.
Takich słów nie ma w nagraniach, a ostanie chwile lotu wyglądały zupełnie inaczej.

13. „Pijany generał Błasik zmusił pilotów do lądowania” – opublikowanie raportu MAK to było apogeum smoleńskiego kłamstwa (12.01.2011 r.). Niestety, sformułowanie „podpity generał” pojawiło się też w polskojęzycznych mediach („Gazeta Wyborcza”, RMF24.pl, Interia.pl). Gen. Anodina powołała się na rzekomą obecność 0,6 promila alkoholu we krwi gen. Błasika, niepotwierdzoną przez żadne niezależne badania. Mógł to zresztą być tzw. alkohol endogenny, który wytwarza się w organizmie samoistnie po śmierci. Moskwa wykorzystała to do haniebnego oskarżenia nieżyjącego generała. Kłamstwo obaliła jego żona: – Mąż nie mógł pić, bo miał w Katyniu przyjąć komunię św. – powiedziała Ewa Błasik (13.01.2011 r.). Słowa o komunii św. wycięła w swojej relacji telewizja TVN.
O całkowitym fałszu raportu MAK nic chyba nie świadczy lepiej niż to, że jest oparty na stenogramach, w których pominięto w ogóle komendę „Odchodzimy”, wydaną na prawidłowej wysokości przez dowódcę samolotu.

14. Przed startem Tu-154 miało dojść do kłótni między gen. Błasikiem a kpt. Protasiukiem – tę wiadomość podał TVN24 (25.02.2011 r.), a potem żyła nim przez wiele dni większość mediów. Kapitan Protasiuk rzekomo nie chciał 10 kwietnia zasiąść za sterami rządowego tupolewa i na płycie lotniska Okęcie kłócił się o to ze swoim przełożonym. Nagranie z kamery przemysłowej, na którym widać sprzeczkę oficerów, miała rzekomo Prokuratura Wojskowa. Jej rzecznik, płk Zbigniew Rzepa, potwierdził, że prokuratorzy mają nagranie z kamery przemysłowej z lotniska Okęcie z 10 kwietnia. Jego słowa, celowo niejednoznaczne, zdawały się potwierdzać tezę o „kłótni”. TVN podał, że dowódca Tu-154 miał się sprzeciwiać wylotowi, ponieważ obawiał się o stan pogody na lotnisku w Smoleńsku. Telewizje grupy ITI donosiły, że gen. Błasik miał udzielić podwładnemu reprymendy, używając wulgarnych słów. Potem informowano, jakoby kłótnię miał potwierdzić jej świadek – oficer BOR.
Wszystko to okazało się kłamstwem. Po trzech tygodniach codziennego medialnego roztrząsania kolejnej „winy” gen. Błasika, prokuratura w końcu musiała przyznać, że na filmie z Okęcia nie ma żadnej kłótni. Zaprzeczyli jej też świadkowie odlotu Tu-154.

15. Raport przygotowany przez polską komisję ministra Jerzego Millera (29.07.2011) był równie fałszywy jak dokument MAK. Zawierał wprawdzie krytykę pod adresem kontrolerów lotu w Smoleńsku, ale winą obciążał głównie stronę polską. Komisja Millera zajęła się przede wszystkim rzekomymi nieprawidłowościami w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa i zarzuciła elitarnej załodze Tu-154 popełnienie bardzo wielu elementarnych błędów, które trudno byłoby przypisać nawet początkującym pilotom.
Fałsz raportu Millera był prostą konsekwencją decyzji premiera Tuska o oddaniu śledztwa Moskwie. Polska komisja opierała się więc niemal wyłącznie na informacjach dostarczonych przez stronę rosyjską. Nie dysponowała nawet podstawowymi dowodami niezbędnymi do rzetelnego przeprowadzenia śledztwa (np. wrakiem i czarnymi skrzynkami). Miała jedynie wybrane przez Rosjan kopie niektórych dowodów.
Rozdmuchano nieistotne, dotyczące biurokratycznych formalności nieprawidłowości w pracy 36. specpułku i uczyniono je źródłem katastrofy smoleńskiej. Skandalem było zaś postawienie załodze samolotu zarzutu bezpośredniego spowodowania tragedii. Komisja uczyniła to bez dostatecznych dowodów, naginając fakty pod założoną tezę i interpretując wszystkie dane na niekorzyść pilotów, często stające w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem.

16. „Był dowódcą Sił Powietrznych przez kilka lat i jest odpowiedzialny za opisany w raporcie nieprawdopodobny bałagan, który doprowadził do katastrofy smoleńskiej” - twierdził „ekspert” Tomasz Hypki, promowany w większości polskich mediów (Wirtualna Polska wp.pl, 4.09.2011 r.).
Raport komisji Millera nie usatysfakcjonował Rosjan. Występujący w ich imieniu inny „ekspert” uznał raport Millera za… „wybielanie gen. Błasika”. Rzekomy bałagan został sztucznie rozdmuchany na wątłych podstawach, np. braku pieczątek w odpowiednich rubrykach.

17. „Piloci świadomie lądowali przy fatalnej pogodzie” – tak zatytułowali swój wyjątkowo nierzetelny tekst Paweł Reszka i Michał Majewski („Rzeczpospolita”, 1.06.2010 r.). Autorzy skoncentrowali się też na tezie o rzekomym bałaganie w lotnictwie wojskowym, a szczególnie w elitarnym 36. specpułku, którą usiłowali uzasadnić w całym cyklu artykułów w tym dzienniku. „Zwierzchnicy armii odpowiedzialni za lotnictwo zapewniali, że szkolenie jest na wysokim poziomie. (…) Dziś wiadomo, że normalnych szkoleń właściwie nie było” – twierdzili („Rzeczpospolita”, 5.08.2011 r.). Wyolbrzymiając drobne, papierkowe niezgodności z często nierealistycznymi, nieżyciowymi i przestarzałymi regulaminami wpisali się tym samym w plan ataku na gen. Błasika – dowodzącego lotnictwem.
Jak wykazali Grzegorz Wierzchołowski i Leszek Misiak w „Gazecie Polskiej”, tendencyjne, pisane pod z góry założoną tezę teksty „dziennikarzy śledczych” „Rzeczpospolitej” w rzeczywistości opierały się na sfałszowanych stenogramach rosyjskich i na niewiarygodnym raporcie Millera.

18. Piloci byli „niedouczeni” – to jedna z podstawowych tez pisanej jakby na rosyjskie zamówienie książki Ostatni lotLatkowskiego, Białoszewskiego i Osieckiego.
„Podczas przygotowań do lotu i podczas jego trwania popełniano błąd za błędem. Mam na myśli choćby przypadkowo dobraną załogę.(…) To tak, jakby dziecko posadzić za sterami. Zdecydowanie, to my bardziej przyczyniliśmy się do tej katastrofy” – mówił Wojciech Łuczak, „ekspert” lotniczy („Superekspres”, 13.01.2011 r.). Załoga nie popełniła żadnych błędów i do ostatnich chwil działała w najwyższym stopniu profesjonalnie, a kpt. Protasiuk wykazał się wręcz mistrzostwem, gdy uniknął uderzenia w zbocze doliny przed lotniskiem, na które naprowadziła samolot wieża w Smoleńsku. Kpt. Protasiuk i mjr Grzywna należeli do najlepszych z najlepszych. Wystarczy powiedzieć, że dowódca miał wylatane ponad 3,5 tys. godzin (!), a II pilot niemal 2 tys. Byli zgrani i doskonale się rozumieli – odbyli wcześniej wspólnie kilkadziesiąt lotów, w tym wyczynowy powrót z Haiti nad Atlantykiem z uszkodzonym autopilotem, kiedy przez 14 godzin, z trzema międzylądowaniami, prowadzili samolot ręcznie.  

(Autor listy: Artur Dmochowski, | Źródło: Gazeta Polska)


czwartek, 19 stycznia 2012

Parlament Europejski a Węgry



Podczas debaty w Parlamencie Europejskim na temat sytuacji na Węgrzech, przewodniczący polskiej delegacji PiS europoseł Ryszard Legutko ostro skrytykował ton całej debaty: Niektóre przepisy, za które moi koledzy krytykują Węgry - odnośnie Banku Centralnego, lub Sądu Najwyższego - istnieją również w moim kraju, Polsce, ale myśl krytykowania tych regulacji nigdy nie przyszła im do głowy. Dlaczego? Ponieważ aprobują rząd polski i potępiają rząd węgierski z czysto ideologicznych pobudek. (...) Kiedy Węgry były niszczone przez rządy socjalistyczne, ten parlament haniebnie milczał.

Decyzja Komisji Europejskiej do wszczęcia postępowania w sprawie naruszenia przepisów prawa UE przeciwko Węgrom zostały omówione z przewodniczącym Barroso, duńskim Ministrem do Spraw Europejskich Nicolajem Wammenem i węgierskim premierem Viktorem Orbánem. Komisja Europejska postanowiła wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia przepisów przeciwko Węgrom na trzech zagadnieniach: niezależność banku centralnego, wieku emerytalnego sędziów i niezależności organów ochrony danych.
źródło niezależna.pl

- Ani jeden punkt konstytucji nie został zakwestionowany prawnie - powiedział Orban. Nowa ustawa zasadnicza obowiązuje od początku 2012 roku.

Zdaniem premiera Węgier, wynikłe problemy mogą zostać "szybko rozwiązane". Wyjaśnił, że w przyszłym tygodniu spotka się z szefem KE Jose Manuelem Barroso. - Mam nadzieję, że osiągniemy wyniki - powiedział Orban.
źródło tvn24.pl

Prezes PiS Jarosław Kaczyński uważa, że obecnie na Węgrzech "przywracana jest demokracja i elementarny porządek", co nie odpowiada Unii Europejskiej. Świadczy o tym - zdaniem Kaczyńskiego - decyzja Komisji Europejskiej ws. tego kraju.

"Unii Europejskiej nie przeszkadzało to, że poprzednie władze miały ogromny deficyt, jakoś nie stosowała sankcji, mimo że są do tego podstawy prawne, nie przeszkadzało bardzo brutalne tłumienie legalnych manifestacji w Budapeszcie. Teraz, gdy Węgry są porządkowane, przywracana tam jest właśnie demokracja i elementarny porządek, to nie odpowiada to Unii" - ocenił prezes PiS.
źródło niezależna.pl

Z różnych stron płyną do Brukseli apele o ukaranie Budapesztu nie tylko za łamanie szczegółowych zapisów unijnego prawa. UE powinna sięgnąć do artykułu 7 traktatu o Unii Europejskiej – argumentowała europejska lewica. Mówi on o tym, jak można ukarać państwo członkowskie, które nie respektuje europejskich wartości: „poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości".

Procedura jest rozpisana szczegółowo, ale sprowadza się do dwóch kluczowych wniosków. Po pierwsze, kara może być bolesna politycznie, bo państwo straci prawo głosu w Radzie UE. Węgierscy ministrowie mogliby więc przyjeżdżać do Brukseli na posiedzenia tzw. rad sektorowych (finansów, gospodarki, energii, rolnictwa itp.), ale w głosowaniu nad konkretnymi aktami legislacyjnymi ich zdanie nie byłoby brane pod uwagę.

Trudno o większe upokorzenie dla kraju, który jednocześnie nie zostałby przecież zwolniony z obowiązku przestrzegania uchwalonego prawa.

Decyzja stwierdzająca, że państwo narusza te zasady (nie jest to równoznaczne z sankcjami), musi być podjęta jednomyślnie. Kolejna decyzja o nałożeniu kary w postaci zawieszenia prawa głosu musi być podjęta kwalifikowaną większością głosów.
źródło  rp.pl

Odebranie głosu Węgrom wymagałoby zgody wszystkich pozostałych państw UE. Donald Tusk jasno dał do zrozumienia, że Polska nie chce w tym uczestniczyć

– Polska zaoferuje, jeśli premier Viktor Orban i Węgrzy będą tym zainteresowani, jakąś formę politycznego wsparcia, tak aby reakcje na sytuację na Węgrzech nie były przesadzone. Mam wrażenie, że część tych reakcji jest przesadzona, mówię bardziej o reakcjach politycznych niż czysto formalnych czy proceduralnych związanych z oceną Komisji Europejskiej – powiedział wczoraj na konferencji prasowej w Warszawie Donald Tusk.

– Węgry prezentują ciągle na poziomie europejskim standard demokratyczny. Nie ma żadnego powodu, aby podnosić takie larum, jak czynią to niektóre polityczne środowiska – stwierdził Tusk.

Dopiero teraz rozpoczyna się zmasowana krytyka Węgier, choć zapisy konstytucji były znane już od roku.
źródło rp.pl

Premier Węgier Victor Orban broni zmian w prawie przeprowadzonych przez jego rząd. Komisja Europejska i Parlament Europejski rozpoczęły procedurę prawną wobec Budapesztu o złamanie unijnego prawa. Chodzi o niezależność banku centralnego, ochronę danych osobowych. Zdaniem Orbana, został on zaatakowany bo naruszył wielkie interesy gospodarcze i doktrynalne.
Wywiad udzielony dla programu:

sobota, 14 stycznia 2012

Kim jest Maitreya


Najkrócej rzecz biorąc Maitreya jest New Age'owym nauczycielem, który zjednoczy pod sobą cały świat i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Poza tym, krótko rzecz biorąc, świadczy o tym, że New Age nie stanowi o żadnej neutralności duchowej i religijnej przede wszystkim.

Długo i szczęśliwie w języku New Age znaczy dokładnie, że wszystko jest jednością, człowiek jest Bogiem, a jego celem jest właśnie uświadomienie sobie owej boskości poprzez wszelakie okultystyczne techniki wpływania na samoświadomość, poprzez odmienne stany świadomości oraz ezoteryczne inicjacje, bardziej lub mniej świadome.

"Z praktyki egzorcystycznej wiadomo, że bez wątpienia do twardego, duchowo toksycznego New Age można zaliczyć zjawiska takie jak: aikido, wiara w amulety, astrologia, bioenergoterapia, channeling, chiromancja, doskonalenie i kontrola umysłu, duchowe uzdrawianie (healing), eurytmia, metoda Hellingera, huna, jasnowidzenie, joga, „kurs cudów”, magia (uwolnienia egipskie, ściąganie przekleństw), mediumizm, medytacja transcendentalna, numerologia, okultyzm, pismo automatyczne, podróże astralne, podróże poza ciałem (OBE), qi gong, radiestezja, rebirthing, regresing, reiki, satanizm, metoda kontroli umysłu według Silvy, spirytyzm, synchronizacja półkul mózgu, szamanizm, świadome śnienie, świeckie egzorcyzmy, tai chi, wiara w talizmany, tarot, muzyka techno, uzdrowienia okultystyczne, uzdrawianie kryształami, wahadlarstwo, voodoo, wróżbiarstwo, wywoływanie duchów.

(Teraz o miękkim New Age - przyp. mój) W tej szarej strefie mamy techniki i terapie stosowane w New Age, które mogą być przejawem kryptoreligijnego kultu czy inicjacyjnego rytuału, takie jak: hipnoza, homeopatia, irydologia, terapia kwiatowa Bacha, techniki antropozoficzne (pedagogika waldorfska), hatha joga, zen, NLP (programowanie neurolingwistyczne), pozytywne myślenie i techniki wywodzące się z Ruchu Ludzkiego Potencjału, kinezjologia stosowana, oddychanie holotropowe, enneagram, terapia Reicha, terapia Gestalt, ćwiczenia z mandalą (mantra, mudra), supernauczanie (superlearning), metoda szybkiego uczenia się języków SITA, shiatsu, terapia polarity, dotyk terapeutyczny, wschodnie sztuki walki, praktyki uzdrowicieli filipińskich, brazylijska „chirurgia” mediumiczna (operacje fantomowe), feng shui, rolfing, wróżbiarstwo, I Ching, kinezjologia edukacyjna (metoda Dennisona), kult UFO, metoda Feldenkreisa, metoda Alexandra (pod wpływem prac W. Reicha, koncepcji wschodnich oraz nowoczesnych prądów terapii tanecznej pojawiły się nowe szkoły terapii, które łącząc rozmaite elementy tych tradycji, opracowały własne techniki pracy z ciałem).

Niebezpieczne mogą być wszystkie techniki, praktyki czy terapie wywołujące „zmienione stany świadomości”, nawet jeśli przedstawiane są jedynie jako, na przykład, ćwiczenia relaksacyjne. Stosowanie na skalę społeczną psychotechnik New Age owocuje powstaniem coraz większej grupy osób nadwrażliwych, o rozmytej tożsamości, uległych i pokornych pracowników, członków społeczeństwa podatnych na manipulację komercyjną i totalitarną." (za R. Tekielim Toksyczne duchowości).

Wychodzi na to, że szczęśliwy człowiek nie myśli, ktoś myśli za niego i wie co dla niego będzie właściwe. Szczęśliwemu człowiekowi wszystko podają pod nos, bo tylko nieszczęśliwi ludzie muszą dbać o swój interes. Nie ważne, dla szczęśliwego człowieka, kto rządzi i po co, ważne, że on posiada dobra wyznaczone przez tych rządzących. W zasadzie jest szczęśliwy, bo mu powiedziano co to szczęście daje i on to posiada, bo mu to udostępniono. Jest git. Maitreya, czy Jezus Chrystus, co za różnica, przecież jest git. Wszyscy mówią, że jest git.

"Osobna sprawa to odradzanie się starych poglądów gnostycznych w postaci tzw. New Age. Nie można się łudzić jakoby prowadził on do odnowy religii. Jest to tylko nowa metoda uprawiania gnozy, to znaczy takiej postawy ducha, która w imię głębokiego poznania Boga ostatecznie odrzuca Jego Słowa, zastępując je tym, co jest wymysłem samego człowieka. Gnoza nigdy nie wycofała się z terenu chrześcijaństwa, zawsze z nim jakoś współistniała, także pod postacią pewnych kierunków filozoficznych. Nade wszystko jednak pod postacią pewnych ukrytych praktyk parareligijnych, które bardzo głęboko zrywają z tym, co jest istotowo chrześcijańskie, nie mówiąc tego w sposób jasny." (za Janem Pawłem II Przekroczyć próg nadziei).

Jak widać, New Age, podstępnie robi z nas ludzi bezbożnych czyli pozbawionych samoświadomości i umiejętności korzystania z wolnej woli. Z historii świata i walki duchowej, wiadomo - możemy być pewni, komu na tym zależy. Dlatego nie bez znaczenia dla New Age jest wspomniana przez Jana Pawła II gnoza, ale i okultyzm, działania magiczne i w końcu inicjacje ezoteryczne. W konsekwencji Maitreya musi skojarzyć się z antychrystem, wysłannikiem szatana dla zwiedzenia wielu. Pamiętajmy, że zwodzenie to jeszcze nie opętanie. To nawet jeszcze nie dręczenie. To po prostu pokusa. Drobne czynniki mające na celu zaćmić prawdę o życiu, sobie i rzeczywistości. Dlatego warto być ostrożnym i, przede wszystkim, świadomym.


czwartek, 12 stycznia 2012

Dlaczego państwo płaci Kościołowi


Wszystko zaczęło się jak w tym dowcipie: Tramwajem jedzie ksiądz i oficer UB. Tramwajem księżulku, tramwajem... – podrwiwa sobie UB-ek.  A przed wojną to powozik był i koniki, gospodyni i parobek. Myli się pan – odpowiada ksiądz. – I teraz jest gospodyni, są koniki i powozik. Parobka tylko nie ma, bo poszedł do UB na oficera.

I co się potem stało? Zabrakło oficerowi UB konika i powozika, czyli tego na czym się najlepiej znał. A skoro miał władzę o tym decydować, to sobie tego konika i powozik od księżulka zabrał. Gospodyni zabierać nie chciał, bo to już nie jego działka no i obiadków księżulkom gotować nie chciał, to uznał, w dobromyślności swojej, że jak coś zarobi na powożeniu, to księżulkowi działkę odpali. A że to czasy hulaszcze były, bo wspólne wszystko było i dobrobyt wspólny był, wspólnie traktowany, to i się rozhulał od morza do Tatr. A działeczkę trza dawać nadal.

"Fundusz Kościelny (...) powstał w 1950 roku jako forma rekompensaty za zabrane Kościołowi grunty o łącznej powierzchni około 160 000 ha. Jeśli przyjąć stosowany przez Ministerstwo Rolnictwa i GUS wskaźnik przeciętnych przychodów z 1 ha (w przybliżeniu 1 560 PLN rocznie), daje to kwotę 202,8 mln PLN rocznie. Tymczasem w ostatnich latach wydatki Funduszu Kościelnego nie przekraczały 100 mln PLN." (gosc.pl)

To co nasze państwo ma oddać Kościołowi Katolickiemu to ta część majątku, która została odebrana niezgodnie z "dobromyślnością" ówczesnego prawodawcy. Jednak nie mogę wyjść z podziwu nad gospodarnością włodarzy odbudowanego majątku Kościelnego. Jak widać włodarze państwowi nie umywają się do tej gospodarności. Premier wprawdzie chwali się, że w naszym kraju emerytury płacone są na czas i uznaje to za swój sukces polityczny. Jednak te pieniądze nie pochodzą z żadnej gospodarności, a z pożyczki. Każdy głupi może wziąć pożyczkę, a potem szastać forsą pokazując wszem i wobec, jak to mu się powodzi. Ale na pewno trzeba dużo mądrości by, niekoniecznie szastając kasą, bo to nigdy nie będzie mądre postępowanie, można było godnie żyć, bez braków i lęków o przyszłość.

.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Skąd biorą się pieniądze na świecie

"Pieniądze Jako Dług" Oto animowany film dokumentalny, wyjaśniający skąd biorą się pieniądze. Rzeczywistość wygląda makabrycznie. Dla wielu narodów dług staje się coraz poważniejszym problemem, gdyż większość narodów, firm i osób prywatnych żyje na kredyt. Zaciągają coraz większe pożyczki i płacą niewyobrażalnie wysokie odsetki od czegoś, co nigdy nie istniało... Bo prawda jest taka, że nowoczesny system bankowy robi pieniądze z niczego. Ten proces jest prawdopodobnie najbardziej zdumiewającą sztuczką iluzjonerską jaką kiedykolwiek wynaleziono.




Na Forum Prawda2.Info znalazłem taki komentarz do filmu:
"Choć nie jestem specjalistą z polityki monetarnej, to wiem na czym polega kreacja pieniądza i jak działają banki. 

Pytania z "wyciąganiem pieniędzy z kapelusza" były celowo przejaskrawione, bowiem zwykły zjadacz chleba tak odbierze przekaz tego kolejnego filmiku z cyklu "wywołać strach przed masonami i NWO"... 

Czy wiesz goldbug po co powstały banki centralne? Bo gospodarka była nieustannie wstrząsana atakami paniki pieniężnej [a pieniądz to smar mechanizmu rynkowego Wink ], co powodowało, że nikt nie był pewny dnia ani godziny. Oczywiście można gdybać, jaka powinna być polityka banku centralnego i czy jest ona dobra czy nie? 

I gdzie Ty tą straszną, galopującą inflację widzisz [mieszkasz może w Zimbabwe?], która połyka te Twoje oszczędności?! [ masz w ogóle jakieś Wink ] Ja mam 2 lokaty w mbanku (wcale nie tak znowu rewelacyjnie oprocentowane), a stopy zwrotu z nich są wyższe niż inflacja. 

W Polsce mamy dość nowoczesny bank centralny, bo opiera się o tzw. model bezpośredniego celu inflacyjnego - inflacja ma wynosić 2,5% +/-1%, o czym mają powszechnie wiedzieć obywatele, a bank centralny ma być nudny jak flaki z olejem w swoim dążeniu do realizacji tegoż celu inflacyjnego , bo to pozwala - zgodnie z teorią racjonalnych oczekiwań - wbudować w gospodarkę taką niską, kontrolowaną inflację. Czemu inflację? BO OCZEKIWANIA DEFLACYJNE SĄ JESZCZE GORSZE, GDYŻ WYWOŁUJĄ SILNY IMPULS RECESYJNY! Czego wszyscy teraz doświadczamy, a Japończycy testowali niedawno przez 10 lat. To w ogóle jest stricte kwestia technologiczna, a wynika właśnie z konstrukcji systemu pieniężnego i założenia, że gospodarka powinna rozwijać się w zrównoważonym tempie kilku procent rocznie. 

Można oczywiście dyskutować czy polityka niskich stóp Fed była słuszna? [Ja uważam, że nie]. Ale w USA recesji nie widzieli od 20 lat. [Problemem jest - moim zdaniem - to, czy taki napędzony konsumeryzm nie wyzbył Amerykanów z elementarnych, ludzkich wartości - a to jest cel Illuminatów Wink ] 

Oczywiście w gospodarce zeitgeistowskiej nie będzie inflacji, bo nie będzie pieniądza w ogóle, a globalne państwo nałoży wszystkim papu do misek i odeśle na leżakowanie na słońcu Wink 
To ja już bardziej jestem za buddyjskim podejściem do sprawy, trzeba się dóbr wyrzekać, bo im mniej potrzeb, tym mniej frustracji."

sobota, 7 stycznia 2012

Rządy Orbana na Węgrzech


Wycinki z prasy nt. rządów Orbana na Węgrzech:

Orban przeciw wszystkim - Rzeczpospolita

"Rząd Orbana postępuje według zasady, że nie pozwoli sobie niczego narzucać w sprawach gospodarczych, a po drugie, chce mieć do dyspozycji wszelkie narzędzia w prowadzeniu niezależnej polityki gospodarczej – tłumaczy Kai-Olaf Lang z niemieckiej fundacji Nauka i Polityka. Jego zdaniem ocena działań gospodarczych rządu Orbana nie może być jednoznacznie negatywna. Przeprowadził udaną reformę rynku pracy, wprowadził liniowy podatek na poziomie 16 proc., dokonuje konsolidacji budżetu i stara się naprawić system funduszy emerytalnych. Jednocześnie głosi hasła niezależności gospodarczej Węgier, którym zawdzięcza w dużej mierze sukces wyborczy w roku ubiegłym.
Węgry mają jednak dług sięgający 73 proc. PKB. Stąd konieczność cięć w wydatkach, co nie przysparza rządowi popularności. Fidesz może dziś liczyć na 34 – 39 proc. poparcia. Wybory wygrał z wynikiem 54 proc.
"


Wszyscy atakują Orbana - Rzeczpospolita

"W świat poszła informacja, że Orban zdelegalizował główną partię opozycyjną. Tymczasem przyjęta w ostatni dzień starego roku ustawa głosi, że to jej poprzedniczka z czasów komunistycznych Węgierska Socjalistyczna Partia Robotnicza (MSzMP) jest uznana za organizację przestępczą. „Odpowiada za wszystkie przestępstwa pospolite, dokonane z przyczyn politycznych, których nie ścigał wymiar sprawiedliwości z pobudek politycznych" – czytamy w ustawie. Mowa jest też o odpowiedzialności za zlikwidowanie systemu wielopartyjnego i krwawe stłumienie powstania w 1956 r. Dzisiejsza partia socjalistyczna zaś „korzysta z bezprawnie zgromadzonego przez tamtą partię majątku"."


Rząd działa zgodnie z prawem - Rzeczpospolita

Zoltan Kottas, publicysta gazety "Magyar Nemzet": "Zgodnie z życzeniami Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego ustawa mówi wyraźnie, że rząd nie będzie wpływał na działanie banku centralnego Węgier. Wszystko dzieje się też zgodnie z zapisami wchodzącej w życie nowej konstytucji. Przewiduje ona, że w 2013 roku nastąpi fuzja banku centralnego oraz instytucji nadzoru bankowego. Uchwalona właśnie ustawa zwiększa liczbę wiceprezesów banku centralnego z dwóch do trzech i przewiduje zwiększenie liczby członków nadzoru bankowego z siedmiu do dziewięciu, ale będą oni mianowani przez parlament, zgodnie z sugestiami Europejskiego Banku Centralnego.
Ton krytyki pod adresem Węgier ze strony UE, międzynarodowych instytucji finansowych oraz mediów zaniepokojonych stanem demokracji na Węgrzech nadają zagraniczne media, które opierają się na ocenach krytyków obecnego rządu i Viktora Orbana. Tak było już w czasie pierwszej kadencji Orbana. Wiele kontrowersji wywołuje za granicą nowa ustawa medialna, mimo iż nie ogranicza ona w żadnym stopniu krytyki pod adresem rządu. W sprawach gospodarczych jest on zdecydowanie bardziej lewicowy niż poprzedni rząd socjalistów. Realizuje jedynie zasadę, że państwo powinno mieć znaczący wpływ na gospodarkę."


Ustawy przyjęte, Gyurcsany w areszcie - Rzeczpospolita

"Na Węgrzech policja może zatrzymać nawet parlamentarzystów, jeśli łamią prawo."

Będę kontynuował ten temat.


piątek, 6 stycznia 2012

W interesie Polski leży sukces Węgier


Pierwszy raz zainteresowałem się rozwojem politycznym na Węgrzech, gdy usłyszałem słowa naszego premiera w Brukseli, że my Polacy jesteśmy pozytywni i optymistycznie nastawieni. Nie rozumiałem co tymi słowami chciał podkreślić. A chodziło o to, że Węgrzy byli postrzegani jak ciemnogród, ponieważ w swojej polityce zaczęli odwoływać się do Boga i, co gorsza, wiary katolickiej. Nasz premier podkreślił, że my Polacy odcinamy się od takich zachowań. Potem, na dowód owego odcięcia zorganizowano jakieś "kulturalne" hucpy na poziomie czasów Stalinowskich, często i chętnie odwołujących się do tamtych dokonań myśli ludzkiej.

Tak to przyjąłem. Ani przez myśl mi nie przeszło, że Węgrom dzieje się gorzej. U nas również była mowa, że tylko dyktatura może uratować kraj od lewackiej nomenklatury. Lata mijają i to zdanie nabiera sensu, niestety. Na Węgrzech rządzi demokratycznie wybrana większość, siła polityczna, która postanowiła wreszcie wprowadzić w życie wartości o jakie chodziło przy obalaniu Układu Warszawskiego.

Dlatego przyłączam się do akcji: "Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart." Szczegóły tej akcji proponowane są na niepoprawni.pl - AdamDee - blog - Apel - Polak, Węgier - propozycja akcji blogerskiej. Zapraszam, przynajmniej, do lektury tekstu.

Tutaj zbieram informacje nt. rządów W. Orbana na Węgrzech.

Polecam wywiad z Attilą Szalaiem, radcą Ambasady Węgier w Warszawie pt.: "Finansjera obraziła się na Orbána"