sobota, 30 lipca 2011

Nie dowcip sytuacyjny

Opiszę dziś tutaj jak widzę ten nasz raport i w ogóle jak widzę ten nasz rząd.

Mógłbym napisać zwięźle - żenada. Ale nie na tym polega robienie wpisów na blogach.

Wyobraziłem sobie sytuację. Jakiś gość jedzie autostradą. Chce dotrzeć do dość zabitego dechami zadupia. Musi więc bardzo uważać przy zjeździe, żeby się nie pomylić. Ma GPS, który wprawdzie nie odczytuje nazwy zadupia, do której jedzie, ale droga na nim jest. Poza tym, jest szanującym się biznesmenem i jak na szanującego biznemena przystało, ma telefon komórkowy, tysiąc pińcet minut w abonamencie, reszta za darmo i zestaw głośno mówiący w gratisie. Łączy się z kimś kto dobrze wie jak trafić z autostrady do właściwego zadupia. Gadają. Pogoda robi się kiepska, mży, mgławi, ślisko się robi. Drogowskazy widać na ostatnią, niemal, chwilę. Ktoś kto wie jak trafić do właściwego zadupia dokładnie opisuje zjazd, na którym trzeba zjechać z autostrady, wymienia wszystkie cechy charakterystyczne terenu, bo naprawdę dobrze wie jak tam trafić. Kierowca rozpoznaje miejsce, GPS potwierdza właściwy zjazd, mgła zasłania widoczność, jest dobrze, daje rade. I nagle, nie wiadomo skąd i dlaczego, wiadukt zjazdu urywa się. Po prostu przepaść. Kierowca, mimo, że zwolnił i jedzie na takich światłach, że wszystko przebija, zbyt późno zauważa zagrożenie, spada i się zabija.

Wiadomo o co chodzi. Niewielkie doświadczenie w jeżdżeniu autostradami. Nieznajomość terenu. Niedawno zmienił auto na inne, ale i to nie było najnowsze i dlatego nie znał wszystkich tajników prowadzenia tego pojazdu. No i kto to widział tak rano jechać samochodem. Najpierw to trzeba się wyspać. No i po cholerę wogle sie pkał do tego zadupia, po co mu to było.

Teraz napiszę coś co wcale nie jest śmieszne o naszym rządzie. Mam tu na podwórku - że tak to nazwę, pijaka. Bez przerwy na gazie i dumny, że jeszcze alkoholikiem nie jest, tak, jak dajmy na to ja.

Niedawno mówił mi, w chwili szczerości, że nie musiałby pić, gdyby miał pieniądze. Gdyby był bogatszy nie miałby takich problemów, wszystko byłoby ok. On sam może i byłby mógł pójść do pracy i zarobić, ale wskazał na jakichś onych, którzy mu rzucają kłody pod nogi i nie dają rozwinąć skrzydeł. Niedawno nawet znalazł zatrudnienie, tylko coś się źle czuł i musiał pójść do lekarza. No, a jako chorowity, to on nie jest potrzebny w pracy, jak sam przyznał. Ma świetne plany, wszystko poukładane, tylko niestety, nie może tego zrealizować i przestać pić, bo owi oni ciągle na niego czyhają. Kumpli ma dobrych, rozumieją w potrzebie. Nawet jak nie ma piwo, to poczęstują. A jak ma to stawia. U niego nie ma miejsca na niewdzięczność. Czasem przez tą wdzięczność nie może pójść znaleźć pracy, ale z drugiej strony - przecież praca nie zając. I tak mógłbym długo. Łatwo jest sobie wyobrazić jaki ma wpływ na rodzinę i sąsiadów. A nasz rząd ma wpływ na nas, a przecież rząd alkoholikiem nie jest, tak, jak dajmy na to ja.

Kłopot tylko w tym, że alkoholikiem będąc jestem trzeźwy i zrobię wszystko, by takim pozostać. Tym samym doskonale zdaję sobie sprawę co, tak naprawdę, mówi do mnie podwórkowy pijanica. Niestety.

czwartek, 28 lipca 2011

Magia a chrześcijaństwo

Doktryna chrześcijańska uznaje magię za grzech przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu. Jest ona buntem przeciwko Bogu (1 Sam 15,23) i apostazją wobec Niego (Pwt 13,6).

Główny grzech magii polega na tym, iż "magia nie dopuszcza żadnej mocy wyższej od siebie; uważa, że może zmusić same wezwane "duchy" lub "demony", aby się objawiły i wypełniły to, co ona wymaga. Także i dzisiaj, kto ucieka się do magii, nie myśli, by zwrócić się przede wszystkim do Boga - do osobowego Boga wiary i do Jego opatrzności nad światem - lecz raczej do bezosobowych sił tajemnych, nadludzkich i wszechświatowych, panujących nad kosmosem i nad człowiekiem" (Nota Duszpasterska Konferencji Biskupów Toskanii nt. magii i demonologii, w: A. Posacki, Okultyzm, magia, demonologia, Kraków 1996).

W tradycji chrześcijańskiej istnieje duża wrażliwość krytyczna na zjawiska mediumiczne (o wiele większa niż w innych religiach). Kościół potępiał magię wielokrotnie. Już w pierwotnym Kościele palono księgi magiczne (Dz 19,19), chociaż były bardzo drogie. Synod Ancerański (Kościół Wschodni, 314) potępił tych co wróżą, a także medycynę okultystyczną lub oczyszczenia zabobonne (fałszywe egzorcyzmy, zdejmowanie uroków). Synod Kartagiński (394) potępił wrózbiarstwo czary i zabobony (np. przywiązywanie wagi do dni feralnych - kanon 89). Synod w Bradze (560-563) potępił dualizm manichejski i astrologię. Synod Rzymski (724) potępił wróżbitów i czarnoksiężników. Podobnie uczyniły synody: Laodycejski, Agateński, Orleański, Toledański. Przeciw wierze w amulety Kościół występował m.in. na synodach w Akwizgranie (789) i we Frankfurcie nad Menem (794). Częste były też  interwencje papieży, np. bulla Jana XXII (Super illius specula, 1330), Innocentego VIII (Sumnis desiderantes affectibus, 1484), Adriana VI (Dudum uti nobis exposui, 1525), Sykstusa V (Coeli et terrae, 1585).

Właściwie walka Kościoła z magią została zapoczątkowana bullą Innocentego VIII (1484), w której poza potępieniem magii i wszelkich jej przejawów, papież wzywał wiernych do tępienia czarownic i czarowników. Kościół wycofał się z błędu prześladowania czarownic, ale nie z potępienia czarów czy magii. Wg noty duszpasterskiej wyd. 1994 przez biskupów włoskich na temat magii i demonologii, "czarna magia" jest "prawdziwym i właściwym wyrażeniem anty-kultu, skierowana ku temu, by uczynić ze swych adeptów 'sługi szatana'. W jej skład wchodzą wszystkie rytuały ezoteryczne o podłożu satanistycznym, które mają swój szczyt w tak zwanych czarnych mszach. Podobna forma magii nie dokonuje się zresztą bez wpływu 'ojca kłamstwa' (J 8,44), który - jak naucza Pismo Święte - próbuje na wszelki sposób odciągnąć człowieka od prawdy i doprowadzić go do błędu i do złego (1 P 5,8), pomimo porażki poniesionej przez przyjście Syna Bożego na świat (Łk 10,18) i chwalebnego triumfu Jego zmartwychwstania (Flp 2,9-11)".

Wg Biblii magia jest realną obiektywna siłą, alternatywną tradycją duchową, ale przeciwną i wrogą Bogu. Stąd Biblia ukazuje wielokrotnie ten radykalny dualizm dróg oraz to, że magowie są pokonywani przez potęgę Bożą. Tak np. Józef tryumfuje nad czarownikami egipskimi (Rdz 41), Mojżesz nad magami Egiptu (Wj 7,10-13. 19-23; 8,1-3. 12-15; 9,8-12).Balaam musi razem ze swą oślicą służyć Jahwe i ludowi żydowskiemu (Lb 22-24). Daniel kompromituje czarowników chaldejskich (Dn 2,4; 5,14). Te same zasady ukazują fakty w Nowym Testamencie, jak np. historia Jannesa i Jambresa (2 Tym 3,8), wróżbiarki z Filippi (Dz 16,16nn) czy egzorcystów żydowskich z Efezu (Dz 19,13-20). Zwycięską dla chrześcijaństwa "konfrontację mocy" widać szczególnie, gdy Szymon Mag zwraca się z poczuciem niższości do Piotra (Dz 8,9-24, a Mag Elimas jest zmuszony do milczenia przez Pawła (Dz 13,6-11).

Tekst opracowany na podstawie:
Encyklopedii zagrożeń duchowych
Ilustracja zapożyczona z oferty tolle.pl
książka "Magia kultury"

środa, 27 lipca 2011

Wpis antymagiczny

Pewnie zabrzmi to staroświecko, ale przecież mam już parę wiosen za sobą. Jestem wychowany, jeżeli chodzi o tematykę magii, na bajce o Jasiu i Małgosi. Dla mnie magią parają się czarownice (i czarodzieje), a czarodziejki zupełnie inną dziedziną wpływu na innych. Nie wiem co myślą czytelnicy o magii, ale wydaje mi się, że są przekonani, tak ja staroświecki, że magia służy do wpływania na innych. Magia wykorzystywana jest do manipulowania decyzjami, poglądami, przekonaniami itp., ma wpłynąć na podświadomość. Często pozostajemy bezbronni wobec działań magicznych skierowanych w naszym kierunku, a żeby dobrze zobrazować oddziaływanie magiczne, wystarczy napisać, że magia ma wpłynąć na naszą wolę. Magia ma za zadanie zniewolić człowieka. Co ciekawe, tak samo maga, czyli człowieka, który posługuje się magią, jak i człowieka, na którego ów mag próbuje wpłynąć. Bezbronni pozostają ludzie, którzy nie zdają sobie z tego sprawy lub dla jakichś, znanych tylko sobie, interesów, wypierają to ze swojej świadomości.

W dzisiejszym świecie, zapewne, nadal się czyta dzieciom bajkę o Jasiu i Małgosi. Ale mało ludzi wyobraża sobie świat bez Harrego Pottera. Tak jakby nie było alternatywy, jakby nie można było nie przeczytać tej powieści. Tak jakby miało to wpływ na wizerunek własny, ale i wizerunek w oczach innych ludzi. Tak, jakby życie i świat zależał od lektury Harrego Pottera. Zupełnie jakbyśmy byli bezbronni.

Czasem brakuje nam rozwiązań z niewiedzy. Niektórzy ludzie naprawdę nie wiedzą, że mogą nie przeczytać tej powieści lub nie wiedzą, że można przeczytać coś zupełnie odwrotnego. Części z nich wystarczy tylko pokazać alternatywę, a skorzystają z nowej szansy. Znajdą się jednak tacy, którzy nie skorzystają z nowej oferty, znajdując dla swojej decyzji sensowne dla siebie wyjaśnienie.

Częściej brakuje nam rozwiązań właśnie z własnego wyboru. Na ile to jest wolny wybór widać po argumentacji. Argumentujący często zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że wyjaśnia to w sposób subiektywny, zupełnie obojętny słuchaczom. Czasem wśród słuchaczy będzie ktoś, komu zależy na argumentującym i spróbuje w jakiś sposób wskazać na błędy lub śmieszność argumentów. Najczęściej narazi się tylko na atak. Czasami będzie to osoba, której nie tyle zależy na argumentującym, co na sobie i dlatego podważy owe argumenty. To niemal na pewno prowadzi do chryi. Tak więc skutkiem będzie zawsze czyjaś krzywda.

Wpis zatytułowałem antymagicznym, wzorując się na tytule innej powieści niż Harry Potter. Powieści (antyharry) o Anharze. Harrego Pottera nie przeczytam. Za stary jestem i za dużo czasu musiałbym poświęcić. Anhara i drugiej części o jego synu Alharze pewnie też nie przeczytam. Ale to jeszcze nie znaczy, że muszę pozostawać obojętnym wobec sytuacji jaka ma miejsce. Zwłaszcza, że stałem się orędownikiem wolności osobistej, chwalę się być odkrywcą normalności w tym czasem dziwnym świecie i chciałbym zadbać o otoczenie, w którym przyszło mi żyć.






 













sobota, 16 lipca 2011

Sens z Beatą Pawlikowską

SENS z Beatą Pawlikowską

CZY ŚWIAT NALEŻY DO MĘŻCZYZN - fragment wywiadu

Absolutnie nie zgadzam się z tym, że kobietom żyje się trudniej. Świat należy do ludzi, którzy są mądrzy, konsekwentni, mają w sobie siłę i odwagę, żeby cos zrobić z własnym życiem i ze światem. I nie ma absolutnie znaczenia, czy ktoś jest kobieta czy mężczyzną. 

Kiedyś dorośli ciągle mi powtarzali, że będę szczęśliwa dopiero, kiedy wyjdę za mąż. Wyszłam z domu z przekonaniem, że kobieta jest kimś gorszym niż mężczyzna, że jest narzędziem w jego rękach. Ale z czasem zrozumiałam, że to nieprawda.

Spotykam wielu ludzi w różnych częściach świata, organizuję wyprawy w bardzo trudne miejsca np. do dżungli amazońskiej, na które zabieram zarówno mężczyzn jak i kobiety.

Z mojego doświadczenia wynika, ze nie ma znaczenia czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą, ale ważne jest na ile ma dobry kontakt ze swoimi emocjami, pragnieniami i świadomie przeżywa każdy dzień. Brak zadowolenia z życia, wieczna nieufność, strach, brak poczucia własnej wartości, poczucie klęski i ciągłe rozczarowanie – to wszystko nie ma płci.

Każdy człowiek ma taki sam zestaw narzędzi do radzenia sobie w życiu i tylko od nas samych zależy co z nimi zrobimy. Czy będziemy pielęgnować w sobie strach czy ruszymy w drogę po swoje szczęście?

Wiem to, bo sama kiedyś byłam ofiarą własnej bezradności i nieporadności. Ciągle myślałam: Inni mają lepiej. Jestem gorsza, więc nic dobrego mi się nie przydarzy.

Długo czekałam na kogoś, kto przyjdzie i mnie zbawi i strasznie dużo czasu zmarnowałam na to czekanie.

Na szczęście pewnego dnia stwierdziłam, że logicznie rzecz biorąc biorąc, to kompletnie nie ma sensu, bo nawet jeśli taki ktoś przyjdzie, to będzie musiał wejść do mojej głowy aby poznać wszystkie moje myśli i pragnienia. No i musi mieć czarodziejską różdżkę, aby je wszystko spełnić a to jest niemożliwe.

No więc poszłam krok dalej w mojej racjonalnej analizie i zapytałam, kto w takim razie jest w stanie mnie uszczęśliwić? Odpowiedź była na wyciągnięcie ręki – tylko ja sama.

Polubiłam siebie. Zaprzyjaźniłam się ze sobą. Zaczęłam się sobą opiekować. Wtedy wszystko stało się proste.

Nie trzeba gorączkowo dopytywać innych jak żyć, czekać aż ktoś za nas będzie decydował i przyniesie nam szczęście. Ono przyjdzie samo, ale trzeba wziąć we własne ręce odpowiedzialność za swoje życie. 






SENS - Poradnik Psychologiczny


piątek, 15 lipca 2011

Zrobiony w lolo

Od czasu do czasu mam coś w rodzaju refleksji głębszej niż jakie możliwości powinna posiadać nowa komórka. Nie zastanawiam się nad tym zbyt mocno, bo wymiana dopiero w lutym. Ale nie mam wyłącznika do mózgu i ten stale coś tam rozburcza.

Jakoś tak ujrzałem dłuższy fragment filmu, w którym pokazywali eksperyment na temat ludzkich reakcji. Eksperyment polegał na tym, że chętni dostawali jakąś ankietę do wypełnienia, a potem odpowiadali na pytanie prowadzącego eksperyment, czy człowieka, który wyjaśniał im na czym polega ankieta zatrudniliby w swojej firmie na stanowisku kierowniczym. Prowadzący eksperyment podczas pierwszego kontaktu wypełniał kontrakt, robiąc to w windzie i podawał chętnemu kubek z napojem. Ci co dostali kubek z ciepłą kawą, zatrudniliby tamtego bez wahania. Ci, którzy dostawali kubek z zimną colą i lodem, zdecydowanie odmawiali. Eksperyment miał udowodnić, że ludzi można przed podjęciem decyzji "ugruntować", czyli wpłynąć na ich decyzję.

Zastanawiam się więc, na ile jestem robiony w lolo. Powszechnie wiadomo, że jesteśmy "gruntowani" w supermarketach. Każdy wie, że na stoiskach z mięsem rolują nas, że w mordę dać. Każdy wie, że reklama fałszuje rzeczywistość i jest wyjątkowo sprytnie konstruowana, by działać na podświadomość. Każdy zdaje sobie sprawę, że telewizja kłamie. Większość z nas jednak myśli, że jest ponad to. Ludzie myślą, że reklama na nich nie działa. Ale nie wiedzą, że reklama jest skierowana do dzieci w wieku 7-14 lat. Ma działać na ich podświadomość, bo to one decydują co się kupuje. Dziwne prawda? A na czym polega kłamstwo telewizji? Pomijając to, że każdy reporter kieruje się subiektywnym odbiorem wydarzenia, który do większości by nie przemówił, gdyby to był jedynie obraz, bez dźwięku i komentarza. Pomijając nawet to, że często w telewizji wykonuje się zlecenie, czyli program ma udowodnić konkretną tezę. Zwłaszcza wtedy, kiedy wygląda na obiektywną dyskusję z różnorodnymi zdaniami. Telewizja kłamie, ponieważ stawia siebie jako autorytet w sprawie, a nie jako jedno z narzędzi poznawczych.

Innym momentem, przyznam, że subiektywnym, kiedy zastanawiam się nad tym jak mną sterują, to chodzenie po mieście. Ludzie wydeptują swoje ścieżki, a instytucja odpowiadająca za dany teren, grodzi, buduje fosy i stawia zasieki. Chodniki chodnikami, ale to one mają służyć ludziom, a nie odwrotnie.

Spokojnie, nie są to jedyne myśli w mojej głowie. Mam znacznie lepsze, a większość pociesznych i radosnych. Do myślenia inspiruje mnie życie jakie prowadzę, a nie odwrotnie. Bo gdyby moje myśli miały inspirować moje życie, to skończył bym bardzo kiepsko. I wcale nie dlatego, że mam jakieś dołujące myśli, czy martwe. Działoby się tak dlatego, że nie potrafiłbym wtedy dopiąć się do otaczającej mnie rzeczywistości i cały mój wysiłek musiałby być nakierowany na naginanie rzeczywistości pode mnie. Moje życie polegałoby na jednym wielkim kłamstwie i musiałbym się izolować od prawdy. Rzeczywistość w jakiej się obracam, czyli cała prawda o mnie, byłaby wtedy dla mnie przerażająca. Wtedy nie tylko sam siebie musiałbym okłamywać, ale kochałbym tych, którzy robią mnie w lolo, wykorzystują do swoich interesów, częściej niecnych, niż zacnych i stałbym się ich niewolnikiem.

Wiem o czym piszę, bo kiedyś tak żyłem.

niedziela, 10 lipca 2011

Świadectwo nawrócenia

Życzę cierpliwości, bo wprawdzie jest to świadectwo nawrócenia doktora medycyny w dodatku ciekawie opowiedziane, ale wymaga poświęcenia mu ponad półtora godziny czasu. A więc usiądź wygodnie i...





Playlista na Youtube "Świadectwo Richiego"

A jako, że brałem w tym udział na żywo, nie obeszło się to ze mną obojętnie.
Oto moja opowieść: "Krzew gorejący"

piątek, 8 lipca 2011

Strefa zabobonu

Czym jest zabobon?

Encyklopedia WIEM zapodaje:

Zabobon, wierzenie lub praktyka o charakterze religijnym pozostająca w sprzeczności z powszechnie obowiązującym albo uznawanym w danej społeczności kultem.

Najczęściej jest pozostałością dawnego systemu wierzeń, uważanego za przestarzałe formy magii, przejawy ciemnoty i zacofania (tak traktowano "pogańskie" wierzenia dawnych Słowian po wprowadzeniu w Polsce religii chrześcijańskiej).Nazwa zabobon pochodzi od tzw. bobonienia - niewyraźnego, mrukliwego sposobu wypowiadania słów przez wróżbitów w trakcie obrzędów kultowych.


Osobiście, kiedy używam określenia zabobon, mam na myśli jakieś przekłamanie określonej prawdy lub wiarę w takie przekłamanie. Nie zawsze o charakterze religijnym. Np. środowiska osób uzależnionych często rozpowszechniają "zabobony" na temat leczenia uzależnień. Np. osoby oddane markowym produktom rozpowszechniają "zabobony" nt. tanich sklepów. Takie tam... zabobony...

Zabobony są również synonimem zacofania. I tu też chętnie sobie używam tego określenia. Zwłaszcza na polu duchowości. Np. często można usłyszeć "nie mylić duchowości z religijnością". To z czym mylić? Bez religii duchowość nie ma wyrazu. Duchowość to nie to samo co zachwyt nad krajobrazem, muzyczne doznania, czy dobre samopoczucie w kontakcie z jakąś osobą lub grupą osób. Musimy dodać Boga do tych chwil, inaczej będą one jedynie wyrazem siebie samych. Zachwyt nad krajobrazem pozostanie zachwytem nad krajobrazem. Ale dodając świadomość o Stwórcy tego krajobrazu zbliżamy się do doznań duchowych. Ukonkretniając Jego rolę i dodając wdzięczność, wchodzimy w duchowość. Wyrażając - czynem - wdzięczność, jesteśmy duchowi. Inaczej to tylko zabawa w dojrzałość, podobna papierosowi w wieku nastu lat.

Droga do zabobonów nie jest prosta i oczywista. Jeżeli to obszar religii i wierzeń nie można zapominać kto za tym stoi. Z jednej strony Bóg, czyli objaw pełnej i bezwarunkowej miłości. Z drugiej Jego przeciwnik, ale skrzętnie udający miłość do ludzi, choć nawet ci, którzy jedynie otarli się o wiedzę na ten temat, doskonale zdają sobie sprawę, że tak naprawdę nienawidzi on ludzi i zwodzi na manowce. Drugą jego rolą na tym czasem dziwnym świecie, jest ukrycie swojej obecności. Nie tylko ludzi nienawidzi, ale i ma ich za głupszych, przy czym trzeba jednak przyznać, że jako anioł jest lepiej obeznany w duchowości i ma więcej inteligencji.

Skoro więc się ukrywa, to z czego wynika wiara, że go nie ma? Często podkreślana, że jesteśmy tak rozwinięci, że już nam te zabobony nie są potrzebne. Diabeł to się sprawdzał w średniowieczu, gdy palono czarownice, a nie dzisiaj, gdy się czarownicom oddaje hołdy. To dobry przykład na to, że rzeczywistość została odwrócona. Były czasy, kiedy Bóg był realną rzeczywistością dla ludzi, a okultyzm bujdą. Teraz okultyzm jest realny, a Bóg bujdą. No bo jeżeli nie mamy pełnego rozeznania duchowego, to i Boga znamy jedynie w części. Nie da się czcić w pełni Boga, nie zdając sobie sprawy z pułapek, jakie na tą cześć czyhają.

Odrzucając wiarę w szatana redukujemy swoją duchowość jedynie do przyjemności. Nie tak objawił nam to Jezus Chrystus. Duchowość to również cierpienie. Tak jak w materializmie, raz lepiej, raz gorzej, tak jak ze zdrowiem i tak jak z emocjami, raz przyjemnie, raz trudno, tak i duchowość ma swoje nieprzyjemne oblicze, z którym trzeba sobie radzić. A żeby sobie poradzić z problemem, trzeba go określić, znaleźć źródło i nauczyć się zaradzać, by nie mieć więcej tych samych problemów. Powtarzanie się problemów może być symptomem obsesji. To warto wiedzieć. A obsesja jest jednym z narzędzi szatana.

Uznanie, że wiara w Boga, a zwłaszcza kontakt z nim, może być tylko przyjemny, to stek bzdur, który nazywam zabobonem. Nie darmo Jezus mówił o sobie, że jest światłością świata, ponieważ takiego imienia używał wcześniej szatan. Ujawnił, tym samym, prawdę. Jezusa można rozumieć: jestem JA i jest zwodziciel, który udaje takiego jakim JA jestem. Co za tym idzie, pouczył nas: uważaj i nie daj się zrobić w trąbę. Swego czasu zrozumiałem, że kiedy oceniam innych ludzi, tak naprawdę ujawniam szczegóły o sobie. Powstrzymałem się więc od oceniania. Jednak powodem tego nie było samo zrozumienie tego psychologicznego mechanizmu. Motywowało mnie to, że w chwili wyrażania moich ocen o innych, mogą się przy mnie znaleźć osoby, które świetnie zdają sobie sprawę, co faktycznie robię. Warto więc pamiętać, że cokolwiek mówi się o szatanie, mogą to słyszeć ludzie, którzy świetnie będą sobie zdawać sprawę z jakiego powodu to mówimy. A jeżeli znajdujemy się w gronie osób, które dają się robić w trąbę, to dlaczego mamy potem wymagać traktowania nas poważnie? Chyba tylko jako poważne zagrożenie.

Przyjrzyjmy się osobom uzależnionym. Takie osoby są poddane mechanizmom, które stale karzą im karmić swoje uzależnienie. Nic innego się w ich życiu nie liczy. To wręcz religijne doświadczenie. Pewnie dlatego w duchowości tkwi prawdziwe lekarstwo na uzależnienia, a i samo uzależnienie jest wynikiem "przetrącenia duchowego". Nie znaczy to jeszcze, że uzależnionych nie stać na inne działania. Ale motorem tych działań jest spełnienie w uzależnieniu. Wielcy artyści pozostaną wielkimi artystami, bo nie uzależnienie stanowi o ich wielkości, tylko dzieła, których są autorami. Podobnie biznesmeni i wszyscy inni. Kłopot w tym, by uzależniony zidentyfikował się ze swoim uzależnieniem i podjął właściwe leczenie. Jednym z zabobonów w jakie wierzą uzależnieni, że kiedy się przyznają, będą stygmatyzowani. Tymczasem, gdybym ja dzisiaj wyszedł na ulicę i wszystkim mówił, że jestem alkoholikiem, zamknęli by mnie w końcu do czubków - przy pełnym szacunku do chorób psychicznych. A przecież jestem.

Pijąc alkohol miałem wrażenie dobrostanu. O to właśnie chodzi przy piciu alkoholu. W pewnym jednak momencie, sam nie wiem którym, dobrostan w moim życiu był uzależniony od spożywania alkoholu. I mogli mówić co chcieli. Wskazywać skutki mojego picia i robić co tylko się da, bym spojrzał na coś trzeźwo. Wierzyłem absolutnie w to, że kiedy się napiję jest dobrostan. Kiedy spadało mi stężenie alkoholu w organizmie zaczynał się koszmar. Nie mogłem już żyć inaczej. W końcu jednak, siłami zewnętrznymi, zostałem wyrwany z tego obłędnego koła. Chociaż byli przy tym ludzie, zdawałem sobie sprawę, że stały za tym jakieś Siły Większe. Ci ludzie tylko je reprezentowali. Była to zarówno konkretna wiedza na temat uzależnienia, jego mechanizmów i przeciwdziałania im, bym umiał sobie już radzić. Ale było to również jakaś moc nadprzyrodzona. Realne dotknięcie palcem Bożym. Niczym sobie nie zasłużyłem na taką troskę, a jednak została mi okazana. Jedyne co mogłem podjąć, to okazanie wdzięczności. Jednak nie polega to na tym, żeby lecieć z kwiatkami do terapeutek. Ani jakieś klękanie przed czymś, czego nie potrafię pojąć. Musiałem się nauczyć kto to jest Bóg i jak wyrażać swoją duchowość, by nie popaść w kłopoty powodowane grzechem zaniedbania.

Nie chciałem się tutaj niczym chwalić, a jedynie zobrazować mój punkt widzenia. Po prostu zdaje sobie sprawę, że ludzie potrzebują jakiegoś wstrząsu, najlepiej natury duchowej, by chcieć poznać prawdę i oddać się jej w pełni swoich władz. Dla mnie to był alkoholizm, dla innych są inne wydarzenia, ale zawsze muszą mieć one naturę bardzo osobistą, wręcz intymną. Taką, gdzie jest tylko Bóg i ja. Nie ma krajobrazów, muzyki, czy innych źródeł doznań. To jest moment, gdzie nie ma dwóch rozwiązań. Właściwie zawsze jest wiele rozwiązań, ale konsekwencje każdego innego są znane. Nie jest znane tylko to jedno, które jest jednocześnie jedynym, z którego można skorzystać. Pierwsze doznanie prawdziwej wiary, ponieważ nie wiadomo co będzie i trzeba zaufać. Jeżeli ktoś myśli, że to jest łatwe, to jeszcze tego nie przeżył. A jeżeli nie przeżył, to śmiem twierdzić, że wciąż stawia warunki Bogu.

Stawiając warunki Bogu, nie tylko wyrazicielowi bezwarunkowej miłości, ale i wszelkiej mocy, musimy mieć kogoś kto podpowiada. Adam i Ewa nie zgrzeszyli, bo mieli taki pomysł. Ktoś im go podsunął. Wszelkie podpowiedzi to są właśnie zabobony, a ten kto podpowiada nie robi tego z miłości do człowieka.

wtorek, 5 lipca 2011

Strajki na kolei, ale w ogóle działalność związków zawodowych

Dzisiaj, z kolei, usłyszałem ciekawy komentarz do strajków na kolei. Z ust imć szacownego pana posła Pawła Olszewskiego padły arcyciekawe słowa komentarza do strajków jakie tym razem wyszykowali kolejarze.

Radość rozpiera jak to młody poseł, a młody jest i posłem jest i mówić może co chce, mówi co chce. Nie zawsze w tym kraju tak było i z pewnością wiele w domu i/lub starszych kolegów w partii, może się o tym dowiedzieć, jak to było. Zapewne, również, zdaje sobie sprawę, że właśnie dzięki temu, że robotnicy wszelkiej maści i zawodów, wtrącając się do polityki, pod egidą związków zawodowych, wywalczyli mu takie możliwości z jakich teraz korzysta. Na ufoludka nie wygląda, więc na pewno o tym wie. Dola kolejarzy i innych zawodów, rozstrzyga się przy politycznych biurkach, więc, robotnicy wtrącają się do polityki i będą tak robić, dopóki politycy nie pozwolą, by dola robotników rozstrzygała się przy biurkach ich pracodawców, właścicieli ich miejsc pracy. To też pan poseł wie. Wtedy strajki nie byłyby polityczne. Tylko co by taki poseł miał wtedy do roboty?

poniedziałek, 4 lipca 2011

Zdaniem Prezydenta Rzeczpospolitej

Dziś rano na kanale TVP.INFO usłyszałem z ust naszego Prezydenta, że osoby, które chcą zmienić prawo związane z aborcją, tzw. kompromis, robią to dlatego, że chcą zaistnieć w jakimś środowisku.

Doskonale rozumiem, że w swojej osobie, pan Komorowski i jego środowisko polityczne uważają funkcję Prezydenta RP za rodzaj rozmarzonego strażnika z odkurzaczem w ręku dla dbania o żyrandole, ale ja mam na ten temat inne zdanie. Poza tym czuję się dotknięty insynuacją, że złożyłem podpis zgodny z moim poglądem na temat aborcji w celu "zaistnienia".

Najwyraźniej mam również odmienne zdanie na temat własnej obecności w świecie. Ja istnieję i nie potrzebuję do tego "środowisk". Są sytuacje w moim życiu, gdzie muszę wykazać się tolerancją, ale to jeszcze nie znaczy, że mam akceptować wszystko, zwłaszcza to, co godzi bezpośrednio we mnie.