Wszyscy, ale i każdy człowiek, jesteśmy wewnętrznie przekonani o końcu świata. Do wyrażenia obaw przed końcem świata, niektórym służy ich światopogląd, innym emocje, ale nikt nie pozostaje od tych obaw wolny, ponieważ dotyczą każdego. O co więc chodzi, jeżeli nie chodzi o biznes?
Każdy otarł się o jakieś objawienia, proroctwa, czy inne apokaliptyczne zulu gula. Nostradamusy, Malachiasze, więksi i mniejsi guru furu, bardziej i mniej lokalni, teorie astronomiczne i różne takie źródła, twierdzące, że to jest już blisko. Zauważmy własną reakcję wobec teorii twierdzącej, że za pięć miliardów lat, nasze życiodajne Słońce, wybuchnie i spali po kolei Merkurego, Wenus i w końcu Ziemię. Na tym miałoby się nie skończyć, ale kto to zobaczy? Czy ktoś pozostaje wolny od odrobiny lęku wywołanego taką opowieścią o przyszłości? Na pewno nie, a świat, według tych samych teorii astronomicznych istnieje krócej niż pięć miliardów lat.
Lęk to bardzo nośny podkład. Obecnie rządzący polegają na naszym lęku, a nie na własnej sile, cokolwiek na ten temat twierdzą. Wielu ludzi uważa, że Bóg został stworzony przez ludzi ze strachu przed rzeczywistością. Pewnie jest wiele takich bożków. Większość jednak wynika z kontaktów z duchowością, tak samo realnym obszarem rzeczywistości jak nasza fizyczność. Duchowość, podobnie jak nasz fizyczny aspekt, ale i ten emocjonalno-uczuciowy, możemy wykorzystać w sposób dobry jak i szkodliwy. Duchowość jest prosta, dzieli na dwie strony. Z jednej jest miłość prawdziwa, z drugiej miłość udawana. Udając, szkodzimy. Żyjąc prawdziwie, czynimy dobro. Tak jak uczciwość ma znaczenie w sferze emocjonalno-uczuciowej. I tak jak zdrowie w fizycznej. Albo jesteśmy w dobrej kondycji, albo udajemy. Albo jesteśmy uczciwi, albo nie i nie ma trzeciej możliwości.
Tak więc na lęku bazują wszelacy guru furu, ale przecież i zacni założyciele religii i odłamów apokaliptycznych, nawołujących do, co raz, ponownego regulowania zegarków. Ci, którzy nie chcą mieć wiele wspólnego z religiami wchodzą w jakieś nowe określenia, typu New Age, neoanimizm, ezoteryzm i okultyzm. Najczęściej w odmiennym stanie świadomości, który nie pozwala trzeźwo określić rzeczywistości, ale co z tego. Fajnie jest. Muzyka medytacyjna, relaksacje, kolorowe obrazki, ciekawe stroje, chodzenie po ogniu, talizmany, amulety, grzechotki i bębenki, cała gama gadżetów. A ile książek!
Tylko co ja się czepiam, skoro w Kościele katolickim są objawienia maryjne. Tu też mowa o mrocznej wizji przyszłości. W La Salette karą za grzechy miały być gnijące ziemniaki i głód w wiosce. W Siekierkach z powodu grzeszności mają gwiazdy spadać, słońce się zaćmi, a ziemia rozstąpi i będą przepaście. Normalnie jak na wojnie. A w Japońskim Akita ogień spadnie z nieba. Normalnie jak w Hiroszimie i Nagasaki. W afrykańskim Kibeho, gdzie w momencie objawień narastał krwawy konflikt pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi dziewczęta widziały rzeki pełne krwi, mordujących się wzajemnie ludzi, porozrzucane, zmasakrowane ciała i wiele innych wstrząsających obrazów.
Co jest charakterystyczne w tych objawieniach? Najważniejsze są nie tyle obrazy zagłady, gdzie Łaska buduje na naturze, ale przesłanie o nawrócenie. Czyli, inaczej pisząc, chodzi o powrót do zdrowego rozsądku. Dzieje się źle, bo czyni się zło. Jeżeli zaczniecie czynić dobro, zacznie być dobrze i wszystko wróci do normy. No i tutaj wchodzi symbolika owego nawrócenia, jakieś święte obrazy, specjalne modlitwy i modlitewniki, a ile książek ;-) Jest jednak zasadnicza różnica. Pomijam już, że prawdziwy Bóg, czyli nie ten, którego wymyślili ludzie ze strachu, ale Ten, który wymyślił ludzi z miłości, zawsze zostawia możliwość, żeby katastrofa nie miała miejsca. Daje ludziom wybór. Nie tylko ostrzega przed konsekwencjami własnego postępowania, wskazuje na te właśnie działania, prowadzące do złego efektu, ale się nie wtrąca. Będzie jak uznacie. Ludzie to prawdziwe wyzwanie dla Boga.
Tak więc mamy dwa stany. Jeden determinowany obawami o przyszłość, drugi zdrowym rozsądkiem. Na którym robi się lepszy biznes, chyba nie muszę wyjaśniać, to zbyt oczywiste.
A my, bardziej lub mniej szarzy deptacze chodników, dokonujemy własnego wyboru, bo prawdziwy Bóg się nie wtrąca. W końcu to nasz osobisty interes w jakim stanie ducha żyjemy. To życie to rodzaj oczekiwania. Jedni z nas będą oczekiwać strasznej burzy i trzęsienia ziemi, początku udręki, a inni powrotu Chrystusa i końca udręki.
toplista stron o
Ile razy już świat był skazany na zagładę? Ile razy miał być koniec świata? Nie ma czegoś takiego jak koniec świata.
OdpowiedzUsuńPolecam tą stronę
http://laitman.pl/ile-razy-swiat-%E2%80%9Eumarl%E2%80%9D/
Z tekstu dr. Laitmana można wyciągnąć wniosek, że Papież milenijny w 1000 roku nie był zbyt prawym katolikiem, rozganiając prawych katolików do roboty i dbania o byt rodzin. A może to było (i jest) tak, że katolicy to raczej ludzie dbający o byt rodziny i pracowity, kierujący się wskazówkami (współczesnych sobie) Papieży.
UsuńChrześcijański światopogląd uznaje, że świat nie ulegnie zagładzie, tylko zostanie uratowany dzięki woli Boga. Nie rozumiem po co miałbym odwoływać się do Kabały, będąc chroniony Opatrznością Bożą?
W swoim tekście odwołuję się do zdrowego rozsądku i uczciwości wobec siebie. Trudnych filarów dobrego życia. Nie trudno dostrzec, że są to wartości chrześcijańskie. I to właśnie z uczciwego stawiania spraw i zdroworosądkowego podejścia nie zmienię światopoglądu, chyba, że go pogłębię.