Nigdy nie byłem na Krakowskim Przedmieściu w celach innych jak przejść, idąc z jakiegoś stąd, do tamtąd. Na pewno nie było mnie tam w ostatnim roku czasu. Czytałem różne opowieści i patrzyłem co pokazuje telewizja o tym, co tam się działo. Niestety, niecałe dziewięć lat temu odzyskałem zaufanie do własnego rozumu i nabrałem odwagi do czerpania z własnej mądrości życiowej. Przeżyłem na tym świecie tyle lat, by już go całkiem nieźle rozumieć. Widzieć co chce przekazać opowiadający i domyśleć się, co chce pokazać telewizja.
Jak czytam artykuł szacownego imć p. Tomasza Terlikowskiego "Spór racji, którego nie było", widzę (bardziej więcej niż mniej) to co sam już wcześniej wywnioskowałem. Jak oglądałem TVP INFO i Fakty w TVNenie i TVN24, włączały mi się ino hamulce i jakieś światła ostrzeżenia. Przy czym muszę przyznać, że generalizowanie, tutaj, jest nierzetelne i z pewnością dla niektórych redaktorów krzywdzące. Przepraszam za to, ale przecież nie pisze pracy doktorskiej, tylko dzielę się własnymi odczuciami i obserwacjami. I mam zamiar pozostać subiektywnym. Ale podkreślę, że mam alergię na manipulacje.
Otóż czytałem, tu i tam, i wiele, o elektoracie PO. Jednak, chodząc chodnikami mego miasta. Chodząc chodnikami niejednego miasta. Miałem zupełnie inne refleksje. Młodych, wykształconych, mieszkańców miast raczej słabo znam. Widziałem tylko moje środowisko, moje roczniki. Tutaj elektorat PO wyglądał raczej niezbyt chlubnie. Nie była to klasa ludzi o wysokim intelekcie lub wykorzystująca go w niewielkim stopniu. Chyba, że ktoś miał interes w tym, by być za PO. To nie musi od razu być coś na miarę tego co chronią "zbycho i miro". Jednak miało to coś wspólnego z poszukiwaniem winy za własne życie, jego komfort, gdzieś na zewnątrz. Takie prześladowane niewiniątka, na które ktoś się wyjątkowo i specjalnie uwziął. Istotną rolę odgrywa tu postawa uczciwości wobec samego siebie. Ale rzecz jasna, wierzę i ufam, że w gronie elektoratu i partyjnych PO, są ludzie uczciwi i jak najbardziej dobrej woli. Wszyscy, to jeszcze nie każdy.
W moich obserwacjach utwierdzały mnie takie pokazówki jak publiczne picie wódki dla udowodnienia, że ś.p. Lech Kaczyński i Prezydent RP, pije ponad miarę. Albo uznanie powieści p. Browna za prawdziwy opis rzeczywistości religijnej w wywiadzie opublikowanych w bardzo poczytnym dzienniku.
Zastanawiałem się w jakim musiałbym być stanie ducha, ja, gdybym poszedł pomiędzy ludzi, broniących wartości opartych o chrześcijaństwo. Co bym musiał mieć w głowie, gdybym polazł na ten plac przed Pałacem z krzyżem z puszek po piwie. Gdybym poszedł tam odlać się na znicze, albo pójść odlać się na znicze na najbliższym cmentarzu, ludziom, którzy akurat je zapalili. Pomijając to jakby mi się za to odpłacili. Co bym musiał mieć w głowie, by pójść na ten plac i wrzucać niedopałki, a od kilku lat nie palę, za kołnierze modlących się, albo chociażby pójść do najbliższego kościoła i tam sobie tak poczynać. A jeśli nie kościoła to jakiegoś miejsca, poza budynkiem, gdzie ludzie przystają pomodlić się chwilę.
Na to wszystko złożyła się obserwacja, że PO bardzo chętnie wychodzi do takich ludzi i korzysta z ich poparcia przy urnach. Wprawdzie odbiera, tym samym, proletariackie poparcie partii, która na lumpenproletariacie polega, ale to ich rozgrywka. Moje sympatie polityczne na obecnej scenie politycznej dotyczą trzeciej i jedynej, dla mnie, na ten czas akceptowalnej sile, choć nie jest ona szczytem moich marzeń. Jednak widzę, że ma trwałe i stałe poparcie ludzi, wśród których, wywodzi się zdecydowana większość moich wzorców życiowych. Dlatego uznaję, że się nie mylę.
Podeptałem już wiele chodników. Niektóre miejsca zmieniły się nie do poznania, a jestem z narodowości poznania, jednak nie rapuję. Miejsce, w którym mieszkam, wskazuje, że jestem z całej Polski, konkretnie. Obserwuję z tej perspektywy kraj, w którym najważniejsze jest jedno zdanie, jednego polityka, mimo, że właśnie ukazały się dwa duże jego wywiady w tygodnikach, w których raczej można było się spodziewać, że wywiadów nie będzie. A może właśnie dlatego. Jedno zdanie, którym podsumowują, ci, którym na tym zależy, spory raport o naszej wspólnej rzeczywistości. Dla mnie ta rzeczywistość ma większe znaczenie niż zdanie o polskości Ślązaków, bo ja będąc, konkretnie, z całej Polski, ze Śląska nie mogę być.
Poza tym, gdybym znalazł się w okresie ostatniego roku czasu na Krakowskim Przedmieściu, na pewno, pomodliłbym się wraz z innymi Polakami - z całej, konkretnie, Polski, ale i z Polonii zagranicznych - i nie Polakami, którzy by się tam ewentualnie znaleźli i mieli taką wolę, dla podkreślania Tradycji, w której zostałem wychowany, również dla której zostałem wychowany. Pomodliłbym się, bo szanuję zmarłych, szanuję szanujących zmarłych i szanuję ludzi, którzy giną w mojej sprawie. Takich nawet więcej niż szanuję, jestem im winien okazanie wdzięczności. Tak jestem wychowany i jestem z siebie dumny, że potrafię temu sprostać.
Nie szanuję ludzi, którzy nie szanują moich wartości i uważam, że sobie na to zasłużyli swoją własną postawą. Czyli, że niewiele to ma wspólnego z moją postawą wobec nich, ale wiele ma wspólnego z ich postawą wobec mnie. Brak szacunku nie musi od razu oznaczać, że to okazuję, ale też, że ukrywam. Zwyczajnie, jak mi z kimś nie po drodze, to nie zmieniam mojej, by mu dokuczać, w ten, czy innych sposób. Podążam do swoich celów, a komu te cele nie przyświecają chodzi własnymi drogami i raczej się nie spotykamy. Może się zdarzyć jakieś skrzyżowanie naszych dróg, ale nie oznacza to jeszcze obowiązku poświęcania sobie czasu. Sam nie szukam zwady, nie zmieniam swoich dróg tylko po to by komuś powiedzieć, że chodzi nie właściwymi. Wcale nie uważam, że moje są te właściwe. Jak u innych, moje drogi, to zaledwie ścieżki poszukiwań, lepszych lub gorszych efektów, ale nigdy jeszcze osiągnięty cel nie okazał się metą. Jednak zdarzają mi się zwady. To właśnie wtedy, kiedyś ktoś włazi mi pod nogi. Taki ktoś albo nie ma własnej drogi, albo chce pokazać, że ma lepszą. Asertywnie, czyli na poziomie łazęgi, daję znać, co może. Czasem uda się przekazać też co robi, ale to raczej rzadkość. Oczywiście doskonały nie jestem, bo to oznaczałoby bałwochwalstwo, ale czyż świat nie byłby piękny, gdybyśmy wszyscy tak potrafili?
Jak widzę z perspektywy zwykłego deptacza chodników, doskonały świat jest niemożliwy. Nie tylko dlatego, że my ludzie i każdy z nas z osobna, nie możemy być doskonali, ale przede wszystkim dlatego, że komuś na tym szczególnie zależy. Politycy chętnie to wykorzystują, jak widać na załączonym obrazku. Nie dotyczy to tylko Polski, ale żyję, konkretnie, w Polsce. Nie tylko politycy mają interes w tym, byśmy raczej korzystali z własnej niedoskonałości, niż dążyli do niej. Pomimo, że doskonałość jest dla nas nie osiągalna, to kierunek jest właściwy, warto się doskonalić w wyznawanych wartościach. Życie weryfikuje te wartości samo z siebie, wskazując, które są odpowiednie i kiedy. Ludziom nieodpowiedzialnym, gloryfikacja nieodpowiedzialności będzie w smak, dopóki ich ta własna nieodpowiedzialność nie upokorzy. A odpowiedzialni zawsze wygrają. Takie jest prawo i taka natura, rzeczywistości otaczającej deptane przeze mnie chodniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz