To zaskakujące jak bardzo zależy nam na końcu świata. Jednak mocno podejrzewam, że chodzi jedynie o to, że wreszcie by się to wszystko skończyło. Co wszystko? To wszystko co sami sobie zgotowaliśmy.
Moje podejrzenia uzasadniam tym, że mało kto wspomina co będzie potem. Tak jakby nikt nie zauważył, że koniec staje się początkiem czegoś nowego. Zwyczajowo to nowe ma mocniejszy wyraz wcześniejszego.
Oczywiście są ludzie nieodpowiedzialni i ci nawet nie widzą, że trudności jakie ich napotykają mają źródło we własnych decyzjach. Np. nieodpowiedzialny ojciec i mąż, który odchodzi od rodziny. Nie wiem dokładnie jakie jest przełożenie, ale spora grupa z nich ma sądownie orzeczone alimenty. Czasem to się opłaca finansowo, czasem to konieczność formalna dla dalszych ustaleń biurokratycznych, wiem o tym, znam zaskakująco dużo "alimenciarzy". Jednak zdarzają się wśród nich, którzy uznają alimenty za karę nałożoną na ich wolność osobistą. To właśnie objaw nieodpowiedzialności, który potrzebny mi jest do zobrazowania jej samej. To ludzie, bo również kobiety, którzy nie dorośli do przyznania, że ich decyzje mają wpływ na otoczenie. Pozostają na etapie "czerwony lizak, a nie żółty" i nie ma opcji na żadnego lizaka. Nie ma znaczenia co to za sobą niesie.
Wyobrażam to sobie, bo nie przeżyłem, jedynie obserwuję, że dziecko się nie liczy. Nie liczą się jego potrzeby, a już na pewno nie liczą się zachcianki. Większe dziecko jest silniejsze, więc ma pierwszeństwo. Nie ma znaczenia rodzic, który został z dzieckiem. Osoba skazana decyzją nieodpowiedzialnego partnera, czy partnerki, na samotne wychowanie ich wspólnego dziecka. Nie wiem jak to sobie wyobraża "poprawność polityczna", ale to jest odebranie możliwości tej osobie wyboru, a nawet możliwości rozwoju, który na pewno zostaje spowolniony. Tylko dlatego, że na tamtego nie można liczyć. I pewnie, że widziały gały co brały, ale gdybyśmy tak mieli usprawiedliwiać swoje błędy, to dzieło Chrystusa nie miałoby racji bytu. Dla nieodpowiedzialnych idea reinkarnacji jest tu wprost idealna.
Taki "alimenciarz" zdecydowanie twierdzi, że sąd legalizując i obnażając jego nieodpowiedzialność robi mu krzywdę. Zresztą każdy kto chce mu przekazać, czy pokazać, prawdę, stanie się krzywdzącym lub przynajmniej kimś gorszym. Nikt z nas nie jest doskonały, jesteśmy tylko ludźmi, więc nawet nieodpowiedzialność będzie niedoskonała u takiego zwykłego człowieka, często nawet nieuduchowionego. Będzie miał w swoim dorobku rzeczy i sytuacje, którymi inni też chcieliby się pochwalić. Te rzeczy będą jego sztandarem. Tu warto zwrócić uwagę, jak rozmawiamy z ludźmi, którzy ciągle opowiadają kilka tych samych, zacnych, historii i zawsze tak samo, to mogą to być własnie tacy wyznawcy końca świata dla samego końca. Nie chodzi mi przecież o "alimenciarzy" tylko nieodpowiedzialnych ludzi. Nawet wśród płacących alimenty to margines. Nieodpowiedzialni żyją w zakłamaniu i fałszu i tylko to mają do zaoferowania "bo nie możesz podzielić się czymś czego sam nie posiadasz". Choć jak już wspomniałem są sprawy, którymi mogą innych zauroczyć przy pierwszym kontakcie.
Jeszcze dodam, że taki nieodpowiedzialny alimenciarz będzie bronił starych warunków płacenia i sum, nie zważając na zmiany ekonomiczne i socjalno-bytowe swojego, przecież, dziecka i osoby, która podjęła jego rolę wychowawczą. Dajmy na to, że gdy lizaki kosztują 40gr. alimenty oszacowane zostają na 800zł., to jeśli lizaki podrożeją lub odległość do sklepu się zwiększy i koszty podniosą, nie będzie miało dla niego znaczenia. Zwłaszcza, jeśli gdziekolwiek, nawet z przypadku, zobaczy lizaka za 40gr. A już wzrastające wymogi samego dziecka, z powodu wyrabiającego się gustu nie maja najmniejszego znaczenia. Porzucony przez nieodpowiedzialnego rodzica dzieciak ma jeść najgorsze lizaki. Pominę wyrastanie z lizaków.
Czyli co myśli nieodpowiedzialny i nieświadomy co się dzieje człowiek? Życie nie może się zmieniać, ma pozostać nieruchome i niedynamiczne, nierozwojowe, ma być stagnacja, żadnych zmian i emocji, cisza. Krótko pisząc, im bardziej nieodpowiedzialny tym bardziej kontroluje, bardziej się wtrynia i przeszkadza. Stawia siebie na piedestale i nawet Bóg musi spełniać role drugoplanowe, a jeśli nie to wystarczy ogłosić Jego nieistnienie. Współczuję ateistom z przekonania. Jednak przyznam, że wśród wierzących też jest masa przypadków oderwanych od rozsądku.
U nieodpowiedzialnych, trzeba i o tym wspomnieć, im większa świadomość co się dzieje, tym większe poczucie krzywdy. Świadomość u takich osób objawia się widzeniem jak to inni niczym innym się nie zajmują, jak knuciem przeciwko nieodpowiedzialnemu. Wiadomo przecież, że szują jest rodzic pozostający z dzieckiem i skarżącym o alimenty tego, który ich porzucił. To oni mają coś nie w porządku z emocjami, bo kierują się nieufnością i poczuciem krzywdy. Co więcej, czynią zamach na wolność osobistą człowieka, który ma prawo do swojego życia i samodecydowania. Zachowuje się niczym matka, która zabija dziecko w swoim łonie, nie liczy się z konsekwencjami dla niego, nie traktując go jako równie wolnej istoty. Taką matkę krzywdzą ci, którzy chcą uleczyć jej nawracające depresje i niskie poczucie własnej wartości. Podobnie zachowuje się alkoholik, który uznaje, że terapia jest praniem mózgu, a z nim przecież jest wszystko w porządku. To inni się czepiają i to ci inni nie dają sobie rady.
Tacy właśnie ludzie wydają się być idealnymi wyznawcami końca świata dla ulgi. Wreszcie to wszystko przeminie, bo życie to koszmar. A Ci co faktycznie oczekują końca świata z utęsknieniem z powodu wyzwolenia jakie jest po nim obiecane, uznawani są za nieszczęśliwych ciemnogrodzian. Różnica polega właśnie na tym, że tym, którym koniec świata jawi się jak bożek przynoszący ulgę mają życie trudniejsze.
.