niedziela, 19 grudnia 2010

Olejna wpadka

Swoje konto na facebooku traktuję, między innymi, jako źródło informacji gdzie można przeczytać coś ciekawszego w sieci. Jako że na facebooku trochę sobie politykuję, trochę kręcę biznesu, trochę obserwuję, bawię się i filozofuję, to i w takim obszarze szukam informacji.

Dzisiaj przykuło moją uwagę zdjęcie "Stokrotki" i tytuł tekstu obok "Dziady". Zapowiadało się ciekawie. Kliknąłem w aktywny link i czytam. Pierwsze wrażenia krążyły gdzieś między: "to wcale nie jest ciekawe", "znowu jakieś pierdoły". Ale akurat dziś przypomniałem sobie - w ramach komentarza pod linkiem, jaki zamieściłem osobiście wczoraj wieczorem, dotyczącym Raportu o stanie Kościoła, gdzie ktoś napisał w ramach krytyki KK o o. Rydzyku - o prostej prawdzie dotyczącej demokracji w Polsce, wypowiedzianej już nie pamiętam przez kogo, pierwszy raz. Gdyby w Polsce była demokracja, takie radio byłoby w każdym mieście. Tak mniej więcej brzmiało to zdanie i taki właśnie miało wyraz.

Artykuł spod linka, w który kliknąłem, brzmiał świętym oburzeniem na obronę tego co w ogóle robi o. Rydzyk. Tekst pisany mniej więcej na poziomie znawcy tego jak Kościół traktuje tych, którzy Mu się sprzeniewierzają, bo czytał "Kod Leonardo da Vinci". Jednak krótki to i zdążyłem doczytać do końca. Nie było tam nazwiska, więc wróciłem na górę, by się przyjrzeć. Udało mi się jeszcze pomyśleć, czy ta GW aż tak już dziadzieje? I ku mojemu najśmielszemu zaskoczeniu ukazało mi się nazwisko autorki: Monika Olejnik.

Oto artykuł: "Dziady" i wdzięczne foto, na którym zapewne korzysta z telefonu firmy pana "Gromadzimy, nie śledzimy", o co potem miała tyle żalu.

Ale wrócę do tej demokracji i jej wyrazu.

Demokrację można opisać pewnym powiedzeniem "rób swoje i nie przeszkadzaj innym". W każdym razie ja tak ją rozumiem. Każdy z nas ma swoje cele i próbuje je osiągać na swój sposób, byleby nie wchodzić w paradę innym. Oni też chcą się realizować w tym, co jest dla nich ważne.

Pamiętam czasy demokracji ludowej. Cokolwiek o niej mówiono, istniał w niej nurt, którym wszyscy mieli się poruszać, cele były wyznaczone przez "przywódców", a każdy odstępca był traktowany tak, jak owym przywódcom wydawało się należy potraktować odstępcę.

Przyszedł czas, że odstępcom nadarzyła się okazja zmienić bieg tej rzeki. A właściwie ją wyłączyć i przywrócić, czy nadać, bieg rzeczy tak, jak każdy sobie życzy, byle w granicach prawa i osobistych. A jednak nadal jest jakiś słuszny nurt, od którego odstępcy są napiętnowani. Jedną siłą, która to napędza, jest interes polityczny. Drugą osobiste niedojrzałości. Jedni dają się sterować i głośno napiętnują myślących i realizujących się inaczej. Drudzy, w poczuciu własnej frustracji, że komuś się udaje, a jemu nie, wytaczają własne zarzuty, choć bywają wśród nich inspirowane pierwszą siłą, pełne żalu i użalania się nad sobą.

Rzecz jasna zdesperowany frustrat, użalający się nad sobą, nie wie, że tak to robi. Bo jakby wiedział, to nie tylko, że jest niedojrzałym człowiekiem, ale jeszcze musiałby być z tego dumny. A to już zakrawa na idiotyzm. Idioci, rzecz jasna, tez mają swoją opowieść i miejsce w tym czasem dziwnym świecie, ale jest to miejsce i opowieść określone i dawno zdefiniowane. Nawet jeśli możliwości idioty są takie, że może zaistnieć w przestrzeni publicznej, to i tak idiota, idiotą pozostanie.

Co jednak z tymi, który są zagubieni? Moim zdaniem, należy ich traktować podobnie jak uzależnionych. Psuć komfort obracania się we własnej niedojrzałości, staje konfrontując z efektami własnych działań i niczego nie zakłamywać ani łagodzić przed innymi. Chce po dupie, to ma. Tak długo, aż zrozumie, że sam na siebie sprowadza problemy, a cała ta konfrontacja z rzeczywistością jest tylko tego symptomem. Wokół siebie nie ma żadnych wrogów, tylko przyjaciół, którzy stawiając mu pewne wymogi, próbują pomóc dojrzeć.

A co z tymi, którzy bezinteresownie wspierają czyjś polityczny interes. Nic, tych należy zostawić samych sobie. Niech lezą, a jak wlezą, nie trzeba ich słuchać. Niech idą po pomoc do tych, których tak radośnie wspierali. Interesowność jest wpisana w nasze słabości i jak najbardziej możemy jej ulec. Ale jeśli popełniamy przy tym poważniejsze błędy, nie wystarczy się zreflektować, potrzebne będzie zadośćuczynienie. To nic przyjemnego, ale jest konieczne. Paradoksalnie, wcale nie dla pokrzywdzonych, bo ci już dawno, prawdopodobnie, sobie z tym poradzili i żyją sobie jak chcą. Zadośćuczynienie jest potrzebne zadośćuczyniającemu, bo uwalnia od zależności, poczucia winy i wszelkich z tego płynących frustracji. Chroni przed kolejnymi błędami.

Dla kogoś, kto prawdziwie szanuje demokrację i wolność osobistą oraz innych, z niej płynącą, niczym dziwnym, ani tym bardziej budzącym strach, nie będzie powiedzenie, że gdyby była u nas demokracja, takie radio (jak Radio Maryja) byłoby w każdym mieście. Co tam powiedzenie, takie radio w jego mieście nie byłoby niczym problematycznym - o ile by nie było stwarzającym problemy innym. Prawdopodobnie byłby tak zajęty swoimi sprawami, że nawet by go nie zauważał, gdyby takie radio było poza jego zainteresowaniem. No, ale jakie społeczeństwo taka demokracja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz