Zmiłuj się Boże nade mną...
Gdybym miał opisać świat i życie, przyrównałbym to do oblodzonego jeziora. Czasem powstaje na lodzie rysa, czasem odrywa się kra. Tak działa grzech. Kiedy grzech jest tak wielki, że lód pęka, odbiera mi możliwość wyboru ponieważ ja jestem tą krą i ta kra to jestem ja. Muszę oddalić się od całości. I nie mam umiejętności powrotu. Staję się bezwolną bryłą lodu oddaną siłom, które przejmują nad nią władzę. Tracę życie.
Choć nie mam takiej możliwości, bo czynniki nie są w mojej władzy, to rysa często się zasklepia, choć ślady pozostają. Wszystko zależy od właściwych warunków pogodowych. Czasem ciepło spowoduje, że rysa się powiększy i zapełni wodą, by zamarznąć. Czasem rysa jest na tyle płytka, że wystarczy zwykły w takich warunkach mróz. Jednak niektóre rysy pozostają i potrafią się powiększać, ponieważ ja raczej podskakuję na swoim kawałku lodu. Dopóki lód skrzypi, a ja jednak uspokajam się przynajmniej na jakiś czas, wszystko jest w całości. Bywa jednak, że nie tylko skaczę po lodzie ryzykując, ale wręcz wbijam topór jakbym chciał odciąć swój kawałek lodu lub nie był świadomy do czego to może doprowadzić.
Kiedy kra się odrywa nie mogę już czuć się bezpieczny. Podskakiwanie może się skończyć kąpielą w zimnych wodach jeziora. Kra i bez tego nie jest stabilna. Muszę być ostrożny i czujny, a życie w napięciu wyczerpuje i zniechęca do siebie. Odchodzi wszelka wola walki o powrót do stałego lodu. To już jest śmierć, choć jeszcze żyję. Na pociechę mogę mieć jedynie kłamstwo, a okłamuję tylko siebie. Przecież ci co pozostali na stałym lodzie wszystko widzą. Mróz nadaje powietrzu idealną przeźroczystość. Za kompanów muszę mieć takich samych jak ja. Świadomych lub nie, tego jak bardzo siebie nienawidzą i gardzą sobą. Wszelka zależność i współdziałanie oparte jest na podstępie i wymaganiach wynikających z braku zaufania. Przecież każdy tutaj, na swoich krach, wie, że jedyną wartość jaką reprezentuje to kłamstwo. A kra topnieje i czasu jest coraz mniej...
Bądź uwielbiony, Panie Boże, za to, że posłałeś na ten świat swojego Syna, Jezusa Chrystusa. Dzięki Jego śmierci i zmartwychwstaniu mogę zawsze mieć nadzieję na odpuszczenie moich grzechów. Proszę Cię o światło Ducha Świętego, abym prawdziwie rozumiał i odczuwał wszystkie swoje grzechy, był gotów je wyznać i doświadczył Twojego miłosierdzia.
Duchu Święty, Ty oświecasz każdego człowieka, proszę Cię dziś o szczególną pomoc: oświeć swoim światłem mój rozum, abym jasno poznał wszystkie moje grzechy, porusz moją wolę, abym szczerze za nie żałował i mógł poprawić swoje postępowanie. Maryjo, Matko moja, mój Aniele Stróżu i wszyscy święci uproście mi potrzebne łaski...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz