wtorek, 29 czerwca 2010

Upierdliwy sąsiad

Mam sąsiada, pijącego, wraca do domu o świcie i budzi wszystkich domofonem, bo dzwoni do nas nie radząc sobie z wbiciem własnego kodu. Chciałem o tym pogadać z sąsiadami, ale teraz nie mogę. Muszę poczekać na wybory prezydenta i dopiero gdy będę wiedział, który wygra, ten, który chce rozmawiać z innymi sąsiadami o sąsiedzie szkodliwym, czy ten, który się na to absolutnie nie zgadza. Wtedy będę wiedział jak postąpić. Znaczy się... albo będę mógł coś zrobić, albo będę musiał zrobić coś... inaczej.

Piszę o tym, chociaż jestem rusofobem. Wychowywałem się osiedle w osiedle z rodzinami wojskowych. Tu gdzie ja, nasi oficerowie, tam Ruscy. Wtedy i później, podczas poznawania historii wspólnych kontaktów na arenie między narodowej, nabawiłem się tej słabości.

Moja pierwsza reakcja była dokładnie taka sama jak u imć (już nie?) hrabiego Komorowskiego. Żadnych rozmów z Moskwą, kurde bele! No ale zara, zara, to już nie te czasy... Dzisiaj z Moskwą rozmawia się inaczej. Dzisiaj to jest dla Polski partner. I tak należy traktować Rosję. Wcale mi nie jest łatwo tak na to patrzeć. A co dopiero Komorowskiemu, który biznesowo ulokowany jest w tamtej, odległej przeszłości. Poczytałem sobie dzisiaj o wizycie w Armenii i ArtWoju. Ciekawe treści. Wiele można zrozumieć, wyciągnąć wniosków.

Rubaszne (za bardzo) ruszanie rękami i wszelka inna gestykulacja, jaką wykazał się kandydat na prezydenta PO podczas debaty ze swoim kontrkandydatem z PiSu, chyba nie pomoże. Prezydent RP nie musi mieć talentów dyrygenckich albo jakichś magicznych - pijar to teraz nazywają ;-) - dla mnie wystarczy, że jest rzeczowy i umie mówić sensownie o swojej robocie. Taki wydaje mi się właściwszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz