czwartek, 24 czerwca 2010

Kogo interesują zmiany w Kościele Katolickim

No kogo?

Najbardziej zainteresowani takimi zmianami są ludzie, którzy z tym kościołem niewiele mają na dzień dzisiejszy wspólnego. Ateiści, a może nie ateiści, raczej osoby, które twierdzą, że są ateistami, a ich ateizm polega nie tyle na innym niż katolicki (czy jakikolwiek religijny) światopoglądzie, ale na negacji zachowań niektórych ludzi utożsamianych jako katolików. Taki ateista nigdy nie nazwie księdza, który dopuścił się przestępstwa pedofilii, przestępcą. Takiego księdza, który okrada swoich parafian nie nazwie złodziejem. Zawsze to opisze tak, że cały kler ma z tym coś wspólnego. Prawdopodobnie kieruje nim lęk o świętokradztwo, który prowadzi go do jeszcze większego zniekształcenia prawdy, przez co pogrąża się w znacznie głębsze świętokradztwo, niż gdyby był rzetelny i miał wolę opisania prawdy. Przecież to stawianie na równi (przykładowego) Jana Pawła II z pedofilami i złodziejami. Nie wiem jak innym, ale dla mnie taki opis sytuacji jest bardzo niewiarygodny. Świadczy o takim "ateiście", a nie o sytuacji w Kościele Katolickim.

Właśnie przeczytałem artykuł Tadeusza Bartosia "Kościół na rozdrożu". Profesor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora, filozof i co najważniejsze, zapewne w jego oczach uprawniające go do krytyki obecnego stanu w Kościele Katolickim, były Dominikanin. Odszedł po 20 latach życia zakonnego. Na pewno bardzo dobrze wykształcony gość, przyznam, nie to co ja...

Reprezentuje on druga grupę osób, która chciałaby zmian w Kościele Katolickim. Pytanie jakie we mnie sie rodzi: po co? Wątpię, że chciałby zmian tam, gdzie go nie ma. Równie dobrze mógłby nawoływać do zmian w systemie leczenia grzybicy kopyt wielbłądów, w północno wschodniej części Sahary.

Piętnaście lat swojego życia spędziłem przy murze oddzielającym mnie od jednostki wojskowej. Jestem synem wysokiego oficera wojskowego (emerytowany podpułkownik). Byłem powołany do służby wojskowej na siedemnaście miesięcy w WOPie. To był akurat czas przemian w Straż Graniczną. Już byłbym emerytem o całkiem ciekawym uposażeniu i jako granicznik, nic nie sugerując, wyposażeniu, żyłbym sobie słodko, bogato i przyjemnie. Czy to upoważnia mnie do krytyki systemu ochrony granic, albo armii w ogóle?

Moim zdaniem musiałbym spełnić pewien ważny warunek. Musiałbym mieć żal, że nie zostałem. Byłoby to, z mojego punktu widzenia, użalanie się nad sobą i niewiele miałoby wspólnego z konstruktywnym oddziaływaniem. Doskonale sobie zdaje sprawę, że co do p. prof. Bartosia mogę się mylić. Tyle razy w życiu się myliłem, że ten jeszcze raz nie ma już żadnego wpływu. Dobrze jednak mi tu pasuje do zobrazowania moich słów.

Od Kościoła Katolickiego odszedłem, jeżeli w ogóle w nim byłem, po komunii. Nie rozmawiałem na jego temat, skoro mnie nie interesował i nie nazbierałem w żyłach cholesterolowych odkładów urazy i uprzedzeń. Wróciłem do niego kilka lat temu, a może dołączyłem. Wynika to z tego, że okoliczności mojego życia pociągnęły mnie w kierunku rozwoju osobistego w dużej mierze opartego na duchowości. W trakcie podchodzenia do tematu z różnych doświadczeń doszedłem do wniosku, że nie potrafię zadać takiego pytania, na które w Kościele Katolickim nie znalazłbym odpowiedzi. Długo już istnieje i pewnie dlatego tak jest. Przewinęło się na jego łonie sporo podobnych mi ludzi, zadających podobne pytania i odkrywających na nie zadowalające odpowiedzi, a ja tylko korzystam z tej skarbnicy. Jestem też absolutnie przekonany, że to wróżbiarstwo, leczenie energiami i inne podobnej natury cuda są zabobonem, a nie chrześcijaństwo.

Najważniejsze co mną kieruje, kiedy się stykam z krytyką Kościoła Katolickiego, to sprawiedliwość. Bo jakoś z napotkanych księży, z którymi rozmawiam, żaden takiego tematu nie podejmuje, a przecież rozmawiamy w duchu rozwoju i budowania lepszego jutra. Ludzie świeccy, których spotykam i razem coś tam kreujemy są radośni i otwarci. Przy nich uczę się wyrażać swoją religijność tańcem, śpiewem i modlitwą, ale z zachowaniem czci i powagi.

Kabaret ma swoje miejsce, w którym można świetnie realizować swoją satyrę. Żal, deprecha, urazy i użalanie się też ma swoje miejsce, w którym można to świetnie zrealizować. Przecież to żaden wstyd korzystać z pomocy innych. Oni też muszą realizować swoją potrzebę bycia pożytecznym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz