poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Śmierć bliskiej osoby

Śmierć bliskiej osoby

Pierwszego kwietnia umarła mi Mama. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo krótki okres ale zawsze, gdy mam problemy, z którymi nie mogę sobie poradzić, szukam fachowej pomocy. Byłam bardzo związana z moją Mamą. Bardzo się kochałyśmy, ale też równie bardzo kłóciłyśmy. No ale tak było od lat i generalnie nie odczuwam z tego powodu wyrzutów sumienia. W roku 86 chyba przeszłam nawet terapię (nerwica lękowa), gdzie nauczyłam się (właściwie uczyła mnie terapeutka przez kilka lat), jak być asertywnym. Mama była osobą bardzo zaborczą, upartą, a ja nie potrafiłam się z tego wyzwolić. No, ale to było lata temu. Nie mam wyrzutów sumienia, że robiłam coś przeciwko Niej, robiłam tak jak ja uważałam, zresztą mam już prawie 50 lat więc i normalne jest, że to ja decyduję o sobie i moim życiu. Z Mamą czasami ciężko było wytrzymać, zawsze chciała postawić na swoim i obie z Jej siostrą nie raz się buntowałyśmy. Kochałam i kocham Ją jednak bardzo i uważam, że była najlepszą Mamą pod słońcem i tu zaczyna się problem. Około listopada najpierw Mama zaczęła się buntować, że jest chora, że umiera, a my z ciocią za mało jej czasu poświęcamy [...]


Opisałam to, ponieważ sama nie wiem, nie rozumiem. Przez te kilka miesięcy codziennie praktycznie czułam potworny lęk, że usłyszę telefon ze szpitala, że Mama nie żyje. Nienawidziłam wręcz telefonu - każdy przyprawiał mnie o skurcz w sercu.


Dopadł mnie taki lęk, że nie byłam w stanie jechać sama. Pojechałam z kuzynką i to, co zobaczyłyśmy, było okropne! Straszne cierpienie, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Nie mogłam nawet Mamy za rękę wziąć, tak się męczyła i właściwie była chyba pod wpływem silnych narkotyków, bo błądziła oczami. Musiałam to opisać, aby Pani mogła, chociaż mniej więcej zrozumieć i pomóc. Moim problemem jest to, że im dalej, tym gorzej. Na cmentarz chodzę rzadko, po prostu tam dociera do mnie ta rzeczywistość, nigdy nie lubiłam cmentarzy, a teraz wręcz nie cierpię. Jednak nie ma chwili, abym o Niej nie myślała. Non stop. Generalnie nie mam wyrzutów sumienia. Od kilku lat mówiłam Mamie, jak mocno Ją kocham, Ona niedawno też zaczęła mi to mówić. Nie wierzyłam, że umrze, ale chciałam świadomie często Jej mówić, jaka jest ważna dla mnie. I stało się coś, czego nie umiem się pozbyć. Mam po prostu lęki (dziwne, bo moja ciocia przeżywa to samo). Kiedyś uwielbiałam sama siedzieć w domu, wykonywałam wszystkie czynności, cieszyłam się, że mam chwilę dla siebie. A teraz, mimo że chciałabym, aby to wróciło, bardzo się boję zostawać sama w domu. Ba, nawet jak ktoś jest, ja się czuję potwornie nieswojo. Boję się spojrzeć w lustro, boję się, że coś tam zobaczę. Okropnie męcząca fobia. Ja bardzo bym chciała, aby to się zmieniło, abym zrozumiała, że nic mi nie grozi, że jestem bezpieczna. Miałam takie coś jak umarł ojciec, ale krótko. Umiałam sobie wytłumaczyć, ale teraz nawet jak jadę sama samochodem, czuję się nie komfortowo i strasznie.


Rozumiem, że jestem w żałobie. Że z każdym dniem brakuje mi Jej coraz bardziej. Rozumiem, że żałobę trzeba przeżyć. Ale przeraża mnie ten irracjonalny lęk i nie chcę go pogłębiać, tylko jak najszybciej wyrzucić z mojej psychiki - stąd prośba o pomoc.

Pozdrawiam ciepło.



Odpowiedź seksuologa:

Po kilkumiesięcznej przerwie mamy okazję ponownie się spotkać i wspólnie poprzyglądać się Twoim trudnościom. Dziękuję Ci, że obdarzyłaś mnie takim zaufaniem i w trudnej chwili postanowiłaś zasięgnąć mojej opinii.


Zdaję sobie sprawę z tego, że mama była dla Ciebie bardzo ważną osobą. Piszesz o tym, że łączyła Was bardzo silna więź. Mama była stanowczą i zaborczą osobą. W pewnym momencie w Twoim życiu ta jej siła i narzucanie innym swojego zdania stała się dla Ciebie problemem. Z tego też względu podjęłaś terapię. Chciałaś nauczyć się komunikować z nią w taki sposób, by mieć poczucie niezależności, umieć jasno wyznaczać granice, poza które nie chciałaś, by mama wkraczała i jednocześnie zależało Ci, by Wasza relacja stała się bardziej partnerska. Myślę sobie, że to bardzo ważne, iż zauważasz te dobre chwile między Wami, ale również i te sytuacje czy reakcje, które chciałabyś, by wyglądały inaczej, które Cię raniły. Nigdy nie jest tak (nawet w patologicznych, czy w bardzo kochających się rodzinach), że wszystko jest złe albo bardzo dobre. Rzeczywistość jest taka, że zdarzają się przykre sytuacje między dzieckiem a rodzicem, ale są również te wspaniałe momenty. Istnieje także miłość bezwarunkowa, że tak powiem z racji krwi. Ta miłość jest bardzo łącząca, czasem nawet zobowiązująca do czegoś.


Mam wrażenie, że w niektórych sytuacjach czułaś się niesprawiedliwie potraktowana przez matkę. Może liczyłaś, że doceni to, co dla niej robiłaś. Przecież przychodziłaś do niej prawie codziennie, zaniedbywałaś w ten sposób własne życie. A jednak Twoje zaangażowanie nie zostało przez matkę dostrzeżone, wręcz przeciwnie, Twoja mama uznała, że to, co robisz, to za mało, że należy jej się więcej. Mogę sobie tylko wyobrazić, że takie podejście Twojej mamy mogło być dla Ciebie dość trudne. Brak docenienia przez osobę, która jest dla nas ważna i której poświęcamy tyle uwagi, może powodować frustrację, zniechęcenie, nawet spadek energii i zadowolenia z tego, co robimy.


Nie wiem, czy tak było z Twoją mamą, ale niekiedy rodzice mają takie przekonanie, że dzieci są po to, by opiekować się rodzicami ‾ dzieci są po to, by mogły poświęcić się rodzicom. W ten sposób każdy przejaw niezależności dzieci czy zwykła higiena emocjonalna, która należy się każdemu - odbierana jest jako przejaw braku miłości, nieposłuszeństwa, braku szacunku etc. Jednak takie podejście do wychowania czy też posiadania dzieci jest niezwykle raniące. Wychowujemy dzieci dla świata, a nie dla własnych korzyści. Rodziców powinno cieszyć to, że udało im się wychować dziecko tak, że jest ono niezależne, że chce stworzyć swoją własną komórkę społeczną, że jest samodzielne etc. Twoja mama ewidentnie wzbudzała w Tobie poczucie winy. Poczucie winy, jest jedną z pięciu głównych emocji, które, że tak powiem, zatruwają krew. Oprócz poczucia winy do tych emocji należą jeszcze: gniew, uraza, smutek, lęk. Złość jest próbą odzyskania kontroli nad innymi lub sobą. Poczucie winy jest w pewnym sensie bardzo bliskie złości, z tym że złość jest wyrażona na inne osoby, a wina to złość na samą siebie. Stąd poczucie winy jest tak toksyczne, że powoduje, iż podświadomie karzesz siebie za to, kim jesteś.


Oczywiście mogę się mylić w swojej interpretacji, dlatego sprawdź, czy to, o czym piszę, tyczy się Ciebie. Mam wrażenie, że wzbudzanie poczucia winy sprawiło, że czułaś się złą córką, która nie spełnia oczekiwań rodzica. Pisałaś również o tym, że pielęgniarka w szpitalu, w którym mama przebywała pod koniec swojego życia - wyraziła swoją dezaprobatę, gdyż nie byłaś przy mamie. Wyobrażam sobie, że jej słowa mogły Cię bardzo zaboleć, bo w pewnym sensie "potwierdziły" to, co mama przekazywała nie wprost. Rozumiem, że już od dłuższego czasu byłaś narażona na ogromny stres. Martwiłaś się o zdrowie mamy. Ten stres zapewne nie był obojętny dla Twojego samopoczucia i odczuwanego nastroju. Obecnie przeżywasz silne lęki. Lęk powoduje, że nie umiesz cieszyć się samotnością. Kiedyś cieszyłaś się samotnym spędzaniem czasu w domu, umiałaś sobie znaleźć ciekawe, satysfakcjonujące zajęcie. Piszesz, że boisz się zostawać sama w domu i nawet jak ktoś jest przy Tobie, to nadal odczuwasz niepokój. Ważne jest, byś przyjrzała się, czego dotyczy ten lęk. Czego konkretnie się boisz? Opisz to dokładnie.



Wspominasz również o tym, że boisz się spojrzeć w lustro. Co sprawia, że widok siebie w lustrze Cię przeraża?


Masz rację. To, co obecnie przeżywasz, to stan żałoby. Oczywiście ten okres jest bardzo potrzebny, gdyż pozwala pożegnać się ze zmarła osobą. W żałobie jest normalne, że odczuwamy różnego rodzaju skrajne emocje i stany. Od poczucia winy, że zrobiłaś za mało, bo przecież można było zrobić coś więcej czy lepiej, poprzez smutek spowodowany brakiem tej osoby, żal, że nie zdążyło się powiedzieć czy zrobić czegoś, żal, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej, że te dobre chwile, które zdarzały się w Waszej relacji, już nigdy nie powrócą. Chciałabym zaproponować Ci pewne zadanie, które może okazać się pomocne w radzeniu sobie ze stratą.


Internetowa Poradnia Psychologiczna






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz