Czasami i gdzieniegdzie można się spotkać z nieprawdziwym hasłem: "myślenie nie boli". Jeżeli nie boli to proszę mi wyjaśnić mimikę zamyślonej osoby.
Można by przemyśleć np. to, że dziś wieczorem nie będzie żadnych transmisji telewizyjnych z rozrób na Krakowskim Przedmieściu. Z jedynie domyślnych mi przyczyn, dzisiaj, nikomu nie przeszkadzają modlące się tam osoby. Tylko po co myśleć, skoro nie przeszkadzają, a jak będą przeszkadzać, to telewizja to pokaże. Zwyczajny porządek rzeczy dla ludzi, na których twarzach nie odrysowuje się ból myślenia.
Można by przemyśleć hit ostatnich dni, czyli dekiel prezesa PiSu. No ale przecież w telewizji już wszystko powiedziano, wszystko wiadomo i jest ok. Zwyczajny porządek rzeczy i nie ma nad czym myśleć.
Można by przemyśleć dlaczego niektóre tematy gasną jak ekrany telewizorów i ważne są jedynie wtedy, gdy są na nich wyświetlane. Tylko po co myśleć. Czy to nie ma innych poważniejszych zajęć? Czy to ważne jaki jest stan dróg w naszych miastach, skoro ważniejsze jest szybciej wyrwać się z tyry, zwłaszcza w piątek? Tekst pisze we wtorek, więc, w pewnym sensie, myślenie mam usprawiedliwione. I tak w środku tygodnia nie ma co robić. Chyba, że się telewizor włączy. Coś ze sportu, świata polityki, gadające słusznie głowy. No i ten optymizm i dobrobyt kryjący się za jedynie słuszna partią, a dramat za jedynie niesłuszną partią. Jakoś tydzień zleci, bezmyślnie. A potem w łikend już myśleć nie trzeba, bo łikend jest od korzystania i od tego, że coś mi się od życia należy. Coś co się należy to kac do wtorku, kuracja do czwartku i zakupy w piątek.
Barwne jest życie tych, których myślenie nie boli.