O wolności słowa w Polsce już pisałem. Przykład wskazywał, że jedni mogą wyrażać się zgodnie ze swoim sumieniem, inni nie. Ci co mogą są na tyle hałaśliwi, że czasem nie słychać tych co mogą. Ten hałas nazywa się "polityczną poprawnością". Im ktoś bardziej ryczący, tym poprawniejszy. Jednak "cisi" mają moc "cichej wody". I to się dało zauważyć po największej katastrofie jaka była udziałem narodu polskiego, a "jakiej współczesny świat nie widział".
Znalazły się osoby, które wykazały się idealnym dziennikarskim zmysłem. Powinny być wskazywane jako wzór dziennikarstwa. Zarejestrowali na żywo wylew jaki spowodowała fala "cichej wody". Pokazali co spowodowało, że ta woda poruszyła brzegi i wylała, pokazali co ze sobą niesie ten wylew. Nie pokazali jednak, co z tym zrobić. Nikt nie ma pojęcia jak zagospodarować energię jaka się uwolniła. No! Nie można powiedzieć, znalazła się osoba, która wyciągnęła rękę by uspokoić falę. Ale hałaśliwi twierdzą, że jest wyrafinowany. Z jednej strony ośmieszyli się i skompromitowali, z drugiej jednak wciąż czynią hałas.
W każdym razie okazało się, że "cicha woda" zagłuszyła "hałaśliwych". I ogłuszyła, i wystraszyła, i przygniotła, i co najważniejsze podtopiła i podmyła.
Tymczasem Ci wzorcowi dziennikarze, jak się okazuje, wpadają teraz w niespodziewane dołki. Jakieś wilcze doły i pułapki, które zastawiają na nich hałaśliwi i otumanieni hałasem. W końcu jest demokracja i ktoś ma prawo ryć niewidoczne gołym okiem tunele, przekopy i podkopy. Ktoś inny, równie demokratycznymi narzędziami ma prawo zwołać myśliwych do wykonania odstrzału. Wszystko w świetle prawa. Potem się okazuje, że ekolodzy są ok jak pilnują podkopywania, ale jak przeszkadzają w odstrzale to już nie są ok. A wszystko z kalkulatorem w ręku. Kto by pomyślał...
Mam tu na myśli Ewę Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego oraz film "Solidarni 2010". Jan Pospieszalski uznał, że i tak zajmuje się tematyką polityczną. Spodziewał się ataków wszelkich. W końcu żyjemy w demokratycznym kraju. O ataku na Ewę Stankiewicz powiedział jednak, że to niesprawiedliwość. Sam uważam, że skoro ktoś dokumentuje rzeczywistość uchwyci ją. Nie ma tu żadnego znaczenia, czy komuś ona się podoba, czy nie. Rzeczywistość, która jest wokół nas wyraża się w wieloraki sposób. Nie ma lepszej i gorszej rzeczywistości. Nie ma lepiej lub gorzej jej pokazania. Rzeczywistość jest, albo jej nie ma. Reszta pozostaje kłamstwem.
Dziennikarstwo, jakiego się dopuściła Ewa Stankiewicz pokazało rzeczywistość istniejącą. Uczestnicy wydarzenia, które udokumentowała w swoim filmie, sami się nie spodziewali, że jest ich tak wielu, że są prawdziwi i mogą wyrazić siebie. Nie pasowali do tego co im pokazywano jako rzeczywistość. Ukryli się więc cichutko za wałami ochronnymi. Coś się urwało, spadło, rymsło i powstała fala, która przerwała zabezpieczenia. Misternie tkana, ale nieprawdziwa lub nie całkiem prawdziwa, rzeczywistość runęła.
Problem w tym, że nie wolno o tym mówić. Nawet jeżeli to się dzieje. Nawet jeżeli to widzisz. Nawet jeżeli to słyszysz. Nawet jeżeli to czujesz. Nie wolno Ci ufać swoim zmysłom. Jest ktoś, kto Ci powie co się dzieje. Jak to widzieć. Jak to słyszeć. Jak czuć. Poprzestań na tym i naucz się na pamięć - to będzie Twoja wolność!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz