czwartek, 22 listopada 2012

Duchowość, inny punkt widzenia


Duchowość, inny punkt widzenia, ale w zasadzie powinienem napisać: różny punkt widzenia.

wyschnięte drzewo oliwne
 Trafiłem wczoraj na Facebooku na wpis zacnie brzmiący: "Myślę, że bez uczucia miłości i więzi z innymi ludźmi życie staje się bardzo ciężkie." (Dalajlama XIV) na równie zacnej stronie "Duchowość | Inny punkt widzenia".

Niewielu ludzi sobie zdaje sprawę, że różna jest miłość i więzi międzyludzkie w Buddyzmie od miłości i więzi międzyludzkich, do których przywykliśmy, a które są określone przez Chrześcijaństwo. Pomyślałem więc, że spróbuję uściślić temat, ale wybrałem drogę prowokacji do dyskusji. Wkleiłem link z artykułem o. Aleksandra Posackiego nt. spotkań w Tyńcu. Tam właśnie można przekonać się o tym, że taka różnica naprawdę istnieje. Ale żeby było prowokacyjnie wskazałem na część zatytułowaną: "Polityka czy kult? Pomiędzy rytuałami a duchami i bogami", ponieważ jest tam opis czegoś, co nam Chrześcijanom i Europejczykom, raczej na myśl nie przyjdzie, gdy myślimy o Buddyzmie. Chodzi o  ...tajne obrzędy tantry. Jakie to obrzędy?... szczegóły w artykule. Zapewniam, że to drastyczne, wręcz niedopuszczalne w naszej kulturze, a religii zwłaszcza. 

Od zawsze wiem, że ludzie wolą wyjść na koziołka Matołka, niż sami siebie potraktować poważnie i pozwolić być tak traktowanymi przez innych. Wydaje się nam, że będziemy musieli być doskonali, bo inaczej coś wyjdzie na jaw, coś ukrytego i zaskakującego dla nas samych. I na pewno stracimy kontrolę. Być może tego wymaga od człowieka Buddyzm, ale na pewno nie Chrześcijaństwo. Nasza kultura i religia wskazuje wyraźnie, że nie da się być doskonałym. Nie da i nie trzeba. Ale kto o tym jeszcze pamięta...

Żeby przyjąć, przyswoić sobie, kulturę wschodu trzeba by się najpierw wyrzec swojej, nieźle przenicować, wyzerować się niemal genetycznie. Może właśnie ta niepamięć wynika z procesu zerowania siebie?

W każdym razie ja zerem nie mam zamiaru się stać. Nie będę się nicował, będę się umacniał w sobie. Nie po drodze mi z Buddyzmem.

wtorek, 6 listopada 2012

Większa dostępność do tortur


Tak sobie pomyślałem, że tortury powinny zostać udostępnione do powszechnego użytku. Po pierwsze na pewno znajdzie się popyt na tą usługę. W zasadzie tortury wykonywane są w tzw. "podziemiu" czyli fatalnych warunkach higienicznych. Poza tym tworzy szarą strefę unikająca płacenia podatków. Zalegalizowanie tych usług przyniosłoby spore dochody do budżetu. Podejrzewam, że głównie dzięki wykonywaniu tortur na ustalających warunki podatkowe dla firm zajmujących się tego typu usługami. No, ale podstawą powinno być zadbanie o warunki. Teraz tortury wykonywane są w warunkach piwnicznych w bardzo brudnych miejscach i nie sterylizowanymi narzędziami, co w czasach AIDS jest zwyczajnie niedopuszczalne. Musimy pamiętać, że w społeczeństwie humanitarnym, broniącym pokoju na świecie, w trosce o dobrobyt obywateli i łatwy dostęp do zdobyczy cywilizacyjnych, jakimi byłyby z pewnością tortury wykonywane w stosownych warunkach, musimy dbać o rozwój i wysoki poziom życia.

Proponowałbym wykonywanie tortur po 12 donosie, może w przypadku anonimowych zgłoszeń kandydata, po 20. Dostęp do tortur powinny mieć nie tylko osoby z bogatych rodzin. Musimy mieć na uwadze równość społeczną o jaką opiera się nasze Państwo. Finansowanie z NFZ lub inaczej, ale z budżetu, by zapewnić równy i sprawiedliwy dostęp. Wszyscy tylko myślą o in-vitro i aborcjach, a to przecież nie wyczerpuje potrzeb społecznych i rozwoju państwowości. Powszechny dostęp do tortur gwarantuje swobody obywatelskie i wolność jednostek. Nie możemy pozostać obojętni wobec rosnących potrzeb ludzkich. Musimy iść do przodu, rozwijać się, a podstawy tego leżą właśnie w wolności. Tortury gwarantują wolność. Rozdajmy je naszym obywatelom.