piątek, 15 kwietnia 2011

Manipulacja psychologiczna

Manipulacja psychologiczna

Taka manipulacja odbywa się podczas wszelkiego rodzaju treningów i kursów: pozytywnego myślenia, asertywności, afirmacji, wizualizacji itp. Pierwszy stopień to przekonanie odbiorcy o potrzebie tego rodzaju szkoleń. Słowa uwiarygadnia się krótkimi filmami pełnymi wypowiedzi osób, które już miałyby odnieść sukces. Pokazywane są certyfikaty, koneksje i znajomości z autorytetami danych dziedzin współczesnej psychologii. Rozwiewane są wszelkie wątpliwości, do tego stopnia, że taka tematyka zaczyna wkraczać do naszej edukacji narodowej. 

Zarówno profesjonalizm, metodyka, założenia programowe jak i same kwalifikacje osób prowadzących takie szkolenia budzą największe kontrowersje, po głębszym zastanowieniu się nad tą tematyką. Całą opowieść można by było skrócić do zdania: "Kto nie wierzy w Boga, może uwierzyć we wszystko". Oczywiście warto wiedzieć, że nie każdy jest tutaj oszustem, trzeba jednak pamiętać o skrupulatnym sprawdzeniu w czym rzecz.

Zainteresowanie tego typu kursami i treningami psychologicznymi wynika z agresywnej reklamy, programów coraz częściej widzianych na antenie telewizyjnej i słyszanych na falach radiowych, szerokiej gamy literatury oferowanej w księgarniach. Rozbudzane są tą drogą, ale przecież i o wiele szerszą, wiara w niezależność, wewnętrzną moc, samouzdrawianie, szczęście i realizacje marzeń. Opiera się to wszystko o obce naszej kulturze wartości, co stwarza podstawowy problem z adapatcją, a jednocześnie obiecuje się tutaj życie bez problemów i zahamowań. 

Dlaczego ludzie poszukują własnej samoświadomości, starają się poprawiać swoją sprawność umysłu, zwiększać komfort życia, dlaczego potrzebują nauczyć się kreatywności, niezależności, wydajności i samodzielności poprzez obce kulturowo metody?

Odpowiedzią będzie, z pewnością, bezradność w wielu sytuacjach życiowych, zagubienie, kompleksy i złe rozumienie podstawowych wartości. Chęć bycia niezależnym mylona jest z hedonizmem. Wolność mylona jest z bezrefleksyjnym życiem chwilą. Indywidualizm zaginął gdzieś w świecie seksualności. Własne potrzeby stara się zrealizować w tym co atrakcyjne i pociągające. Duchowość mylona jest z doznaniami emocjonalno-uczuciowymi i umiejętnościami umysłowymi. Rodzi się dylemat, czy te "nowoczesne" metody, nie służą owej bezradności.

Rozpatrując kwestię manipulacji psychologicznych, gdzie próbuje się wypełnić potrzeby duchowe, ich realizację zastępując zaledwie namiastkami tego co jest istotą duchowości, należałoby, przede wszystkim, przyjrzeć się ich skuteczności u źródeł powstania. Gdzie żyje społeczeństwo skutecznie realizujące się w pozytywnym myśleniu, afirmacjach, czy wizualizacjach?


Polecam też lekturę artykułu A. Bochniarza na portalu opoka.pl







Zapraszam na forum dyskusyjne portalu zwodzenie.pl

czwartek, 14 kwietnia 2011

Acedia, trudność duchowa, czy grzech?

Acedia w języku polskim była oddawana różnie, jako: zniechęcenie, beznadziejność, zgorzkniałość, oziębłość, anemia duchowa, melancholiczność czy po prostu lenistwo. Z tym ostatnim mylono ją nader często.

Acedia jest smutkiem "z powodu dobra duchowego", które z jakiś względów przestaje pociągać. Człowiek traci motywację do duchowej walki o Niebo, a także miłość do ludzi i, w końcu, do samego siebie.

Lenistwo jest lękiem przed trudem, bierze się z miękkości, rozpieszczenia i wygodnictwa.

Acedia, współcześnie, przejawia się karmieniem umysłu newsami: nałogowym słuchaniem i oglądaniem wiadomości oraz maniakalnym przeglądaniem serwisów internetowych. Osobę owładniętą tym stanem cechuje swoista "nadpobudliwość ruchowa". Nie wytrzymuje długo w jednym miejscu. Coś ją wciąż gna do przodu, jakby pędziła za prywatnym "rajem utraconym". Poszukiwanie nowości prowadzi do krytykanctwa, gadatliwości (we wszystkim dąży do urzeczywistnienia własnego zdania) oraz do niezdrowego aktywizmu. Niemniej wszystko na nic. Na czymkolwiek nie spocząłby umysł nie jest w stanie odzyskać poczucia sensu istnienia.

Smutek ogarniający duszę staje się nie do zniesienia. W końcu przychodzą silne pokusy zmysłowe. W zmysłowych radościach duchowy rozbitek szuka namiastek szczęścia (a może raczej zapomnienia). Stąd obżarstwo, pogoń za pieniędzmi, alkoholizm, niepohamowany seksualizm, narkomania itp. Gdy dusza zrozumie, że jest to ucieczka donikąd, ogarnia ją rozpacz — jako zwieńczenie beznadziejności. Konsekwencją zniechęcenia jest także szukanie winnego. Ktoś musi odpowiedzieć za wszechogarniający smutek. Dlatego omawianej wadzie towarzyszą złośliwości w stosunku do osób z bliskiego otoczenia, obarczanych winą za wszelkie zło.

Zniechęcenie w służbie Bożej jest chorobą współczesnych - pandemią wyjaławiającą całą cywilizację. Człowiek epoki postmodernizmu utraciwszy wiarę w Boga, stracił sens życia i popadł w stany typowe dla acedii: aktywizm, agnostycyzm, bezsensowne emocjonowanie się newsami, narkomania, alkoholizm, panseksualizm.

Od dawna spierano się, czy acedia jest grzechem, czy też nie. Najszerzej zajmuje się tą kwestią św. Tomasz z Akwinu (Suma Teologiczna IIb 35), który przytacza argumenty za i przeciw, opierając się na takich filozofach i teologach jak Arystoteles, Jan z Damaszku, czy Jan Kasjan. Ostatecznie św. Tomasz zalicza acedię do grzechów głównych (w tłumaczeniu polskim kryje się ona pod nazwą tradycyjną "lenistwo" ).

Anselm Grün uważa, że acedię można utożsamiać ze stresem, niepokojem, zabieganiem, które dzisiaj towarzyszą prawie każdemu człowiekowi i nazywane są czasem "chorobą naszych czasów". Twierdzi on, że acedia jest nie tyle chorobą (w odróżnieniu od depresji), co niekorzystnym stanem ducha.

Jako lekarstwo na acedię mnisi w dawnych czasach uważali dbałość i uważność w wykonywaniu wszystkich czynności, osiąganą poprzez medytację i kontemplację.


Wykorzystałem artykuł D. Zalewskiego "Acedia" oraz tekst nt. acedii zamieszczony w Wikipedii. Polecam również artykuł "Demony współczesności" zamieszczony wraz z filmikiem, na portalu wiara.pl






Zapraszam na forum dyskusyjne portalu zwodzenie.pl

sobota, 9 kwietnia 2011

Związki niesakramentalne

Jednym z elementów charakteryzujących dzisiejszą rzeczywistość społeczną jest kryzys więzi małżeńskiej z jego konsekwencjami w postaci rozwodów. Na stałe weszły do języka potocznego takie określenia, jak „kobieta po przejściach” czy „mężczyzna z przeszłością”. W Polsce co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem, a jeszcze w 2000 roku było to co piąte małżeństwo. Dodatkowo niepokojący jest fakt, że coraz częściej do rozpadu związków dochodzi już we wczesnej fazie małżeństwa, w ciągu pierwszych trzech do pięciu lat. 

Nie należy sądzić, że problem ten nie dotyczy katolików. Wielu z nich wstępuje w kolejne, z punktu wiedzenia wiary już niesakramentalne związki.

Powodów rozpadu małżeństw jest wiele, nie sposób ich tutaj wszystkich wyliczyć i poddać analizie, zresztą każdy przypadek jest inny i winien być rozpatrywany indywidualnie. Tytułem jedynie zarysowania problemu spójrzmy na niektóre z nich: niezrozumienie natury miłości, jak i samego małżeństwa; mylenie stanu zakochania z miłością jako poświęceniem i zaangażowaniem się w szukanie dobra drugiej osoby przez całe życie; krótki, niekiedy zaledwie kilkutygodniowy okres znajomości przed ślubem; niedojrzałość osobowa obojga lub jednego z małżonków; nieznajomość zasad i nieumiejętność prowadzenia dialogu małżeńskiego; trudność w stawaniu się rodzicami lub bycie bardziej rodzicem niż żoną czy mężem; zbytnie zaangażowanie w pracę zawodową traktowaną niekiedy jako ucieczka przed trudnościami czy nieumiejętnością budowania bliskiej więzi ze współmałżonkiem; postawienie własnych ambicji i kariery przed dobrem małżeństwa. 

Kościół należy rozumieć jako wspólnotę tych, którzy doświadczając własnej słabości, odkrywają zarazem obecność Zbawiciela nieustannie wychodzącego im naprzeciw.

Zatem nie należy traktować Kościoła jako elitarnego klubu ludzi doskonałych, ale widzieć w nim tych, którzy są nieustannie w drodze do pełni nawrócenia, do pełni świętości. Nie potrzebują lekarza zdrowi – mówi Chrystus – lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2, 17).

Bogactwo relacji z Bogiem nie wyczerpuje się w przystępowaniu do sakramentów świętych, chociaż stanowią one szczyt i źródło życia chrześcijańskiego. Nie można traktować religii katolickiej na zasadzie "albo sakramenty, albo nic". Gdy nie jest możliwa "normalna" droga w dążeniu do Boga, należy szukać innych, zawsze jednak w ramach tego samego Kościoła.

Kościół zatem, chcąc naśladować postawę swojego Mistrza, Dobrego Pasterza, musi stwarzać każdemu człowiekowi warunki do spotkania z miłosiernym Bogiem, co powinno dokonywać się w atmosferze miłości, nigdy jednak z pominięciem prawdy.



więcej na portalu

piątek, 8 kwietnia 2011

Zabobon rodem ze średniowiecza

Zło jest wokół nas. Andrzejkowe wróżby, zabawy w wywoływanie duchów, numerologię, tarota – to sposoby na zaproszenie złego. Przyjdzie. I dobrowolnie nie odejdzie. Niebezpieczne jest to, że on w ciebie wierzy.

Szatan jest obecny i, co gorsza, jego działania są bardzo intensywne – twierdzi ks. Roman Skiba, jeden z polskich egzorcystów.

Swego czasu odprawiał egzorcyzm nad dwudziestokilkuletnim chłopakiem, który przystąpił do grupy satanistycznej. Uczestniczył w obrzędzie tzw. zdrapania chrztu, dobrowolnie oddał się w ręce szatana.

- Podpisanie paktu z diabłem nie jest fikcją literacką. Kiedy ten chłopak do mnie trafił, miał zmiażdżoną psychikę, napady irracjonalnego lęku. – Już w trakcie pierwszego spotkania wiedziałem, że mam do czynienia z opętaniem: alergiczna reakcja na krzyż i wszystko, co wiąże się ze świętością. 

Opętany chłopak odwracał głowę, byle uniknąć spojrzenia na krzyż. Kiedy pokropiłem go wodą święconą, usłyszałem zwierzęcy ryk. Przytrzymywany przez dwóch mężczyzn wił się na podłodze. Na dźwięk imion Jezusa i Maryi reagował coraz gorszymi bluźnierstwami. Nasilały się w trakcie odmawiania litanii do wszystkich świętych, szczególnie w momentach, gdy padały imiona św. ojca Pio i siostry Faustyny, świętych, którzy wyjątkowo zaciekle walczyli z demoniczną siłą.

– Siły zła odczuwalne są w różnym stopniu – precyzuje ojciec Marian Polak, michalita z Marek pod Warszawą. – Najmniej dotkliwe są dręczenia: stuki, hałasy. Bardziej niebezpieczne są prześladowania, gdy demon stara się wpłynąć na wnętrze człowieka, opanować jego psychikę i emocje. 

Prześladowaniem mogą być obsesyjne myśli, nagła i nieuzasadniona nienawiść do drugiego człowieka, depresja psychiczna pojawiająca się bez wyraźnej przyczyny, nagłe i niewyjaśnione pogorszenie się stanu zdrowia. 

Granica pomiędzy opętaniem a chorobą psychiczną jest bardzo płynna, dlatego egzorcysta najpierw – przy udziale psychologów, psychiatrów, neurologów – musi wykluczyć "ziemskie" schorzenia. Jeśli fachowcy od ciała i umysłu nie są w stanie znaleźć wyjaśnienia dla nietypowych zachowań pacjenta, to może być rzeczywiście opętanie. 

Medycyna nie jest w stanie wyjaśnić, m.in. charakteryzującej opętanego nadludzkiej siły, mówienia w obcych językach (których egzorcyzmowany nigdy się nie uczył), wyjątkowej awersji do sacrum, lęku przed święconą wodą ani też agresji wobec przedmiotów kultu.

– Szatan szuka szczeliny, przez którą może wniknąć do umysłu człowieka – tłumaczą egzorcyści. – Może być nią słabość psychiczna, albo egotyzm, nie uznający żadnych autorytetów. Także podatność na wpływy, skrajny sceptycyzm, ale też religijna egzaltacja czy wręcz bałwochwalstwo. Będzie kusił, oferując zło pod postacią pozornego dobra. W wielu przypadkach bardzo trudno tak do końca i ostatecznie ustalić przyczyny popadnięcia w niewolę szatana. 

W komitywę z szatanem można też wejść odwiedzając wróżki, bawiąc się numerologią czy też tak popularnym podczas andrzejkowych wieczorów tarotem. 

A jeśli z początkiem XXI wieku szatan i egzorcyzm coraz bardziej kojarzą się z zabobonem rodem ze średniowiecza, to dlaczego coraz więcej wierzących i niewierzących szuka pomocy właśnie u egzorcystów? Dlaczego rozwijające się przecież psychiatria i neurologia coraz częściej przyznają, że nie znają powodów szaleństwa pacjentów? A może rzeczywiście istnieją światy i siły, w których istnienie nie chcemy albo nie umiemy uwierzyć?

Link do całości: Jeśli przywołasz szatana... na wspolczesna.pl



A ja zapraszam na nowy portal traktujący o trudnościach i zagrożeniach duchowych zwodzenie.pl

czwartek, 7 kwietnia 2011

Kto udziela wiedzy wróżkom?

Przed andrzejkami zeszłego roku w klasztorze Dominikanów w Łodzi zorganizowano prelekcję o niebezpieczeństwach wróżbiarstwa i ezoteryki.

By przygotować swoją prelekcję o wróżkach, ojciec Zdzisław Górnicki incognito i bez habitu odwiedził XX Festiwal Zdrowia, Wróżb i Niezwykłości. Na targach próbował kupić... antidotum na czarnego kota. Ku zaskoczeniu zakonnika, znalazło się bez problemu. Efektem tych odwiedzin była prelekcja "Kto nie wierzy w Boga, uwierzy we wszystko".

Jeszcze dalej w walce z wróżkami poszedł łódzki jezuita Remigiusz Recław, który... sam poddał się wróżeniu, a zapis spotkania umieścił na swojej stronie internetowej. Nieświadoma niczego tarocistka ostrzegła młodego księdza przed teściami, którzy właśnie się do niego wybierają. Dużo mówiła też o złej żonie. Przepowiedziała mu też trójkę dzieci. 

- Chciałem pokazać, że wróżki oszukują i udało się - opowiada ojciec Recław.

Skąd ta niechęć Kościoła do wróżb?

- Na przykład żona przestała ufać mężowi, bo wróżka zobaczyła zdradę i rodzina stanęła na krawędzi kryzysu - tłumaczy ojciec Recław.

- Jeżeli wróżka ma wiedzę ponadnaturalną, to znaczy, że ktoś jej tej wiedzy udziela. I na pewno nie jest to Bóg - mówi ks. Andrzej Grefkowicz, egzorcysta. - Po takich seansach mogą pojawić się dręczenia, niepokoje, depresje, spowodowane przez złego ducha - tłumaczy kapłan. 

By pozbyć się złego ducha, potrzebne są modlitwy o uwolnienie, a w dramatycznych przypadkach - nawet egzorcyzmy. 

GUS doliczył się w Łodzi 19 salonów, które tygodniowo udzielają około półtora tysiąca porad.

Zakaz korzystania z usług wróżbitów pochodzi ze Starego Testamentu. Zakaz wróżb zgodnie głosili Mojżesz i starotestamentowi prorocy, a jednym z negatywnych bohaterów Nowego Testamentu był Szymon Mag - były czarownik, który od apostołów chciał kupić dary Ducha Świętego.

Całość do przeczytania na stronach lodzkie.naszemiasto.pl w artykule pt.: "Łódzcy księża walczą z wróżkami"



A ja zapraszam na nowy portal traktujący o trudnościach i zagrożeniach duchowych zwodzenie.pl

7 kwietnia - rocznica uroczystości

Jak powszechnie niewiadomo 7 kwietnia 2010r w Katyniu odbyła się uroczystość uczczenia ofiar czystki stalinowskiej z lat 30 XX w., które zostały tam pogrzebane. Uroczystości te uświetnił swoją osobą Polski Premier Donald Tusk. Powszechnie wiadomo, że ta uroczystość miała większe znaczenie dla Polaków od uroczystości związanych z uczczeniem zamordowanych tam i pogrzebanych Polaków, elity narodu, która miała mieć miejsce trzy dni później.

Owocem tego podziału będzie podział uroczystości upamiętniających rocznicę tragicznej śmierci elity naszego narodu, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.

Jak powszechnie niewiadomo każdego miesiąca odbywają się takie uroczystości. Każdego 10, kolejnego miesiąca, nie tylko w Warszawie, ale i w całym kraju, upamiętniana jest ta tragedia i oddawana cześć jej ofiarom. Ofiar tych nie musiało być, bo Ci ludzie, którzy tam zginęli nie musieli przyjąć na siebie obowiązku uczczenia ofiar pomordowanych w Katyniu. Wcale nie musieli tam lecieć. Mogli robić cokolwiek innego.

Jednak postanowili wziąć to na siebie, chociaż powszechnie było wiadomo, że to wątpliwej jakości zaszczyt. I umarli.

Dziś już jest pewne, że ci, którzy uznali radzieckie ofiary Stalina za ważniejsze, urządzają uroczystości, które nie mają mieć nic wspólnego z comiesięczną uroczystością oddania czci ofiarom katastrofy smoleńskiej. Ale powszechnie wiadomo, że to będą właściwe uroczystości. Pamięć, jaką ludzie oddawali przez ten cały rok, nie ma już znaczenia. Istotny jest tu tylko przekaz, że nie mieli oni racji. Wcale się nie dziwię porównaniom do okresu przełomu lat 70 i 80 w naszym kraju, ale potem całej dekady lat 80. W telewizji było słychać, że milicja uspokaja grupki chuliganów. Tymczasem były to duże patriotyczne manifestacje, a miejsce miały aresztowania i prześladowania nie tylko uczestników, ale i ich rodzin.

Cała moja rusofobia podpowiada mi, że cerkiew, pod którą wmurowywał Premier Polski kamień węgielny już stoi i działa. Bardzo dobrze, na pewno przyda się tam dobra łączność z Panem Be... taki bezpośredni, czerwony telefon. I jak widać w tym ostatnim roku czasu, wizyta ta przyczyniła się do lepszych stosunków międzynarodowych między Rosją i Polską. Mamy droższy gaz i prawdopodobnie niepotrzebnie tak dużo. Mamy bardziej nieopłacalną wymianę handlową. Rosja robi świetny interes na zachodzie podkreślając naszą narodową cechę, czyli rusofobię. Co właśnie, w rocznicę swojej wizyty, przyznał nasz premier w środowym wieczornym programie BBC 2 Newsnig. Rosja, można by to określić, nie zmieniła swojego stosunku do Polski, ale za to mocno zaakcentowała. Wygląda na to, że za tych rządów, Polska również nie zmieniła swojego stosunku do Rosji, ale za to mocno zaakcentowała.

środa, 6 kwietnia 2011

Wokół wróżbiarstwa

Ks. Jarosław Kwiecień z sosnowieckiej kurii przestrzega, że wróżenie niszczy nasze relacje z Bogiem. - Świadomie czy nieświadomie - otwieramy się na działanie duchów. Pchanie się we wróżby, w świat magii, jest objawem braku zaufania Bogu, co w perspektywie często kończy się problemami emocjonalnymi, a nawet w skrajnych przypadkach z potrzebą pomocy egzorcysty włącznie - mówi. 

O tym jak wielką wagę przywiązuje do tego Kościół może świadczyć fakt organizowania wielu sympozji, prelekcji, spotkań i pogadanek na temat szkodliwości wróżb i magii. Eksperci z różnych dziedzin, ale także osoby, które zajmowały się okultyzmem, bioenergoterapią czy wschodnimi źródłami magii opowiadają tam o niebezpieczeństwach związanych z ich praktykowaniem. Ważny głos w tym temacie mają również kapłani egzorcyści.

Czy jednak należy bić na alarm? Tak, uważają księża, choć jednocześnie dodają, że dopóki wróżenie z kart traktujemy z przymrużeniem oka, nic nam nie grozi. Gorzej kiedy stają się one wstępem do zainteresowania okultyzmem. 

- Trudno określić, gdzie przebiega granica - mówi ks. Kwiecień.

Egzorcyści sypią jak z rękawa przykładami, że pierwsze kontakty z okultyzmem i magią, które miały być tylko zabawą, z czasem stają się problemem. Ludzie zaczynają żyć magią liczb. Każde wydarzenie, nawet tak banalne jak wyjście do kina, uzależnione jest od ich konfiguracji. Jeśli "liczby są niedobre", to nie warto wychodzić z domu, bo biletów i tak nie będzie.

Ks. Andrzej Jasiński, wikariusz w parafii św. Rafała Kalinowskiego w Dąbrowie Górniczej, egzorcysta diecezji sosnowieckiej, mówi wprost: eksperymenty z okultyzmem, tarotem, bioenergoterapią to pierwszy krok w złym kierunku. Im bardziej oddalamy się od Boga, tym istnieje większe prawdopodobieństwo, że możemy znaleźć się w kręgu Złego. 

Również psycholodzy i psychoterapeuci w swoich gabinetach mają pełne ręce roboty. - Prowadzę terapię rodzinną, bo problemy nie zaczynają się i nie kończą na osobie dotkniętej magią liczb - mówi psychoterapeuta Andrzej Sikora.


Na podstawie artykułu Księża ostrzegają: wróżenie andrzejkowe może skończyć się egzorcyzmami zamieszczonego na stronie slask.naszemiasto.pl



A ja zapraszam na nowy portal traktujący o trudnościach i zagrożeniach duchowych zwodzenie.pl

wtorek, 5 kwietnia 2011

Czy z deptania chodników może coś wynikać

Nigdy nie byłem na Krakowskim Przedmieściu w celach innych jak przejść, idąc z jakiegoś stąd, do tamtąd. Na pewno nie było mnie tam w ostatnim roku czasu. Czytałem różne opowieści i patrzyłem co pokazuje telewizja o tym, co tam się działo. Niestety, niecałe dziewięć lat temu odzyskałem zaufanie do własnego rozumu i nabrałem odwagi do czerpania z własnej mądrości życiowej. Przeżyłem na tym świecie tyle lat, by już go całkiem nieźle rozumieć. Widzieć co chce przekazać opowiadający i domyśleć się, co chce pokazać telewizja.

Jak czytam artykuł szacownego imć p. Tomasza Terlikowskiego "Spór racji, którego nie było", widzę (bardziej więcej niż mniej) to co sam już wcześniej wywnioskowałem. Jak oglądałem TVP INFO i Fakty w TVNenie i TVN24, włączały mi się ino hamulce i jakieś światła ostrzeżenia. Przy czym muszę przyznać, że generalizowanie, tutaj, jest nierzetelne i z pewnością dla niektórych redaktorów krzywdzące. Przepraszam za to, ale przecież nie pisze pracy doktorskiej, tylko dzielę się własnymi odczuciami i obserwacjami. I mam zamiar pozostać subiektywnym. Ale podkreślę, że mam alergię na manipulacje.

Otóż czytałem, tu i tam, i wiele, o elektoracie PO. Jednak, chodząc chodnikami mego miasta. Chodząc chodnikami niejednego miasta. Miałem zupełnie inne refleksje. Młodych, wykształconych, mieszkańców miast raczej słabo znam. Widziałem tylko moje środowisko, moje roczniki. Tutaj elektorat PO wyglądał raczej niezbyt chlubnie. Nie była to klasa ludzi o wysokim intelekcie lub wykorzystująca go w niewielkim stopniu. Chyba, że ktoś miał interes w tym, by być za PO. To nie musi od razu być coś na miarę tego co chronią "zbycho i miro". Jednak miało to coś wspólnego z poszukiwaniem winy za własne życie, jego komfort, gdzieś na zewnątrz. Takie prześladowane niewiniątka, na które ktoś się wyjątkowo i specjalnie uwziął. Istotną rolę odgrywa tu postawa uczciwości wobec samego siebie. Ale rzecz jasna, wierzę i ufam, że w gronie elektoratu i partyjnych PO, są ludzie uczciwi i jak najbardziej dobrej woli. Wszyscy, to jeszcze nie każdy.

W moich obserwacjach utwierdzały mnie takie pokazówki jak publiczne picie wódki dla udowodnienia, że ś.p. Lech Kaczyński i Prezydent RP, pije ponad miarę. Albo uznanie powieści p. Browna za prawdziwy opis rzeczywistości religijnej w wywiadzie opublikowanych w bardzo poczytnym dzienniku.

Zastanawiałem się w jakim musiałbym być stanie ducha, ja, gdybym poszedł pomiędzy ludzi, broniących wartości opartych o chrześcijaństwo. Co bym musiał mieć w głowie, gdybym polazł na ten plac przed Pałacem z krzyżem z puszek po piwie. Gdybym poszedł tam odlać się na znicze, albo pójść odlać się na znicze na najbliższym cmentarzu, ludziom, którzy akurat je zapalili. Pomijając to jakby mi się za to odpłacili. Co bym musiał mieć w głowie, by pójść na ten plac i wrzucać niedopałki, a od kilku lat nie palę, za kołnierze modlących się, albo chociażby pójść do najbliższego kościoła i tam sobie tak poczynać. A jeśli nie kościoła to jakiegoś miejsca, poza budynkiem, gdzie ludzie przystają pomodlić się chwilę.

Na to wszystko złożyła się obserwacja, że PO bardzo chętnie wychodzi do takich ludzi i korzysta z ich poparcia przy urnach. Wprawdzie odbiera, tym samym, proletariackie poparcie partii, która na lumpenproletariacie polega, ale to ich rozgrywka. Moje sympatie polityczne na obecnej scenie politycznej dotyczą trzeciej i jedynej, dla mnie, na ten czas akceptowalnej sile, choć nie jest ona szczytem moich marzeń. Jednak widzę, że ma trwałe i stałe poparcie ludzi, wśród których, wywodzi się zdecydowana większość moich wzorców życiowych. Dlatego uznaję, że się nie mylę.

Podeptałem już wiele chodników. Niektóre miejsca zmieniły się nie do poznania, a jestem z narodowości poznania, jednak nie rapuję. Miejsce, w którym mieszkam, wskazuje, że jestem z całej Polski, konkretnie. Obserwuję z tej perspektywy kraj, w którym najważniejsze jest jedno zdanie, jednego polityka, mimo, że właśnie ukazały się dwa duże jego wywiady w tygodnikach, w których raczej można było się spodziewać, że wywiadów nie będzie. A może właśnie dlatego. Jedno zdanie, którym podsumowują, ci, którym na tym zależy, spory raport o naszej wspólnej rzeczywistości. Dla mnie ta rzeczywistość ma większe znaczenie niż zdanie o polskości Ślązaków, bo ja będąc, konkretnie, z całej Polski, ze Śląska nie mogę być.

Poza tym, gdybym znalazł się w okresie ostatniego roku czasu na Krakowskim Przedmieściu, na pewno, pomodliłbym się wraz z innymi Polakami - z całej, konkretnie, Polski, ale i z Polonii zagranicznych - i nie Polakami, którzy by się tam ewentualnie znaleźli i mieli taką wolę, dla podkreślania Tradycji, w której zostałem wychowany, również dla której zostałem wychowany. Pomodliłbym się, bo szanuję zmarłych, szanuję szanujących zmarłych i szanuję ludzi, którzy giną w mojej sprawie. Takich nawet więcej niż szanuję, jestem im winien okazanie wdzięczności. Tak jestem wychowany i jestem z siebie dumny, że potrafię temu sprostać.

Nie szanuję ludzi, którzy nie szanują moich wartości i uważam, że sobie na to zasłużyli swoją własną postawą. Czyli, że niewiele to ma wspólnego z moją postawą wobec nich, ale wiele ma wspólnego z ich postawą wobec mnie. Brak szacunku nie musi od razu oznaczać, że to okazuję, ale też, że ukrywam. Zwyczajnie, jak mi z kimś nie po drodze, to nie zmieniam mojej, by mu dokuczać, w ten, czy innych sposób. Podążam do swoich celów, a komu te cele nie przyświecają chodzi własnymi drogami i raczej się nie spotykamy. Może się zdarzyć jakieś skrzyżowanie naszych dróg, ale nie oznacza to jeszcze obowiązku poświęcania sobie czasu. Sam nie szukam zwady, nie zmieniam swoich dróg tylko po to by komuś powiedzieć, że chodzi nie właściwymi. Wcale nie uważam, że moje są te właściwe. Jak u innych, moje drogi, to zaledwie ścieżki poszukiwań, lepszych lub gorszych efektów, ale nigdy jeszcze osiągnięty cel nie okazał się metą. Jednak zdarzają mi się zwady. To właśnie wtedy, kiedyś ktoś włazi mi pod nogi. Taki ktoś albo nie ma własnej drogi, albo chce pokazać, że ma lepszą. Asertywnie, czyli na poziomie łazęgi, daję znać, co może. Czasem uda się przekazać też co robi, ale to raczej rzadkość. Oczywiście doskonały nie jestem, bo to oznaczałoby bałwochwalstwo, ale czyż świat nie byłby piękny, gdybyśmy wszyscy tak potrafili?

Jak widzę z perspektywy zwykłego deptacza chodników, doskonały świat jest niemożliwy. Nie tylko dlatego, że my ludzie i każdy z nas z osobna, nie możemy być doskonali, ale przede wszystkim dlatego, że komuś na tym szczególnie zależy. Politycy chętnie to wykorzystują, jak widać na załączonym obrazku. Nie dotyczy to tylko Polski, ale żyję, konkretnie, w Polsce. Nie tylko politycy mają interes w tym, byśmy raczej korzystali z własnej niedoskonałości, niż dążyli do niej. Pomimo, że doskonałość jest dla nas nie osiągalna, to kierunek jest właściwy, warto się doskonalić w wyznawanych wartościach. Życie weryfikuje te wartości samo z siebie, wskazując, które są odpowiednie i kiedy. Ludziom nieodpowiedzialnym, gloryfikacja nieodpowiedzialności będzie w smak, dopóki ich ta własna nieodpowiedzialność nie upokorzy. A odpowiedzialni zawsze wygrają. Takie jest prawo i taka natura, rzeczywistości otaczającej deptane przeze mnie chodniki.