Przeczytałem sobie właśnie refleksję na dziś i naszła mnie pewna myśl.
Jeżeli "trudno przekonać kogoś w chwili cierpienia, że to, czego doświadcza to wyraz miłości Boga", to może Ci wszyscy, którzy wyrzekają się swojej religijności zwyczajnie teraz cierpią. O głodzie duchowych doznań nawet nie próbuję wątpić. Na tym bazują wszelkiej maści okultyści i ezoterycy, wciągając wygłodzonych, poprzez różnego rodzaju inicjacje, coraz głębiej w swoje zabobony i oszustwa.
Pomyślałem sobie, że ci wszyscy ludzie głoszący o takich wspaniałych doznaniach, tak naprawdę niczego takiego nie przeżywają. Wszystkie ich odczucia są produkowane przez ich mózgi i wszelkie mechanizmy ułatwiające samozakłamanie i nie mają miejsca w prawdziwej rzeczywistości, jaka ich otacza. Po katolicku należało by to określić słowem - błądzą.
Jednak chciałbym tu skupić się na procesie samookłamywania i z innego duchowego doświadczenia mojego życia. Najbardziej obrazowo przemawia tu do mnie mechanizm wykorzystywany przez ofiarę uzależnienia. Wyobraźmy sobie alkoholika w najgorszym wydaniu. Takim ze stereotypów myślowych, zabobonów na temat tej choroby. Skończony człowiek, totalnie zaniedbany, żyjący jak szczur, a jednak wystarczy trochę alkoholu i staje się szczęśliwy. Odwoływanie się do jego zdrowego rozsądku spełznie na niczym. Wielu tego próbuje, najczęściej dla samousprawiedliwienia, bo wie, że nie przynosi to żadnego efektu, a jednak wciąż powraca z tymi swoimi argumentami. Tak naprawdę powoduje jedynie większe zagubienie u chorego i silniejszą potrzebę ucieczki od prawdy w jedyny sobie znany sposób, czyli w alkohol. Takich troskliwych cechują więc dwa motywy działania. Albo nie są świadomi efektów swojego oddziaływania, albo w upadlaniu alkoholika mają jakiś osobisty interes. Nazywa się ich współuzależnionymi.
Piszę o tym, bo zastanawiam co mną kieruje w dzisiejszej refleksji.
Ten mechanizm u uzależnionych nazywa się "systemem iluzji i zaprzeczeń". Uzależniony wykorzystuje go do kontynuowania uzależnienia. Alkoholik pije mimo szkód, ale MUSI czuć się z tym dobrze. Każdemu z nas zależy na tym, by czuć się dobrze. Samopoczucie generuje się w mózgu. To jakieś procesy chemiczne. Uzależnienie od alkoholu też jest uzależnieniem od substancji chemicznej. Dlatego alkohol pomaga przekłamać doznania, które towarzyszą alkoholikowi. Jednak nikt nie lubi być PRZYMUSZANY. Alkoholik też, a może nawet zwłaszcza. Im bardziej czuje się przymuszany do picia, tym bardziej zakłamuje swoje doznania. To działa podobnie jak okultystyczne inicjacje. Powoli i niedostrzegalnie. Można by to zobrazować określeniem "rozpuszczanie". Zdroworozsądkowe argumenty są powoli i niedostrzegalnie rozpuszczane.
Pewnego dnia okazałem się gotowy do przyjęcia tej wiedzy. Sam z siebie nie potrafiłbym jej wydobyć i żaden uzależniony człowiek tego nie potrafi. Nie można mu wierzyć. Stracił zdrowy rozsądek. Tego nie odzyskuje się z dnia na dzień, skoro zatracało się latami. Potrzebny jest wysiłek i wsparcie innych, którzy wiedzą co się stało i jak. Inaczej to dalszy ciąg oszustwa.
Myślimy własnym mózgiem, a on zarządza naszym poczuciem zaufania. To tak jakby politycy zajmowali stanowisko we własnej sprawie, jak np. w aferze hazardowej. PO osądzało, czy PO robi złą robotę. Wynik jest oczywisty. Alkoholik również nie potrafi zdobyć się na obiektywność wobec samego siebie.
75 lat temu kilku alkoholik złamało mit na temat przymusu picia przez alkoholików. Dowiedli, że utrata zdrowego rozsądku może być świetnym przyczynkiem do odzyskania go. Samozakłamanie wykorzystywane w uzależnieniu, świetnym narzędziem do odkłamania. Oba te procesy owocują, przede wszystkim, rozeznaniem w procesie zatraty. Łatwo więc zauważyć, że kolejny raz schodzi się na manowce. To się nazywa powrotem do zdrowia. Większości alkoholików wcale nie podoba się powrót do zdrowia. To bardzo odpowiedzialna postawa, a alkoholizm jest symptomem nie radzenia sobie z wyzwaniami normalnego i opartego na prawdzie, życia. Można tu stwierdzić, że alkoholik, który chce żyć zdrowym życiem, ma większe wyzwanie od pozostałych ludzi. Zwiększona dyscyplina nikomu przecież nie wychodzi na złe. To w zasadzie walor, ale bardzo niedoceniany w tym środowisku.
Jeżeli istniało by takie stopniowanie, to można by powiedzieć, że ogół społeczeństwa jest trzeźwa, a trzeźwi alkoholicy są trzeźwiejsi. Ale oczywiście nie istnieje takie stopniowanie. Trzeźwi alkoholicy dołączają do ogółu społeczeństwa i są zwykłymi ludzi, ze zwykłymi problemami i radościami. Może determinowani wdzięcznością trochę mocniej ją wyrażają. W końcu alkoholizm jest śmiertelny, a Ci przeżyli.
Piszę o alkoholizmie, bo ładnie mi obrazuje sens cierpienia. Zatrata jaką sobie serwuje człowiek uzależniony, powoduje swoiste docenienie odzyskanych możliwości.
A miało być tylko o mechanizmie wchodzenia w nałóg. A wyszła lekcja o alkoholizmie. Nałogowcami nie stają się ludzie szczęśliwi. To zawsze są takie osoby, które poszukują szczęścia. Jak każdy. Znajdują drogę na skróty i nie od razu widać, że to ślepa uliczka.
Osoby, które poznałem podczas swoich eksperymentów z duchowością, parające się ezoteryką i okultyzmem, też nie były szczęśliwe. Poszukiwały szczęścia. Uległy iluzji łatwiejszej drogi do osiągnięcia wysokich stanów duchowych. Żeby utwierdzić się w słuszności kalają dobre imię kościoła rozprzestrzeniając niesprawdzone informacje. Alkoholik też kłamie na potrzeby uzależnienia. MUSZĄ tak postępować. MUSZĄ widzieć w kościele zło, żeby w swoim postępowaniu widzieć dobre owoce. Nie wiedzą już, że budowanie systemu wartości na negacji innych, a nie na rozwoju własnych, to droga donikąd. Zatracili zdrowy rozsądek i potrzebują jakiegoś konkretnego wstrząsu duchowego, podobnie jak alkoholicy, by się przebudzić.
Przebudzenie takie to ogromna wartość. To jak dotknięcie przez Boga. Jednak nie ma na co liczyć, większość umiera otumaniona. Może więc warto sięgnąć do mądrości płynącej z 12 Kroków AA i w tej dziedzinie życia. Cierpienie innych ludzi może przyczynić się wzrostu wrażliwości, potrzeby współczucia i umiejętności zaradzenia. Cierpienie rozumiane na sposób Chrześcijański to wartość, która ma istotne znaczenie dla życia własnego i dla życia społecznego. Nie wszyscy chcą cierpieć. Nie rozumiejąc wartości cierpienia, szukają drogi na skróty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz