czwartek, 29 kwietnia 2010

Niemedialna rzeczywistość

Jest taki kawał z brodą jak to mały Jasiu przyglądał się księdzu wbijającemu gwoźdź w ścianę. Ksiądz spytał: co robisz Jasiu? Czekam co ksiądz powie jak się walnie młotkiem w palec.

Oglądając film "Solidarni 2010" miałem wrażenie, że Jasiu w końcu się doczekał. Usłyszał i nagrał, wraz z równie godną szacunku Ewą Stankiewicz, pierwszą i naturalną reakcję ludzi. Ci ludzie, tak na co dzień, machają ręką nad polityczną poprawnością i niepoprawnością. Oczywiście, znaleźli się tam i tacy, którzy byli zaangażowani, posiadający swoją polityczną tożsamość, albo przynajmniej pogląd lub ogląd sytuacji. Większość jednak doznała czegoś co Jan Pospieszalski określił "narodowymi rekolekcjami" (z jego ust usłyszałem to określenie). W ich życiu nastąpiła jakaś forma "przebudzenia", głębszej refleksji nad tym, co się wokół dzieje.

Jak znam się na osobistych przebudzeniach, a kilka razy coś takiego przeżywałem, rodzą się wtedy różne wątpliwości, poczucie niezgody, mają miejsce wszelkiego rodzaju dyskomforty. Właściwie uświadamiamy sobie w takich chwilach, że zakłamywaliśmy sobie rzeczywistość i/lub zachowywaliśmy obojętność, by nie poruszać pewnych strun. Unikaliśmy pewnych stanów emocjonalnych, wyrażania uczuć, chociażby po to "by się nie wychylać". Przebudzenie to taki moment, w którym to sobie uświadamiamy i już nigdy nie osiągniemy takiego komfortu jak wcześniej, pozostając w starym postrzeganiu świata i wyrażaniu siebie. Musimy zacząć robić to jakoś inaczej. Czasem wystarczy, że w ogóle zaczynamy robić ;-)

Zmiany powodują lęk i obawy. A co jak popełnię błąd, a co jak pójdzie coś nie tak i takie tam. Niewielu jest takich, którzy potrafią je przeskoczyć i od razy odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Musimy też pamiętać, że nawet jak już się zaczęło żyć inaczej trzeba o to dbać. Trzeba już zawsze pozostawać na tym nowym poziomie, a to jest również sztuka zarezerwowana dla niewielu.

Co więc ludzie, żyjący w warunkach mało sterowalnych, mieli i mogli wyrazić na ulicy w pierwszych dniach po tragedii o jakiej sam Tusk, Premier Polski, powiedział, że współczesny świat takiej nie widział. Przecież kontaktowali się ze swoim zwykłym ludzkim lękiem. Opuszczeni przez tych, którym chcieli ufać, oszukani i zrezygnowani. O czym mieli tam mówić między sobą? Nagle wokół okazało się, że nie są osamotnieni, że takich ludzi jak oni jest więcej, są całe tysiące, że te obawy, które odczuwają mogą dzielić z innymi. Mogą je wyrazić i nie być za nie krytykowani, odsądzani od czci i wiary. Po prostu mogą.

I co ich teraz spotyka? Politycy, którzy przygarną ich pod swoje skrzydła zrozumienia, biorą na siebie ogromną odpowiedzialność. Sami czynią na sobie jednoznaczny test. Albo kierują się ich interesem, albo własnym. Co to oznacza dla ich politycznej przyszłości wiadomo już dziś. Trudno takich oskarżyć o tchórzostwo.

Najgorsze co czytam na temat tego wydarzenia, "narodowych rekolekcji", to ośmieszanie, brak zrozumienia i nieumiejętność akceptacji. Być może determinowane to jest nierozumieniem sytuacji, w tym sensie, że przerasta świadomość i w związku z tym jest odrzucane. Gorzej, jeśli to wynika z jakiegoś osobistego interesu. Wtedy jest zwykłym szujostwem i każda osoba, która się czymś takim kieruje, jest zwykłą szują i gnidą. Choć przyznam, że nie znam metody na to jak rozróżnić głupiego od złego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz