Wyobrażam sobie prostą sytuację. Ojciec rodziny wyjeżdża na zachód "za chlebem". W domu zostaje matka z trójką nastoletnich dzieci. Nie daje sobie zbytnio rady. Udaje się do lekarza, który przepisuje jej jakieś antydepresanty. Wszystko się układa. Po roku ojciec wrócił, udało się wyrównać domowe finanse. Można spokojnie szukać lepszego zatrudnienia w kraju.
Przychodzi czas jakichś większych rodzinnych rozstrzygnięć, np. dalsza edukacja, któregoś z dzieciaków, decyzja o opiece nad schorowanym dziadkiem, może możliwość przeprowadzki do nowszego budynku. Coś konkretnej skali. I wtedy ojciec rodziny lub najstarszy syn po słowach matki odpowiada: "zastanawiam się czy jesteś po lekach".
Można poszukać inaczej. Nie jestem królewna śnieżka i wiem, że ludzi dotykają sytuacje niespodziewane. Jeżeli spotykają ludzi, mogą spotkać i mnie. Zresztą nieraz spotkały mnie nie chciane i nie zamierzone przeze mnie sytuacje, na które nie miałem wpływu, ale musiałem zebrać owoce. Tylko nieodpowiedzialni ludzie, nie potrafiący inaczej lub chcący takimi być, mogą uważać, że są absolutnie bezpieczni. Tylko podobnie niedojrzali do normalnego życia ludzie, którzy jednak zauważą, że coś takiego się im przytrafiło, nie wezmą za to odpowiedzialności. Ustalą winnych i umyją ręce.
A więc potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której potrzebowałbym interwencji farmakologicznej. I chodzi mi tutaj o kłopoty psychiatryczne, z którymi nie można sobie poradzić jedynie drogą psychologicznej terapii.
Wyobrażam też sobie, że znajdą się w moim otoczeniu ludzie, którzy uznają mnie za takiego, z którym nie trzeba się dłużej zadawać. Dla takich ludzi sytuacja, że sobie poradzę z problemem i nie będę już musiał wspierać się farmakologią, może okazać się niekomfortowa. Wiadomo powszechnie, że farmakologia nie leczy problemu, tylko pozwala przetrwać chorobę w jej najgorszym stadium. Leczenie następuje innymi drogami. W takich akurat kłopotach, gdzie trzeba sięgnąć do silniejszych psychotropów nić tabletki na ból głowy, jest psychoterapia. Kontakt z psychologiem nie powoduje choroby, tylko wyzwolenie z niej, podobnie jak dentysta nie psuje zębów ;-)
Jeżeli dla kogoś sytuacja opuszczenia mnie w trudnej chwili rzeczywiście jest niekomfortowa musiał będzie jakoś się do tego ustosunkować. Tylko doskonali ludzie są ponad swoją emocjonalność i uczuciowość. Większość tak ulega instynktom, że tracą rozum - ludzka domenę w otaczającym nas świecie - i zachowują się jak zwierzęta. Tak więc taki osobnik będzie musiał to w sobie jakoś rozegrać. Na tym właśnie polega niewola, ciągle musimy sobie wyjaśniać i udowadniać, że jest ok. Nie ma czasu myśleć czym jest normalne życie, a o uczestniczeniu w takim, zwyczajnie, nawet mowy być nie może. Pochłania to większość czasu i nie ma ucieczki. Taki człowiek będzie musiał stosować bardzo wiele wybiegów, by doznać wewnętrznego uspokojenia i uwierzyć w nie. Najczęściej polega to na samozakłamaniu. A jak ktoś kłamie, to kłamie coraz więcej, by mieć spokój. Ale czy go ma? Czy jednak staje się niewolnikiem?
Potrafię sobie wyobrazić, że taki niewolnik, będzie wobec mnie wykazywał i pogardę, próbując ośmieszyć na szerszym polu. Będzie wciągał w to kolejnych ludzi. Niektórzy mu przytakną, pomagając mu jeszcze bardziej zagubić się w swojej niewoli. Najprawdopodobniej źle mu życzą lub sami są podobnymi niewolnikami własnej nieodpowiedzialności i muszą pogrążać innych, by samemu zyskać spokój w swoich sprawach. Jak ktoś jest niewolnikiem to szuka większych niewolników, by uznać, że skoro sam nie jest tak bardzo uwikłany, to nie musi się tak bardzo przejmować. Czy ludzie odpowiedzialni i dojrzali nie przejmują się swoim życiem? Nie zdają sobie sprawy, że ich humory wpływają na otoczenie, zwłaszcza na najbliższych?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz