środa, 27 lutego 2013

Bóg, który jest nieudacznikiem


Wielu ludzi stwarza sobie jakiegoś bożka na obraz i podobieństwo własne, a potem ma pretensje, że nie jest wszechmocny. Kończy się to tym, że taki bóg staje się niewiele wartym nieudacznikiem, więc nie ma sensu poświęcać mu czasu. Jeszcze pół biedy jak taki stworzyciel boga lub bogów, bo to może być różnie, jest w drodze poszukiwań i odkryć na temat Boga rzeczywistego. Ale kiepsko się ma sprawa, gdy chce się od Boga odejść i cała ta gimnastyka temu własnie ma służyć. Ta osoba jest nie do zawrócenia.

Człowiek ma ogromną wyobraźnię i umie się postarać, ale nie jest w stanie zrozumieć pojęcia wszechmocy. Niektórzy posiądą moce większe niż pozostali ludzie. Będą mieli, dzięki temu prawo, a czasami nawet i obowiązek, nazywać siebie wybrańcami. Jednak część z nich ogarnie poczucie wszechmocy i bardzo długo nie będą potrafili zauważyć, że już nawet nie są ponad przeciętni. Wyobraźmy sobie pijaka (to nietrudne), który od trzech lat, praktycznie, nie wychodzi z jednej knajpy. Jak każdy z nas, deptaczy chodników, pragnie prestiżu, jakiejś trwałej wartości lub choćby chwalebnego wydarzenia, które pozwolą mu czuć się ponad przeciętnego zasiadywacza w owej knajpie. I z pewnością takie ma. Gdyby szary deptacz chodników posłuchał historii stałych bywalców knajp, zauważyłby, że większość z nich jest o wiele wrażliwsza od niego i (taki knajpiany zakapior) ma conajmniej jedno dyżurne chwalebne wydarzenie w swojej przeszłości, do którego sam nie dorasta. Zawsze można to wpiąć na półkę z przechwałkami, ale w rzeczywistości, choć barwnie podana, jest to prawda. Jednak zasiadywacz nie zauważa, że opowiada historie przed kilku lat i że w międzyczasie niewiele się wydarzyło, że już się na tyle zdegradował nałogiem, że stał się i niewiarygodny i nawet nieprawdziwy. Tak samo z tymi, którzy będąc zaledwie ponadprzeciętnymi uważali się za wszechmocnych. Ich chwała nie jest blaskiem, choć tego nie widzą. Są jak ci knajpiani historiopisarze, tak niewiarygodni, że nieprawdziwi.

Jednak znajdują "uczniów". Z czego to wynika? Najczęściej mają lepszą elokwencję, umiejętność przyciągania słowem, no i ten potrzebny rodzaj bezczelności, by potrafić wystawić naiwnych na kpinę, zachowując powagę. Ich uczniowie często wywodzą się z tych ludzi, którzy sami nie byli stworzyć sobie takie boga, któremu warto byłoby poświęcić swój cenny czas i myśl jakąś głębszą od wyboru rodzaju zapachu kadzidła. Autorytetem staje się dla nich ten, który stwarza boga wydającego się nie być nieudacznikiem. A może nawet ma cechy wszechmocnego. W końcu, jeżeli nie rozumiemy czym jest wszechmoc, to znaczy, że wszechmocą jest wszystko inne. Są niczym słuchacze owego zasiadacza knajpianego, który stawia i snuje te swoje opowieści. I co można zmienić?

Podobnie jak zasiadywacz knajpiany przeżywa wiele przygód w powrotach do domu i w samym domu, ponadprzeciętni przeżywają swoje przygody na swych duchowych drogach i w duchowych zmaganiach. Co ciekawe, w oczach naiwnych, bo kogóż by, te zmagania uwiarygadniają bzdury i duchową głupotę. Tak jakby śpiący pijak, który przespał swój przystanek (a jeszcze lepiej stację) stawał się wiarygodniejszy w swoich opowieściach. Albo kłótnia z żoną uwiarygadniała potrzebę sięgania po alkohol. Cóż jednak zrobić, skoro naiwny tak właśnie rozumie autorytet? Alkoholik jest o tyle usprawiedliwiony  że działa pod wpływem mechanizmów uzależnienia - to choroba. Co tłumaczy naiwniaka? Albo jest głupi, albo dawanie nabijania się w butelkę jest mu do czegoś potrzebne z powodów psychologicznych. Jest cała masa syndromów, które to opisują. Ale co usprawiedliwia ponadprzeciętnych, którym odbiło? Chyba tylko to. Skoro ich bóstwo jest nieudaczne, to i takie musi pozostać ich życie. Jak powiada ludzka mądrość: skoro im tam dobrze, to dobrze im tak...

Ilustracja pochodzi 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz